Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Publicystyka
Wokół transportu dla niepełnosprawnych w stolicy. Formalno-prawna awantura?
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl
Wiele wskazuje, że już niedługo zakończy się konflikt, jaki rozgorzał w sprawie organizacji transportu dla osób niepełnosprawnych w Warszawie. Fundacja TUS zaakceptowała wstępnie projekt porozumienia przedstawiony przez miasto. Biuro Polityki Społecznej zapowiada, że w najbliższym tygodniu zostanie ogłoszony konkurs na realizację usług transportowych dla niepełnosprawnych w stolicy.
Konflikt między władzami miasta (konkretnie Biurem Polityki Społecznej Urzędu Miasta Warszawy) a Fundacją na rzecz Transportowych Usług Samochodowych rozpoczął się, gdy na początku stycznia 2004 roku na adres Fundacji wpłynęło pismo, w którym władze Warszawy jednostronnie rozwiązały z organizacją umowę na świadczenie usług transportowych dla niepełnosprawnych w Warszawie. Sprawa, opisywana przez prasę, wywołała wiele emocji zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie, wzbudziła także – co zrozumiałe - zaniepokojenie wśród niepełnosprawnych warszawiaków.
Co i dlaczego się wydarzyło? Co w najbliższej przyszłości czeka stołeczne środowisko niepełnosprawnych?
Partnerska umowa?
Umowa w sprawie organizacji i prowadzenia transportowych usług specjalistycznych dla niepełnosprawnych została zawarta 30 września 1993 roku między Związkiem Dzielnic Gmin Warszawy a Fundacją na rzecz Transportowych Usług Samochodowych.
Powołanie Fundacji, jak i późniejsze podpisanie umowy było odpowiedzią na zainteresowanie władz miasta Warszawy problemem przemieszczania się osób niepełnosprawnych. W umowie zapisano m.in., że obie strony „postanawiają wspólnie działać na rzecz zorganizowania i prowadzenia systemu specjalistycznych usług transportowych dla osób niepełnosprawnych, w szczególności tych, które poruszają się na wózkach.”
Umowa została zawarta na czas nieograniczony. To dawało Fundacji gwarancję stabilności, czyli to, o czym może tylko marzyć większość stołecznych (ale nie tylko) organizacji pozarządowych.
- Zorganizowanie i prowadzenie usług transportowych wymaga określonych nakładów. Potrzebna jest do tego minimalna stabilność finansowa. To właśnie dawała nam umowa z miastem – gwarancję, że ponosząc koszty będziemy wspierani przez miasto - mówi Piotr Todys. Umowa nie określała wysokości dotacji, jaką miasto miało przez kolejne lata przekazywać Fundacji. To było przedmiotem corocznych ustaleń i negocjacji. W ostatnim czasie TUS, tak jak i inne organizacje stające do konkursów ogłaszanych przez prezydenta Warszawy, czekała na opóźniające się dotacje. Aby nie przerywać działalności i pokryć koszty świadczenia usług, w zeszłym roku Fundacja zaciągnęła pożyczkę.
- Gdybym wiedział, że tak się sprawy potoczą już w 2003 roku zakończyłbym działalność – mówi prezes Fundacji.
Tymczasem nic nie wskazywało na to, że miasto jest niezadowolone ze współpracy z Fundacją.
W lipcu 2003 roku, w Biurze Polityki Społecznej odbyło się spotkanie, podczas którego Piotr Todys i Paweł Wypych – dyrektor Biura Polityki Społecznej, rozmawiali na temat strategii usług transportowych dla niepełnosprawnych w Warszawie. W grudniu 2003 roku Biuro Polityki Społecznej wystawiło Fundacji TUS znakomite referencje, gdy ta ubiegała się o pieniądze z Unii Europejskiej. 28 stycznia 2004, zarządzeniem Prezydenta miasta Warszawy, Fundacji zostało przyznane dofinansowanie w wysokości 280 tysięcy złotych. Nastąpiło to już po tym, gdy TUS otrzymał pismo od miasta rozwiązujące umowę o współpracy z dniem 30 kwietnia 2004 roku.
