Emerytowany górnik, przepracował 30 lat pod ziemią. Oddany hodowca gołębi i wolontariusz w stowarzyszeniu „Oligos” na rzecz Dzieci, Młodzieży oraz Absolwentów Specjalnego Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Rybniku. Jego przydomek to „Plaster”, bo rozmowa z nim leczy wszystkie rany.
Czym się zajmuje
Od 1996 r. jest na emeryturze. Wcześniej, przez 30 lat ciężko pracował w kopalni węgla kamiennego „Jankowice” w Rybniku, gdzie odpowiedzialny był za zjazdy ludzi pod ziemię.
– Praca w szybie uczy odpowiedzialności. Nie tylko za siebie, ale również za innych ludzi. Na kopalni to szczególnie ważne, bo jeden nieuważny krok i ktoś może przypłacić to życiem – wspomina Piotr.
Przez wiele lat był prezesem ds. lotów w Polskim Związku Hodowców Gołębi Pocztowych, w którym po dziś dzień się udziela. Zrezygnował z funkcji prezesa, by całkowicie poświęcić się wolontariatowi i pracy z niepełnosprawnymi. W „Oligosie” znalazł swoje miejsce i drugi dom. Jako wolontariusz czuje się doceniany jak nigdy w życiu.
– Najcenniejsza nagrodą jest miłość i ciepło niepełnosprawnych. To nieocenione uczucie. Czasem nawet wydaje mi się, że świat niepełnosprawnych jest lepszy. Nie ma wśród nich awantur, kłótni, za to łączą ich bardzo bliskie więzi i solidarność. To naprawdę poruszające – dodaje.
Jego przygoda z wolontariatem zaczęła się w 2009 r., kiedy w ramach jednego z projektów „Oligosu”, Elżbieta Piotrowska, prezes stowarzyszenia, poprosiła go o pomoc w popilnowaniu niepełnosprawnych chłopców.
– Zgodziłem się bez wahania. Wkrótce podopieczni stowarzyszenia zaczęli przychodzić do mnie jak do prawdziwego opiekuna. Moją obecność szczególnie cenił dwudziestokilkuletni Tomek, chłopak z dziecięcym porażeniem mózgowym. Miał problemy ze zwykłymi codziennymi czynnościami – goleniem się, myciem, ubieraniem. Nie był tego nauczony. Tomek ewidentnie potrzebował ojcowskiej ręki, dlatego postanowiłem mu pomóc i nauczyć go różnych rzeczy przydatnych w życiu na co dzień – przyznaje.
Piotr zabiera Tomka na basen, zajęcia terapeutyczne i taneczne. Uczy go, jak należy dbać o higienę i relacje z innymi ludźmi. Po roku czasu widać pierwsze efekty tej pracy.
– Dziś, Tomek wie, jak o siebie dbać, łatwiej nawiązuje kontakt, jest uprzejmy wobec kobiet, potrafi przeprosić i podziękować. A ja sam pokochałem wolontariat – uśmiecha się Piotr.
Piotr dojeżdża codziennie 10 km do centrum Rybnika, gdzie ma swoją siedzibę stowarzyszenie „Oligos”. Czasem wpada na 2 godziny, a czasem potrafi spędzić tu cały dzień. Wszystko zależy od ilości pracy. Rybniczanin ma obecnie pod sobą 107 innych wolontariuszy, którzy pracują z niepełnosprawnymi. Każdemu z nich musi zorganizować czas i zajęcie. Czuje się za nich odpowiedzialny. Pracownicy stowarzyszenia i jego podopieczni uwielbiają go. Nazywają go „Plaster”, bo rozmowa z nim jest lekiem dla duszy. Wiedzą o tym zwłaszcza Tomek, Agnieszka, Kasia i Heleka, niepełnosprawni z „Oligosu”, dla których jest niemal jak ojciec.
– Ludzie do mnie lgną. Nauczyłem się, że trzeba innych słuchać. Gdy przyjeżdżam do stowarzyszenia, z wszystkimi muszę się przywitać, porozmawiać, czasem nawet pogłaskać. Dla niepełnosprawnych to naprawdę wiele znaczy – tłumaczy emeryt.
– Piotr każdego wysłucha, zawsze znajdzie czas, porozmawia. Ma naprawdę anielską cierpliwość. Codziennie ustawia się do niego kolejka rozmówców, a on sam jest przez wszystkich obściskiwany – mówi Elżbieta Piotrowska, prezes stowarzyszenia „Oligos”.
Dlaczego to robi?
Piotr jest po dwóch zawałach serca i poważnych operacjach oka. Po pierwszym zawale, cudem udało mu się wrócić do życia. Został uratowany w ostatniej chwili. Wtedy zrozumiał, że ma jeszcze coś do zrobienia.
Największy sukces
W 2010 r. został wolontariuszem roku województwa śląskiego w konkursie „Barwy wolontariatu”, zorganizowanym przez Ogólnopolską Sieć Centrów Wolontariatu. Otrzymał także nagrodę internautów w konkursie „Pomagam bo!” Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Kapitału Społecznego „Pracownia Obywatelska”, w którym opisywał na blogu swoje doświadczenia z wolontariatu.
– Od początku bardzo kibicowałam Piotrowi. Tytuł wolontariusza roku był dla nas wielkim zaskoczeniem. Uwielbiałam także czytać jego bloga w „Pomagam bo!”. To nie był zwykły dziennik, Piotr opisywał swoje odczucia i emocje, a każdy wpis kończył się sentencją, skłaniającą do głębszych przemyśleń. Nie wiedziałam, że ma taki talent do pisania – uśmiecha się E. Piotrowska.
Piotr Ryłko ma także kilka bardzo osobistych sukcesów.
– To, że udało mi się wyprowadzić Tomka, którym się opiekuję, na pełnowartościowego człowieka, umiejącego funkcjonować w społeczeństwie. To, że zbudowałem dom, mam rodzinę, dwójkę dzieci, czwórkę wnucząt. I przede wszystkim, że przez 30 lat pracy na kopalni nie miałem wypadku – mówi rybniczanin.
Największa porażka
Nie miał dużych porażek, a te małe były lekcją na przyszłość.
Najbardziej lubi
Zainteresowania ma szerokie. Od ponad 25 lat jest zapalonym hodowcą gołębi, o których chętnie i ze szczegółami opowiada niepełnosprawnym. Jak niemal każdy mężczyzna, lubi także sport, zwłaszcza piłkę nożną, żużel i siatkówkę. Niedawno, za sprawą konkursu „Pomagam bo!”, odkrył w sobie nowy talent do blogowania.
Marzenia na przyszłość
– Moim marzeniem jest, żeby w Rybniku powstał hostel dla osób niepełnosprawnych. Duża część z naszych podopiecznych pochodzi z rodzin niepełnych. Prawdziwy dramat zaczyna się, gdy jedyny rodzic poważnie zachoruje i nie może zająć się swoim dzieckiem. Taki hostel byłby wtedy prawdziwym wybawieniem. Może kiedyś doczekam takiego obiektu w Rybniku? – zastanawia się Piotr.
Źródło: inf. własna