Pierwszy prototyp wodzu hybrydowego, wówczas ogłaszany jako sukces Tatrzańskiego Parku Narodowego, spłonął podczas ładowania zimą 2018 roku. Dziś Tatrzański Park Narodowy chwali się drugim prototypem i ponownie odtrąbia sukces zapowiadając, że to koniec konfliktu o konie z Morskiego Oka. Tymczasem turyści i organizacje społeczne chcą, by transport ten zlikwidować.
Tatrzański Park Narodowy twierdzi, że wóz hybrydowy ma zakończyć konflikt z organizacjami ochrony zwierząt o pracę koni ponad siły na trasie do Morskiego Oka. – Tatrzański Park Narodowy wciąż pudruje problem, zamiast przyznać, że on istnieje i raz na zawsze zakończyć cierpienie zwierząt nas tej trasie – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! – Tym razem pudrem jest wybitne ich zdaniem osiągnięcie techniki, wóz hybrydowy. „Sztuczna inteligencja” wspomagająca konie w pracy, gdzie to furman decyduje o tym, ile tego wspomagania elektrycznego koniom dać. A im wyższy poziom wspomagania, tym więcej prądu zużywa hybryda. I nie ma żadnej gwarancji, że furmani nie będą na tym wspomaganiu oszczędzać – tłumaczy.
Wóz hybrydowy oparty jest na podobnym mechanizmie, jak pojazdy elektryczne, które były testowane nas trasie w 2014 roku. – Wtedy urzędnicy twierdzili, że silnik elektryczny i jego baterie nie poradzą sobie z wyjątkowo trudnymi warunkami klimatycznymi na trasie i z tego powodu zrezygnowano z wprowadzenia transportu alternatywnego, bez udziału zwierząt – mówi Anna Zielińska, wiceprezeska Fundacji Viva! – Tymczasem pojazd hybrydowy wyprodukowała firma nie mająca żadnego doświadczenia w tej gałęzi przemysłu. Wóz jest cięższy od tych obecnych o 500 kg. Jeśli silniki i baterie nie wytrzymają, konie będą musiały ciągnąć nie tylko pasażerów, ale też ten dodatkowy ciężar. Dotychczas było to przeciążenie na poziomie około tony, w przypadku hybrydy wzrośnie ono o wagę mechanizmu. A konie będą cierpiały jeszcze bardziej – tłumaczy.
Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami wielokrotnie zgłaszały swoją chęć udziału w testach pojazdu hybrydowego. Jednak Tatrzański Park Narodowy nigdy na te prośby nie odpowiedział. Wprowadzenie wozu na trasę jest dla organizacji ochrony zwierząt niepokojące, bo poprzedni prototyp spłonął podczas ładowania. – Z doniesień prasowych wiemy, że podczas drogi w dół, kiedy konie są spychane z ogromną prędkością przez prawie trzytonowy skład, produkowana jest duża ilość prądu, którym ładują się baterie – tłumaczy Anna Plaszczyk – Bezpieczniki tego nie wytrzymują i wyłączają mechanizm, który wspomaga też hamowanie. Urządzenie przestaje się ładować, ale prądnica wciąż działa. W tej sytuacji może dojść, przy ogromnej prędkości, do zapalenia się mechanizmu. Nawet nie chcę sobie wyobrażać płonącego wozu z pasażerami, przed którym próbują uciec zaprzężone do niego konie. Rozumiem też, że pracownicy parku są przyrodnikami, a nie mechanikami i nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji – dodaje.
Mechanizm działania hybrydy został opracowany przy współpracy z hipologiem, który popełnił kardynalne błędy w obliczeniach przeciążeń. Wynika z nich, że konie nie pracują w przeciążeniu. Kardynalne błędy w obliczeniach hipologa potwierdził biegły sądowy w opinii sporządzonej na zlecenie prokuratury Rejonowej w Limanowej. Już sam ten fakt sprawia, że prototypowy wóz hybrydowy nie ma prawa odciążać koni w prawidłowym zakresie.
Pomijając kwestię tego, czy wóz działa i w jakim zakresie odciąża konie – nie jest on w stanie zapobiec uszkodzeniom układu ruchu koni, wynikającym z pracy tych zwierząt w podkowach warszawskich/hacelowych na stromo nachylonym asfalcie, stresowi cieplnemu w upalne dni czy wychłodzeniu podczas mrozów, a także stresowi wynikającemu z pracy na zatłoczonej trasie do Morskiego Oka. – Jedynym sposobem na zakończenie cierpienia koni na trasie do Morskiego Oka jest likwidacja tego transportu – tłumaczy Anna Zielińska – Z badań opinii publicznej wynika, że 68% Polek i Polaków chce likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Tymczasem TPN wydaje publiczne środki na utrzymanie tego pseudotradycyjnego i nieetycznego transportu – podsumowuje.
Fundacja Viva! podkreśla, że o testach hybrydy nie wiedziały nie tylko organizacje ochrony zwierząt, ale także członkowie komisji badającej konie z Morskiego Oka. A przecież to oni, a nie furmani, powinni ocenić, czy zwierzęta po pokonaniu tej trasy są mniej zmęczone, niż po wyciągnięciu do góry wozu bez wspomagania.
Źródło: Fundacja Viva!