Powody
Główne zarzuty Biura Polityki Społecznej, które spowodowały zerwanie umowy z TUS-em, są natury formalno-prawnej. W oficjalnej informacji przekazanej prasie w odpowiedzi na ukazujące się artykuły napisano, że przyczyną rozwiązania umowy jest ujednolicenie zasad współpracy z organizacjami pozarządowymi po zmianie ustroju m. st. Warszawy oraz stosowanie zasad: równego traktowania organizacji pozarządowych, uczciwej konkurencji i efektywności. Ponadto umowa, jaką z Fundacją na rzecz TUS w 1993 roku podpisał Związek Dzielnic Gmin Warszawy, była wieloletnia, a zgodnie z obowiązującym prawem tj. ustawą o finansach publicznych oraz ustawą o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, umowa z podmiotem niezaliczonym do sektora finansów publicznych powinna być zawierana na czas określony (w zależności od aktu prawnego – rok lub trzy lata).
W umowie zawartej między TUS a Związkiem Dzielnic Gmin Warszawy zapisano, że może ona być rozwiązana jedynie za zgodą stron lub na wniosek jednej ze stron w przypadku nie dotrzymania warunków umowy przez stronę drugą.
- Zrywając umowę nie odnosiliśmy się w żaden sposób do jej realizacji – powiedział nam Paweł Wypych, dyrektor Biura Polityki Społecznej. - Naszym zdaniem ta umowa jest bezpodstawna prawnie. Nie takiej możliwości, zresztą kodeks cywilny tego nie przewiduje, żeby była umowa, której nie można wypowiedzieć. To zawarowanie było oczywiście bardzo korzystne dla organizacji pozarządowej i miało gwarantować nieograniczony dostęp do środków miejskich i współpracy. Naszym zdaniem ten zapis jest zły.
Innym powodem, dla którego zdecydowano się zerwać umowę z TUS-em, był ten, że dzięki takim zapisom Fundacja zyskała na warszawskim rynku pozycję monopolisty, jeśli chodzi o świadczenie usług transportowych dla niepełnosprawnych.
- Zależy nam na tym, żebyśmy wszystkie przedmioty, z którymi współpracujemy traktowali w sposób jednakowy. Jeżeli w zeszłym roku, jako Biuro Polityki Społecznej podpisaliśmy ponad 1000 umów z organizacjami pozarządowymi, to naprawdę nie widzę konieczności, aby jedna organizacja była w uprzywilejowanej sytuacji – mówi Paweł Wypych. .
Dyrektor Biuro Polityki Społecznej przyznaje, że nie było zastrzeżeń do wykonywania usług przez TUS, ale jednak ma wątpliwości co kosztów usług świadczonych przez TUS. Jego zdaniem miasto dopłaca do każdego kursu 70 – 90 złotych.
- Wypowiadając umowę i w trakcie całej dyskusji medialnej, nigdy nie negowaliśmy ani sposobu świadczenia usług przez TUS, ani właściwej obsługi mieszkańców, ani ciężkiej pracy tych ludzi, którzy są w TUS zatrudnieni. Jedyne co budzi nasze wątpliwości, to że jest to usługa dosyć kosztowna – wyjaśnia. - Zatem chcielibyśmy sprawdzić czy można tę samą usługę świadczyć taniej? Od 10 lat nie odbył się żaden konkurs, żaden przetarg, żadna forma zapytania publicznego na świadczenie takiej usługi jak transport osób niepełnosprawnych.
Zdaniem Piotra Todysa trudno będzie znaleźć kogoś, kto zorganizuje transport dla niepełnosprawnych taniej, ponieważ jest to przedsięwzięcie kosztowne – wskazują na to doświadczenia zarówno krajowe (np. łódzkie – gdzie transport dla niepełnosprawnych jest dotowany przez miasto w 80%), jak i zagraniczne (np. berlińskie – 100 % miejskich pieniędzy).
Konkurs za samochody
Zgodnie z tymi słowami Biuro ogłosi konkurs na świadczenie usług transportowych dla niepełnosprawnych. Zrywając umowę, miasto zaprosiło TUS do udziału w tym konkursie. Prawdę powiedziawszy, niewielkie są szanse, aby w Warszawie znalazła się inna organizacja gotowa podjąć to wyzwanie. A przynajmniej, ogłaszające konkurs Biuro, nie ma takiego rozeznania.
- Ustawa o pomocy społecznej, a raczej rozporządzenie ministra pozwala na rozstrzygnięcie konkursu nawet jeżeli zgłosi się tylko jeden podmiot. To nie jest ustawa o zamówieniach publicznych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to dalej TUS woził niepełnosprawnych, tylko nie może być takiej sytuacji, że miasto nie ma żadnego wpływu na to, co się dzieje. To nie jest tak "my jesteśmy dobrzy, dajcie pieniądze i nie wtrącajcie się". To jest zlecenie miasta, to jest zadanie, które miasto określa – powiedział P. Wypych.
