Choć polega na dawaniu, sam przynosi wiele korzyści. To doskonała okazja by poznać inny kraj, podszkolić swój język, nawiązać nowe znajomości, ale także ukształtować swoją osobowość. Wolontariat międzynarodowy to także świetna pozycja w C.V. Wymaga jednak wiele poświęcenia, pokory i determinacji. Czy w takim razie warto?
– Wyjechać może każdy. Młodzież, emeryci, osoby niepełnosprawne. Wszystko zależy od doboru właściwego projektu – mówi Dorota Braziewicz ze Stowarzyszenia Promocji Wolontariatu. – Nasza organizacja wysyła ochotników w ramach unijnego projektu Wolontariat Europejski, który wbrew pozorom wcale nie musi być europejski.
Program skierowany jest do osób od 18. do 30. roku życia. Uczestnikom zapewnia pełne utrzymanie, opiekę merytoryczną oraz kieszonkowe. Unijny projekt wspiera osoby, które z różnych przyczyn nie mogą wyjechać do innego kraju. Ma służyć wzrostowi kwalifikacji, aby taka osoba po powrocie mogła lepiej odnaleźć się na rynku pracy. Takie są założenia, w praktyce bywa różnie.
– Najczęściej zgłaszają się do nas studenci oraz świeżo upieczeni absolwenci. Znaczna część z nich była już na wymianie młodzieżowej lub ma doświadczenie pracy za granicą – przyznaje Dorota Braziewicz. – Z jednej strony to dobrze – wiemy, że sobie poradzą, z drugiej musimy pamiętać o założeniach programu. Niektóre organizacje nie chcą przyjmować zbyt doświadczonych wolontariuszy, inne przymykają na to oko. Nam zależy, aby kandydat znał podstawy języka angielskiego oraz wykazywał zainteresowanie krajem, do którego się wybiera.
Stowarzyszenie Promocji Wolontariatu w zeszłym roku na projekty długoterminowe (od 6 do 12 miesięcy) wysłało łącznie 20 osób. Znacznie więcej wyjeżdża w ramach kilkutygodniowych projektów (tzw. workcampów), w zeszłym roku wyjechało 200 wolontariuszy.
Najważniejszy pierwszy krok
– Chciałam wyjechać na kilkumiesięczny wolontariat do Afganistanu – wspomina Agata Zagórska, absolwentka iberystyki na Uniwersytecie Warszawskim. – Zgłosiłam się do jednej z organizacji, które wysyłają wolontariuszy za granicę. Poproszono mnie o odbycie kilkudniowego wolontariatu, aby koordynatorzy mieli okazję mnie poznać.
Znałam język hiszpański, to pewnie dlatego zaproponowano mi wyjazd do Ameryki Łacińskiej. Projekt miał trwać 9 miesięcy, miałam do wyboru kilka krajów. Zdecydowałam się na Meksyk.
– Najważniejsze jest przygotowanie psychiczne. Dla wielu to właśnie rozłąka z bliskimi jest największym problemem – opowiada Dorota Braziewicz, która już od 4 lat wysyła wolontariuszy w różne zakątki świata. – Przed wyjazdem należy zadawać jak najwięcej pytań, także o rzeczy prozaiczne. To, czy będziemy mieli własny pokój, swobodny dostęp do łazienki, czy pralki, to bardzo istotne kwestie. Jesteśmy po to, by wyjaśniać, przygotowywać i motywować, tak aby wolontariusz nie zrezygnował z projektu przed jego zakończeniem.
W ramach przygotowań warto poczytać o kraju, do którego jedziemy, o jego kulturze, panujących tam zwyczajach, także o kuchni. Bardzo pomocny będzie kontakt z wolontariuszami, którzy uczestniczyli w podobnym projekcie. Gdy wybieramy się do odległych krajów, należy zrobić niezbędne szczepienia. Nie zaszkodzi także poduczyć się języka.
