Badania wskazują, że „szklany sufit” uniemożliwiający polskim kobietom karierę istnieje i ma się dobrze. Tymczasem naukowcy zaczynają mówić o „szklanej podłodze”, która mężczyznom narzuca obowiązek robienia kariery. Co jest lepsze i jak długo będziemy musieli jeszcze o tym myśleć – zastanawia się Katarzyna Pawłowska-Salińska w felietonie dla portalu bezrobocie.org.pl
CBOS przeprowadził badania na temat sytuacji kobiet na rynku pracy. Co prawda zajęli się tylko Mazowszem, ale to i tak sporo. Projekt zrealizowano z ogromnym rozmachem.
Autorzy (właściwie to autorki) skupili się na nierównościach między kobietami a mężczyznami: w poziomie bezrobocia (zwłaszcza długotrwałego), w wynagrodzeniach i na segregacji zawodowej.
Niemal połowa kobiet (48%) zamieszkujących obszary wiejskie w województwie mazowieckim uważa, że kobiety w Polsce są dyskryminowane. Co to znaczy ich zdaniem? Że mają gorsze szanse i możliwości w życiu niż mężczyźni. Nic dziwnego, że częściej taką opinię wyrażają respondentki mające dzieci oraz znajdujące się w kiepskiej sytuacji materialnej. Ale na postrzeganie tej kwestii wpływa również wiek – przekonanie o dyskryminacji kobiet jest najbardziej charakterystyczne dla najstarszych badanych, w wieku 45 lat i więcej, natomiast najmniej dla najmłodszych – do 24 roku życia.
W zasadzie nie trzeba tego komentować, ale rzetelne autorki raportu piszą: „Łagodne oceny najmłodszych ankietowanych wynikają z faktu, że często jeszcze się uczą, nie mają dzieci i nie zetknęły się z pełnymi realiami rynku pracy. Natomiast najstarsze – po 45. roku życia – spotkały się prawdopodobnie z dwoma rodzajami dyskryminacji: ze względu na płeć oraz ze względu na wiek, dlatego ich oceny są bardziej krytyczne”. Nic dodać, nic ująć.
A jakiej przyszłości te dyskryminowane mamy chciałby dla swoich dzieci? Odpowiedzi na to pytanie udziela cześć raportu dotycząca preferowanych zawodów dla syna i córki w opinii kobiet mieszkających w miastach województwa mazowieckiego. Aspiracje zawodowe związane z dziećmi są zwykle wysokie, większość kobiet wymienia zawody wymagające wyższego wykształcenia. Najbardziej pożądanym, zarówno dla córki jak i syna, jest zawód lekarza. Druga profesja z podobnie wysoką częstotliwością wybierana dla córki i dla syna to zawód prawnika. Może mamy chcą, by dzieci broniły je przed dyskryminującymi je szefami?
No i dalej stereotypowo: te zawody, które wymagają wykształcenia politechnicznego lub matematycznego czy informatycznego wielokrotnie częściej są wybierane dla synów. 12% kobiet chciałoby, żeby syn był informatykiem, 10% – inżynierem. Dla córek tego typu zawody są wybierane sporadycznie: tylko 1% chciałoby, żeby córka była informatykiem, tyle samo- inżynierem. Dziewczynki mają być humanistkami – matki wybierały dla nich zawody psychologa, socjologa, nauczycielki, pedagoga. Mieszkanki Warszawy często wymieniały też zawód artystki (muzyk, aktorka malarka, pisarka). Innego typu preferencje miały mieszkanki pozostałych miast mazowieckiego – one wybierały nauczycielkę lub pedagoga, zawód rzadko wskazywany Warszawie. Jak tłumaczą autorki, widać, że segregacja zawodowa ze względu na płeć jest wyraźnie zakotwiczona w świadomości samych kobiet.
„Mam szefa, ale rządzi mną kobieta” – tak mówi większość mazowieckich pracujących kobiet. To następny ciekawy wątek badań. Z deklaracji kobiet aktualnie pracujących zawodowo w województwie mazowieckim wynika, że na najwyższych szczeblach kierowniczych w zatrudniających je zakładach pracy częściej znajdują się mężczyźni niż kobiety. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku płci bezpośrednich przełożonych badanych kobiet – podlegają one w pracy częściej kobietom niż mężczyznom.