Szczegółowe zasady konkursu nie są jeszcze znane. Na pewno wiadomo tylko tyle, że nowa umowa zostanie podpisana na realizację usług do końca 2004 roku. Warunki konkursu, który prawdopodobnie zostanie ogłoszony w połowie przyszłego tygodnia, zostały skonsultowane ze Społeczną Radą ds. Osób Niepełnosprawnych. TUS, mimo że nie zna jeszcze konkursowych zasad, weźmie w nim udziału. To jest jeden z warunków porozumienia, jakie zaproponowało miasto, a które zaakceptował prezes Fundacji.
Zasadniczo porozumienie polega na tym, że TUS zobowiązuje się do przekazania miastu taboru samochodów, a miasto w zamian ogłosi konkurs na realizację usług transportowych dla niepełnosprawnych, w którym weźmie udział TUS.
Wydawałoby się, że dla organizacji – abstrahując od całego kontekstu - jest to sytuacja idealna: konkurs, w którym najprawdopodobniej nie będzie konkurentów. Piotr Todys nie jest jednak z tego zadowolony.
- Nie wiem jakie warunki postawi miasto – mówi. - Zapewne będą się różniły od tego systemu, który opracowaliśmy w ciągu 10 lat działalności. Nie wiem, czy TUS będzie w stanie do tych zmian się dostosować.
Wizje i wątpliwości Pawła Wypycha
Podczas rozmowy z dyrektorem Biura Polityki Społecznej można usłyszeć wiele propozycji dotyczących transportu dla osób niepełnosprawnych, które chciałby on prawdopodobnie wprowadzić w życie. Jak bardzo różnią się od systemu usług świadczonych przez TUS?
Według zapewnień Pawła Wypycha, samo pojęcie „transport osoby niepełnosprawnej” pozostanie bez zmian i będzie oznaczać usługę „od drzwi do drzwi”. Nie chodzi zatem tylko o przewóz niepełnosprawnego, ale także o pomoc w dotarciu do środka transportu i do konkretnego miejsca. Wydaje się jednaka, że na tym kończy się zbieżność z zasadami TUS.
Biuro Polityki Społecznej, wychodząc z założenia, że transport osób niepełnosprawnych nie jest zadaniem samorządu, w odróżnieniu od dowozu dzieci niepełnosprawnych do szkół, będzie dążyć do połączenia tych dwóch form pomocy.
- Miasto nie chce się wycofać z transportu osób niepełnosprawnych – zapewnia Paweł Wypych, ale równocześnie dodaje, że miasto nie musi tego robić. - Transport niepełnosprawnych jest to świadczenie usług dla grupy mieszkańców, które miasto chce organizować, ale - chciałbym być dobrze zrozumiany - miasto wcale nie musi organizować. To nie wynika z żadnej obowiązującej w tym kraju ustawy. Oczywiście, możemy się powoływać na przepisy europejskie czy ONZ-towskie, ale nie ma takiej potrzeby, bo miasto chce to robić. Za to zupełnie odrębnym zadaniem, obligatoryjnym, jest dowóz dzieci niepełnosprawnych o szkoły. To się nazywa inaczej, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo: osoba niepełnosprawna za pieniądze miasta albo przy udziale pieniędzy miasta ma świadczoną usługę jaką jest przewóz. Z miejsca do miejsca. W związku z tym docelowo chcielibyśmy te dwie rzeczy połączyć.
Z takiego podejścia do sprawy w konsekwencji wynikają następne różnice. TUS nie odżegnuje się od transportu dzieci do szkół, przeciwnie - często świadczy takie usługi, ale na tych samych zasadach jakie obowiązują pozostałych klientów – telefonu do dyspozytorni i zamówienia kursu. Paweł Wypych widzi to nieco inaczej. Jego zdaniem, podmiot, który na zlecenie miasta świadczy usługi transportowe dla niepełnosprawnych, powinien w pierwszej kolejności zapewnić dowóz dzieci do szkoły i ze szkoły do domu, a dopiero później realizować potrzeby innych niepełnosprawnych.
- Rano ktoś wiezie dzieci do szkoły, po południ musi je przywieźć z powrotem. Między zawiezieniem a przywiezieniem jest ileś tam czasu, w którym nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wozić innych niepełnosprawnych mieszkańców, którzy na przykład studiują, czy chcą iść do pracy, na rehabilitację – przedstawia swój punkt widzenia. Takie rozwiązanie ma też na celu podniesienie efektywności transportu.