Wolontariat to nie wakacje
Podstawowym celem wolontariatu są działania na rzecz społeczności lokalnej. Możliwości jest bardzo dużo. Wolontariusze opiekują się dziećmi, udzielają korepetycji, organizują zajęcia pozalekcyjne, pomagają osobom niepełnosprawnym, opiekują się zwierzętami, sadzą drzewa, a także odnawiają zabytki. Czasem są to proste prace fizyczne, czasami zajęcia, które wymagają specjalistycznej wiedzy i umiejętności. Wszystko zależy od potrzeb oraz kompetencji wolontariuszy. O tym, czym będą się zajmowali decydują sami. To bardzo ważne, zwłaszcza w przypadku wyjazdów długoterminowych. – Jeżeli nie będziemy przekonani do własnej pracy, nie wynagrodzą nam tego nawet piękne okoliczności przyrody – przyznaje Dorota Braziewicz.
Wolontariat międzynarodowy wymaga elastyczności oraz dużo pokory.
Czasem po dotarciu na miejsce okazuje się, że plan pracy wygląda nieco inaczej, trzeba być na to przygotowanym. Tak było w przypadku Agaty. – Na miejscu miałam zajmować się dziewczynkami z trudnych rodzin. Bałam się, że nie poradzę sobie z dziećmi z tak trudnego środowiska. Zastanawiałam się, jak mnie odbiorą i czy nie zostanę odrzucona. Początkowo miałam tylko dawać lekcje angielskiego i wspierać dziewczynki w nauce. W praktyce okazało się, że oprócz tego będę gotowała, podawała posiłki, robiła zakupy i wiele innych rzeczy – opowiada z uśmiechem. – Nikt nie ostrzegał, że tak bardzo zżyję się z dzieciakami. Byłam tylko trochę starsza od nich, szybko nawiązałyśmy kontakt. To do mnie przychodziły ze swoimi problemami. Pomimo tak głębokich różnic kulturowych, byłam dla nich kimś bardzo bliskim. Co prawda, obarczało mnie to dodatkową odpowiedzialnością, ale było bardzo budujące.
Były także chwile zwątpienia. – Organizacja, w której pracowałam nie przygotowała mnie do pracy z tak trudną młodzieżą. Nie zdawałam sobie sprawy, że część dziewczynek ma problemy psychiczne i przyjmuje specjalne lekarstwa. Pewnego razu jedna z nich, chcąc zwrócić na siebie uwagę, wyjęła z kieszeni obcinacz do paznokci i zaczęła ciąć się po rękach. To wydarzenie całkowicie wybiło mnie z równowagi. Chciałam zrezygnować. Kierowniczka organizacji szybko wyciągnęła wnioski z sytuacji. Od tego momentu uczestniczyłam we wszystkich zebraniach personelu, miałam także wgląd do akt dziewczynek, dzięki czemu wiedziałam, czego mogę się po nich spodziewać.
Mimo wszystko, warto
– Ludzie wracają bardziej odważni, komunikatywni, pewni siebie i tolerancyjni. To schemat, który sprawdza się w każdym przypadku – przekonuje Dorota Braziewicz. – Choć długoterminowy wyjazd wiąże się z wieloma poświęceniami, w ogólnym bilansie zawsze wychodzi na plus.
– Jakiś czas po wolontariacie wróciłam do Meksyku na własną rękę, to bardzo interesujący kraj – opowiada Agata. – Jedna z dziewczynek, którymi się opiekowałam, zaprosiła mnie na swoje piętnaste urodzony, które tam obchodzone są z wielką fetą. Spotkałam się także z dziewczynami, które w międzyczasie stały się dojrzałymi kobietami. Jedna założyła rodzinę, inna znalazła pracę. Dziś mam wrażenie, że to wszystko po prostu miało sens.
Pobierz
-
relacja z forum z 20.01
mb: mamy zamówiona rekację
618552_201101241509490072 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl