Wolontariat zagraniczny nazywa się przygodą życia, świetną zabawą lub niesamowitym przeżyciem. Często zapomina się, że jest on przede wszystkim ogromnym wyzwaniem i aby się go podjąć potrzeba wielkiej odwagi, a tej w powszechnej opinii nie brak jest głównie osobom młodym. Historia Państwa Lili i Leszka Sobotków udowadnia jednak, że także osoby starsze to ludzie wielkiego ducha.
Jak sami twierdzą, swoją siłę czerpią z wiary. To dzięki niej dziś mieszkają w Zambii i pomagają miejscowej społeczności w ramach Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego. Dowodzą tym samym, że aktywnym można być przez całe życie. Dlatego też to Państwo Sobótkowie zostali bohaterami pierwszego artykułu inaugurującego cykl tekstów o wolontariacie seniorów, który jest częścią projektu „Aktywni całe życie – wolontariat wśród seniorów” realizowanego przez Regionalnego Centrum Wolontariatu w Krakowie działające przy Fundacji Biuro Inicjatyw Społecznych.
Przygotowanie
Państwo Lila i Leszek Sobótkowie decyzji o wyjeździe do Zambii w ramach Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego nie podjęli z dnia na dzień. Najpierw była inna działalność wolontariacka. Od dawna działają w Ruchu Domowego Kościoła – około 20 razy pracowali jako moderatorzy w czasie wakacyjnych oaz dla rodzin organizowanych właśnie przez Ruch. Dziś mówią, że ta działalność była przygotowaniem do dzisiejszej misji w Zambii.
Kiedy już wiedzieli, że ich miejsce jest właśnie w Afryce, musieli zmierzyć się z dwiema rzeczami: przygotowaniami do wyjazdu oraz reakcją otoczenia na ich decyzję. Jak dziś wspominają, wiele osób zareagowało sporym zdziwieniem na fakt, iż osoby w wieku 60 lat chcą wyjechać na misję do Afryki. Niektórzy sądzili nawet, że tak naprawdę za ich wyjazdem kryje się jakiś interes, duże pieniądze, a nie chęć bezinteresownej pomocy i rzeczywista potrzeba serca. Wsparcie okazała za to rodzina, przede wszystkim rodzice Pana Leszka, oraz przyjaciele z Ruchu Domowego Kościoła. Przygotowania do wyjazdu okazały się za to sporym wyzwaniem finansowym: należało opłacić bilety lotnicze, wizy wjazdowe, leki, szczepionki. Państwo Sobótkowie nie chcieli także zapomnieć o upominkach dla miejscowej społeczności. Misja w Zambii to jednak ich powołanie, dlatego sprostali tym trudnościom.
Dzień w Chingoli
Państwo Sobótko rozpoczynają swój dzień już o 5.45 nad ranem. Jest on wypełniony licznymi zajęciami – Pan Leszek wykonuje najczęściej prace ogrodowe, przydomowe lub też budowlane, a Pani Lila pracuje z dziećmi lub w kuchni. W ten sposób dzielą się z miejscową społecznością doświadczeniami i umiejętnościami gromadzonymi przez całe życie. Oczywiście znajdują również czas na chwilę odpoczynku przy kawie i rozmowie. Jak podkreślają, przez cały dzień towarzyszy im modlitwa, uczestniczą także w liturgii Słowa. Ich misja to przecież także dzielenie się wiarą. Na sen przychodzi pora dopiero około godziny 22.
Dzięki misji życie mieszkańców Chingoli powoli zmienia się na lepsze. Jednak każdy dzień przynosi również zmianę w życiu samych wolontariuszy. Państwo Sobótkowie bardzo wyraźnie odczuwają kontrast między jego dawnym kształtem a obecnym. Kiedyś zabiegali o wiele, dziś doceniają prostotę dnia codziennego, która pozwala im w pełni doświadczać radości, miłości i spokoju. Ich nowe doświadczenie zabrzmi dla niektórych banalnie, ale oni sami są dowodem na jego prawdziwość: do szczęścia potrzeba naprawdę niewiele. Zapytani wprost, czego uczą się w Chingoli, wymieniają między innymi pokorę i przebaczenie. Chętnie mówią też o tym, że wolontariat zmienia na lepsze także ich małżeństwo – dopiero w Zambii dostali szansę na wspólne uporządkowanie wspólnego życia. Mimo to podkreślają zgodnie, że za wcześnie na podsumowanie ich misji wolontariackiej, wciąż pozostają „w drodze”. Zapytani, czego można im życzyć, odpowiadają, że błogosławieństwa Bożego.
Dać przykład innym…
Niektórym ludziom, którzy wyszli już poza wiek szkolny czy też studencki wydaje się, że bycie wolontariuszem nie jest już dla nich. Państwo Sobótkowie przeczą takiemu myśleniu. Podkreślają, że każdy z nas, niezależnie od tego, na jakim etapie życia się znajduje, ma coś cennego do zaoferowania innym. Każdy, więc może zostać wolontariuszem, każdy może wyjechać na misje - także osoby starsze, które często dysponują cennym doświadczeniem życiowym, wiarą i zaangażowaniem. Co ważne, ich wolontariat praktycznie zawsze wynika z autentycznej potrzeby serca, a nie z chwilowej mody.
Państwo Sobótkowie radzą więc, by nigdy nie lekceważyć pomysłów, które przychodzą nam do głowy, na przykład by wyjechać na misje. Lepiej przyjrzeć się takiej idei i rozważyć ją. Sami wierzą, że takie myśli są konsekwencją woli Boga, dlatego polecają tutaj rekolekcje. A co dalej? Jeśli tylko myśl o wolontariacie czy misji nas nie opuszcza, powinniśmy za nią podążyć. Tak po prostu.
Artykuł przygotowała wolontariuszka RCW: Justyna Magiera
Projekt zrealizowano przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego
Źródło: Regionalne Centrum Wolontariatu w Krakowie