Inne jest także zapatrywanie przedstawiciela Biura Polityki Społecznej na kwestie finansowe i odpłatności za przewozy. Jego zdaniem to, że transport osób niepełnosprawnych jest w coraz większym stopniu oparty na środkach finansowych miasta jest niepokojące. Obawia się także o stan taboru samochodowego – złożonego z pojazdów przynajmniej siedmioletnich – który nie był odnawiany, a dotychczasowy użytkownik nie ma pomysłu, jak tego dokonać. Paweł Wypych ma nadzieję, że podmiot, z którym miasto podpisze w przyszłości 3 lub 5-letnią umowę na świadczenie usług dla niepełnosprawnych, będzie w stanie zaryzykować i zainwestować w nowe samochody. Miasto chce się ograniczyć do wykupywania określonej ilości kursów po określonej cenie. Szacunkowo mogło by to być około 10-11 tysięcy kursów (tyle ile TUS robi rocznie) po ok. 70 złotych (klienci TUS płacą za kurs 15 złotych, z wyliczeń miasta wynika, że budżet miejski dopłaca ok. 70-90 zł). Zmiany te dotyczyłyby także wysokości opłat za przejazdy pobieranych od niepełnosprawnych.
- Nie do końca jestem przekonany, czy uczciwym podejściem jest to, że każdy płaci za kurs tyle samo – mówi Paweł Wypych. - Wydaje mi się, że to powinno być zróżnicowane od pewnego poziomu w związku z pokonywaną odległością. Jedna osoba jedzie 10 kilometrów, inna 30, trzecia 6. A każdy płaci 15 złoty. Nie jestem przekonany, że tak powinno być. Raczej chcielibyśmy to zróżnicować w ten sposób, że do pewnego odcinka byłaby stała kwota np. 15 złotych, a następnie za każdy dodatkowy kilometr – 1 zł, żeby to był taniej niż w przedsiębiorstwie taksówkowym.
Inne także jest podejście do transportu poza granicami miasta. TUS w cenie 30 zł zapewniał dojazd niepełnosprawnym z miejscowości położonych w odległości 30 km od stolicy. Tymczasem dyrektor Biura Polityki Społecznej jest zainteresowany głównie zapewnieniem usług w granicach miasta.
- Jesteśmy zainteresowani - i oczywiście rozumiem, że środowisko osób niepełnosprawnych może być tym zaniepokojone - zapewnieniem tej usługi przede wszystkim w granicach miasta. Ponieważ to jest mój obowiązek jako gminy - zapewnienia transportu dla swoich mieszkańców. Jeżeli ktoś będzie chciał korzystać z samochodów na rehabilitację w Konstancinie, to do granic miasta płaci wedle normalnego przelicznika, a poza granicami miasta niech to będzie kolejna złotówka za kilometr. Ale to nie jest tak, że my mamy obowiązek wozić mieszkańców do Szczecina, jeżeli ktoś tam miałby rehabilitację.
Dyrektor Biura Polityki Społecznej zastanawia się także, czy miasto ma w takim samym stopniu zapewniać kursy „w celach towarzyskich”.
- Każdy ma pełne prawo do normalnego życia, tylko chciałbym zadać pytanie, czy dla nas tożsame jest zapewnienie usługi transportowej dla osoby, która dojeżdża na rehabilitację czy do urzędu, z zapewnieniem takiej usługi na przykład dla osoby, która chce pojechać na spotkanie ze znajomymi. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby ta osoba mogła skorzystać z tego transportu także jadąc na spotkanie ze znajomymi. Z tym, że samochodów jest mało, czeka się bardzo długo, a miasto nie kupi nowych samochodów.
Z różnych opracowań i opinii, na które powołuje się dyrektor Wypych, wynika, że miasto powinno dysponować co najmniej 70 samochodami dostosowanymi do przewozu niepełnosprawnych, aby realizować to zadanie w zadowalającym zainteresowanych standardzie. Miasto samochodów nie kupi, licząc w tym względzie na potencjalnego usługodawcę. Zdając sobie sprawę z tego, że trudno będzie znaleźć chętnego, któryby zaoferował taki tabor samochodów, dyrektor Biura Polityki Społecznej ma także swój pomysł na logistyczne zorganizowanie transportu w Warszawie – z jedną dyspozytornią i kilkoma podwykonawcami.