A propos szklanego sufitu niedawno przypomniała mi się rozmowa, jaką odbyłam z profesorem Tomaszem Szlendakiem, znanym socjoantropologiem płci. Otóż wymyślił on teorię, zresztą bardzo ciekawą, że kobiety, owszem, mają w pracy swój szklany sufit, za to mężczyźni muszą się zmagać ze „szklaną podłogą”. Co to takiego? – Mężczyzna ma za zadanie piąć się w górę i harować jak wół lub inne pociągowe stworzenie, zawalać życie rodzinne, siedzieć non stop w pracy, nie mieć wolnego czasu, aby poczytać albo uprawiać działkę – twierdzi prof. Szlendak.
– Co kto woli. Zaprzęgnięty w kierat przez wzorce kulturowe mężczyzna, kiedy już wyląduje w hierarchii zawodowej wyżej od innych, widzi przez ową szklaną podłogę, którą ma pod nogami w swoim gabinecie, że są tacy, np. kobiety, którzy mogą sobie pozwolić na luz, na dystans, na niesiedzenie w pracy cały dzień i połowę nocy, na nieharowanie, mają czas na rozrywki, książkę i posiedzenie z dziećmi. Owszem, tacy nie awansują, nie dostają podwyżek, ale nie mają też zawałów i wylewów w wieku 40 lat!
Szklana podłoga dla wielu mężczyzn jest równie straszna jak szklany sufit dla kobiet. Mężczyzna nie może iść w dół, odpuścić sobie, zrezygnować z wyścigu, bo kultura mu tego zakazuje – mówi profesor Szlendak. I dodaje: – Podłogę trudno rozbić, bo nawet najbliższe mężczyznom istoty – żony, partnerki – spodziewają się, że ten będzie harował, dbał o konto w banku i rzadko bywał w domu. Bo praca to nadal w ludzkich umysłach męska domena i jeśli już ktoś ma się jej poświęcić, to nadal jest to mężczyzna. Taki, który chce sobie odpuścić, nie ma na to szans, bo wstydzić się będzie nie tylko przed kumplami, ale i przed najpoważniejszą z jego perspektywy kontrolą społeczną – przed żoną.
Nie do końca zgadzam się z prof. Szlendakiem. Szklana podłoga nie jest aż tak straszna jak szklany sufit .Czym innym jest nie móc zrezygnować z przywilejów i wysokiej pozycji, a czym innym – nie być w stanie tych przywilejów i pozycji osiągnąć.
Wcale nie jest jednak z nami najgorzej. Jestem świeżo po lekturze serii kryminałów zwanych umownie trylogią Millenium. Poza wątkami sensacyjnymi fascynująca wydała mi się w tych książkach wizja Szwecji. Do tej pory ten kraj wydawał mi się prawie Utopią, rajem równościowym, krainą sprawiedliwej polityki społecznej i długich urlopów macierzyńskich. A w książkach Stiega Larssona na każdym kroku ktoś kobiety dyskryminuje, poniża, lekceważy. I w domu, i w pracy
Nie mam powodów, by traktować świat przedstawiony przez Larssona wyłącznie jako fikcję – w końcu był on rzetelnym dziennikarzem, niektórzy nawet twierdzą, że opisywał tylko prawdziwe afery. W ostatnim tomie trylogii przedstawia on redakcję największej opiniotwórczej gazety w kraju, w której na stanowiskach szefów działów nie ma ani jednej kobiety! Z jednej strony to pocieszające – u nas szefowe działów w ważnych gazetach czasem się zdarzają. Ale z drugiej strony – Szwecja walczy z dyskryminacją kobiet już od tylu lat a tyle im jeszcze zostało do zrobienia. Co w takim razie my mamy powiedzieć? Spotykam czasem zamieszkałą w Warszawie Niemkę, pamiętającą jeszcze ideały lat 60. Ona twierdzi, że w kwestii kobiet przed Polską jeszcze stulecia ciężkiej pracy.
Źródło: bezrobocie.org.pl