- W przyszłości bylibyśmy docelowo zainteresowani, aby jedna jednostka była dyspozytornią - tam osoby by się zgłaszały i ustalały kursy. To chcielibyśmy utrzymać raczej w rękach organizacji pozarządowej – wyspecjalizowanej. Chodzi nam także o pewną wrażliwość społeczną. Za to nie widzę przeszkód, aby było kilku operatorów, którzy by tę usługę realizowali.
W tym względzie akurat poglądy Pawła Wypycha są zbieżne z propozycjami, jakie zawarł Piotr Todys w opracowaniu pt. „Zintegrowanego systemu transportu miejskiego w Warszawie z uwzględnieniem potrzeb osób niepełnosprawnych” (opracowanie to dostępne jest na stronach Fundacji www.tus.org.pl).
Strategia usług transportowych dla niepełnosprawnych
Część powyższych propozycji być znajdzie się już w warunkach konkursu, który ma być ogłoszony lada dzień, część natomiast będzie prawdopodobnie przedmiotem dyskusji przy tworzeniu strategii usług transportowych dla niepełnosprawnych w Warszawie.
Prace nad strategią już trwają. W lipcu 2003 roku, w Biurze Polityki Społecznej odbyło się wspomniane już spotkanie, w którym wzięli udział przedstawiciele Biura Polityki Społecznej, Biura Edukacji, Biura Zamówień Publicznych oraz Fundacji na Rzecz TUS. To właśnie wtedy Piotr Todys przekazał swoje opracowanie urzędnikom miejskim. Wydaje się, że jego analiza była trafna i pożyteczna, skoro w liście zrywającym umowę z Fundacją, władze miasta podziękowały Todysowi za nią oraz zapowiedziały, iż będą „starać się wykorzystać cenne uwagi i propozycje zawarte w tym dokumencie do opracowania koncepcji transportu osób niepełnosprawnych w Warszawie oraz założeń przygotowywanego konkursu.”
Zdaniem Pawła Wypycha problem z pracami nad strategią wynika stąd, że samorządowy partner do rozmów, czyli Biuro Edukacji (odpowiedzialne za dowóz niepełnosprawnych dzieci do szkół) rządzi się innym kalendarzem – szkolnym, a nie budżetowym.
- Myślę jednak, że do połowy roku taki projekt strategicznych rozwiązań długofalowych musi zostać dopracowany – mówi dyrektor Biura Polityki Społecznej. - Jeżeli Biuro Edukacji nie będzie w pełni zainteresowane to będzie nam trudniej, ale nasze rozmowy z dyrektorem Maxymilianem Bylickiem, pokazują, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, żeby ten transport zrobić bardziej efektywnym.
Dyrektor Wypych zapewnia, że do prac zostaną także zaproszeni przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz środowiska osób niepełnosprawnych.
O co chodzi? (komentarz)
Jak nietrudno się domyśleć, chodzi o pieniądze, których budżet miasta nie ma i dlatego stara się zracjonalizować swoje wydatki. Jednak nie tylko pieniądze leżą u podstaw tego konfliktu. To, co zasadniczo różni dyrektora Biura Polityki Społecznej i prezesa Fundacji na rzecz TUS – to ranga przypisywana transportowi osób niepełnosprawnych. Dla Piotra Todysa, jego współpracowników i zapewne całego środowiska osób niepełnosprawnych, zapewnienie możliwości przemieszczania się osobom niepełnosprawnym jest realizacją podstawowych praw człowieka. Dla Pawła Wypycha jest to wyraz dobrej woli ze strony miasta – miasto chce, ale nie musi wozić dorosłych niepełnosprawnych na uczelnię, do pracy, do urzędu, do lekarza, na rehabilitację, na spotkania towarzyskie. W ten sposób - co najmniej - ogranicza się znacznej grupie mieszkańców stolicy możliwości realizacji ich planów życiowych czy zawodowych. To smutne. Szczególnie w kontekście zakończonego niedawno Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych.
Smutny także jest sposób, w jaki miasto stara się poradzić sobie z problemami, wynikającymi również z ogólnie złej kondycji finansowej państwa. Można bowiem zrozumieć formalno-prawne zarzuty wobec podpisanej przed laty umowy, zastanawiające jest jednak, dlaczego nie skorzystano z przewidzianej możliwości rozwiązania umowy za zgodą obu stron. Po ludzku mówiąc: dlaczego nie rozmawiano? Można by się spodziewać, że organizacja, która przez 10 lat realizacji określonego zadania i współpracy z miastem, zebrała bagaż doświadczeń mogący przydać się urzędnikom miejskim w poszukiwaniu innych sposobów rozwiązywania problemów, czy zapewnienia mieszkańcom oczekiwanych usług.
A zamiast rzeczowej rozmowy i współpracy nad zmianami – mamy medialną awanturę, która nie służy żadnej ze stron: ani urzędowi miasta, ani organizacji pozarządowej, ani niepełnosprawnym.
Co i dlaczego się wydarzyło? Co w najbliższej przyszłości czeka stołeczne środowisko niepełnosprawnych?
Partnerska umowa?
Umowa w sprawie organizacji i prowadzenia transportowych usług specjalistycznych dla niepełnosprawnych została zawarta 30 września 1993 roku między Związkiem Dzielnic Gmin Warszawy a Fundacją na rzecz Transportowych Usług Samochodowych.
Powołanie Fundacji, jak i późniejsze podpisanie umowy było odpowiedzią na zainteresowanie władz miasta Warszawy problemem przemieszczania się osób niepełnosprawnych. W umowie zapisano m.in., że obie strony „postanawiają wspólnie działać na rzecz zorganizowania i prowadzenia systemu specjalistycznych usług transportowych dla osób niepełnosprawnych, w szczególności tych, które poruszają się na wózkach.”
Umowa została zawarta na czas nieograniczony. To dawało Fundacji gwarancję stabilności, czyli to, o czym może tylko marzyć większość stołecznych (ale nie tylko) organizacji pozarządowych.
- Zorganizowanie i prowadzenie usług transportowych wymaga określonych nakładów. Potrzebna jest do tego minimalna stabilność finansowa. To właśnie dawała nam umowa z miastem – gwarancję, że ponosząc koszty będziemy wspierani przez miasto - mówi Piotr Todys. Umowa nie określała wysokości dotacji, jaką miasto miało przez kolejne lata przekazywać Fundacji. To było przedmiotem corocznych ustaleń i negocjacji. W ostatnim czasie TUS, tak jak i inne organizacje stające do konkursów ogłaszanych przez prezydenta Warszawy, czekała na opóźniające się dotacje. Aby nie przerywać działalności i pokryć koszty świadczenia usług, w zeszłym roku Fundacja zaciągnęła pożyczkę.
- Gdybym wiedział, że tak się sprawy potoczą już w 2003 roku zakończyłbym działalność – mówi prezes Fundacji.
Tymczasem nic nie wskazywało na to, że miasto jest niezadowolone ze współpracy z Fundacją.
W lipcu 2003 roku, w Biurze Polityki Społecznej odbyło się spotkanie, podczas którego Piotr Todys i Paweł Wypych – dyrektor Biura Polityki Społecznej, rozmawiali na temat strategii usług transportowych dla niepełnosprawnych w Warszawie. W grudniu 2003 roku Biuro Polityki Społecznej wystawiło Fundacji TUS znakomite referencje, gdy ta ubiegała się o pieniądze z Unii Europejskiej. 28 stycznia 2004, zarządzeniem Prezydenta miasta Warszawy, Fundacji zostało przyznane dofinansowanie w wysokości 280 tysięcy złotych. Nastąpiło to już po tym, gdy TUS otrzymał pismo od miasta rozwiązujące umowę o współpracy z dniem 30 kwietnia 2004 roku.
Powody
Główne zarzuty Biura Polityki Społecznej, które spowodowały zerwanie umowy z TUS-em, są natury formalno-prawnej. W oficjalnej informacji przekazanej prasie w odpowiedzi na ukazujące się artykuły napisano, że przyczyną rozwiązania umowy jest ujednolicenie zasad współpracy z organizacjami pozarządowymi po zmianie ustroju m. st. Warszawy oraz stosowanie zasad: równego traktowania organizacji pozarządowych, uczciwej konkurencji i efektywności. Ponadto umowa, jaką z Fundacją na rzecz TUS w 1993 roku podpisał Związek Dzielnic Gmin Warszawy, była wieloletnia, a zgodnie z obowiązującym prawem tj. ustawą o finansach publicznych oraz ustawą o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, umowa z podmiotem niezaliczonym do sektora finansów publicznych powinna być zawierana na czas określony (w zależności od aktu prawnego – rok lub trzy lata).
W umowie zawartej między TUS a Związkiem Dzielnic Gmin Warszawy zapisano, że może ona być rozwiązana jedynie za zgodą stron lub na wniosek jednej ze stron w przypadku nie dotrzymania warunków umowy przez stronę drugą.
- Zrywając umowę nie odnosiliśmy się w żaden sposób do jej realizacji – powiedział nam Paweł Wypych, dyrektor Biura Polityki Społecznej. - Naszym zdaniem ta umowa jest bezpodstawna prawnie. Nie takiej możliwości, zresztą kodeks cywilny tego nie przewiduje, żeby była umowa, której nie można wypowiedzieć. To zawarowanie było oczywiście bardzo korzystne dla organizacji pozarządowej i miało gwarantować nieograniczony dostęp do środków miejskich i współpracy. Naszym zdaniem ten zapis jest zły.
Innym powodem, dla którego zdecydowano się zerwać umowę z TUS-em, był ten, że dzięki takim zapisom Fundacja zyskała na warszawskim rynku pozycję monopolisty, jeśli chodzi o świadczenie usług transportowych dla niepełnosprawnych.
- Zależy nam na tym, żebyśmy wszystkie przedmioty, z którymi współpracujemy traktowali w sposób jednakowy. Jeżeli w zeszłym roku, jako Biuro Polityki Społecznej podpisaliśmy ponad 1000 umów z organizacjami pozarządowymi, to naprawdę nie widzę konieczności, aby jedna organizacja była w uprzywilejowanej sytuacji – mówi Paweł Wypych. .
Dyrektor Biuro Polityki Społecznej przyznaje, że nie było zastrzeżeń do wykonywania usług przez TUS, ale jednak ma wątpliwości co kosztów usług świadczonych przez TUS. Jego zdaniem miasto dopłaca do każdego kursu 70 – 90 złotych.
- Wypowiadając umowę i w trakcie całej dyskusji medialnej, nigdy nie negowaliśmy ani sposobu świadczenia usług przez TUS, ani właściwej obsługi mieszkańców, ani ciężkiej pracy tych ludzi, którzy są w TUS zatrudnieni. Jedyne co budzi nasze wątpliwości, to że jest to usługa dosyć kosztowna – wyjaśnia. - Zatem chcielibyśmy sprawdzić czy można tę samą usługę świadczyć taniej? Od 10 lat nie odbył się żaden konkurs, żaden przetarg, żadna forma zapytania publicznego na świadczenie takiej usługi jak transport osób niepełnosprawnych.
Zdaniem Piotra Todysa trudno będzie znaleźć kogoś, kto zorganizuje transport dla niepełnosprawnych taniej, ponieważ jest to przedsięwzięcie kosztowne – wskazują na to doświadczenia zarówno krajowe (np. łódzkie – gdzie transport dla niepełnosprawnych jest dotowany przez miasto w 80%), jak i zagraniczne (np. berlińskie – 100 % miejskich pieniędzy).
Konkurs za samochody
Zgodnie z tymi słowami Biuro ogłosi konkurs na świadczenie usług transportowych dla niepełnosprawnych. Zrywając umowę, miasto zaprosiło TUS do udziału w tym konkursie. Prawdę powiedziawszy, niewielkie są szanse, aby w Warszawie znalazła się inna organizacja gotowa podjąć to wyzwanie. A przynajmniej, ogłaszające konkurs Biuro, nie ma takiego rozeznania.
- Ustawa o pomocy społecznej, a raczej rozporządzenie ministra pozwala na rozstrzygnięcie konkursu nawet jeżeli zgłosi się tylko jeden podmiot. To nie jest ustawa o zamówieniach publicznych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to dalej TUS woził niepełnosprawnych, tylko nie może być takiej sytuacji, że miasto nie ma żadnego wpływu na to, co się dzieje. To nie jest tak "my jesteśmy dobrzy, dajcie pieniądze i nie wtrącajcie się". To jest zlecenie miasta, to jest zadanie, które miasto określa – powiedział P. Wypych.
Szczegółowe zasady konkursu nie są jeszcze znane. Na pewno wiadomo tylko tyle, że nowa umowa zostanie podpisana na realizację usług do końca 2004 roku. Warunki konkursu, który prawdopodobnie zostanie ogłoszony w połowie przyszłego tygodnia, zostały skonsultowane ze Społeczną Radą ds. Osób Niepełnosprawnych. TUS, mimo że nie zna jeszcze konkursowych zasad, weźmie w nim udziału. To jest jeden z warunków porozumienia, jakie zaproponowało miasto, a które zaakceptował prezes Fundacji.
Zasadniczo porozumienie polega na tym, że TUS zobowiązuje się do przekazania miastu taboru samochodów, a miasto w zamian ogłosi konkurs na realizację usług transportowych dla niepełnosprawnych, w którym weźmie udział TUS.
Wydawałoby się, że dla organizacji – abstrahując od całego kontekstu - jest to sytuacja idealna: konkurs, w którym najprawdopodobniej nie będzie konkurentów. Piotr Todys nie jest jednak z tego zadowolony.
- Nie wiem jakie warunki postawi miasto – mówi. - Zapewne będą się różniły od tego systemu, który opracowaliśmy w ciągu 10 lat działalności. Nie wiem, czy TUS będzie w stanie do tych zmian się dostosować.
Wizje i wątpliwości Pawła Wypycha
Podczas rozmowy z dyrektorem Biura Polityki Społecznej można usłyszeć wiele propozycji dotyczących transportu dla osób niepełnosprawnych, które chciałby on prawdopodobnie wprowadzić w życie. Jak bardzo różnią się od systemu usług świadczonych przez TUS?
Według zapewnień Pawła Wypycha, samo pojęcie „transport osoby niepełnosprawnej” pozostanie bez zmian i będzie oznaczać usługę „od drzwi do drzwi”. Nie chodzi zatem tylko o przewóz niepełnosprawnego, ale także o pomoc w dotarciu do środka transportu i do konkretnego miejsca. Wydaje się jednaka, że na tym kończy się zbieżność z zasadami TUS.
Biuro Polityki Społecznej, wychodząc z założenia, że transport osób niepełnosprawnych nie jest zadaniem samorządu, w odróżnieniu od dowozu dzieci niepełnosprawnych do szkół, będzie dążyć do połączenia tych dwóch form pomocy.
- Miasto nie chce się wycofać z transportu osób niepełnosprawnych – zapewnia Paweł Wypych, ale równocześnie dodaje, że miasto nie musi tego robić. - Transport niepełnosprawnych jest to świadczenie usług dla grupy mieszkańców, które miasto chce organizować, ale - chciałbym być dobrze zrozumiany - miasto wcale nie musi organizować. To nie wynika z żadnej obowiązującej w tym kraju ustawy. Oczywiście, możemy się powoływać na przepisy europejskie czy ONZ-towskie, ale nie ma takiej potrzeby, bo miasto chce to robić. Za to zupełnie odrębnym zadaniem, obligatoryjnym, jest dowóz dzieci niepełnosprawnych o szkoły. To się nazywa inaczej, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo: osoba niepełnosprawna za pieniądze miasta albo przy udziale pieniędzy miasta ma świadczoną usługę jaką jest przewóz. Z miejsca do miejsca. W związku z tym docelowo chcielibyśmy te dwie rzeczy połączyć.
Z takiego podejścia do sprawy w konsekwencji wynikają następne różnice. TUS nie odżegnuje się od transportu dzieci do szkół, przeciwnie - często świadczy takie usługi, ale na tych samych zasadach jakie obowiązują pozostałych klientów – telefonu do dyspozytorni i zamówienia kursu. Paweł Wypych widzi to nieco inaczej. Jego zdaniem, podmiot, który na zlecenie miasta świadczy usługi transportowe dla niepełnosprawnych, powinien w pierwszej kolejności zapewnić dowóz dzieci do szkoły i ze szkoły do domu, a dopiero później realizować potrzeby innych niepełnosprawnych.
- Rano ktoś wiezie dzieci do szkoły, po południ musi je przywieźć z powrotem. Między zawiezieniem a przywiezieniem jest ileś tam czasu, w którym nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wozić innych niepełnosprawnych mieszkańców, którzy na przykład studiują, czy chcą iść do pracy, na rehabilitację – przedstawia swój punkt widzenia. Takie rozwiązanie ma też na celu podniesienie efektywności transportu.
Inne jest także zapatrywanie przedstawiciela Biura Polityki Społecznej na kwestie finansowe i odpłatności za przewozy. Jego zdaniem to, że transport osób niepełnosprawnych jest w coraz większym stopniu oparty na środkach finansowych miasta jest niepokojące. Obawia się także o stan taboru samochodowego – złożonego z pojazdów przynajmniej siedmioletnich – który nie był odnawiany, a dotychczasowy użytkownik nie ma pomysłu, jak tego dokonać. Paweł Wypych ma nadzieję, że podmiot, z którym miasto podpisze w przyszłości 3 lub 5-letnią umowę na świadczenie usług dla niepełnosprawnych, będzie w stanie zaryzykować i zainwestować w nowe samochody. Miasto chce się ograniczyć do wykupywania określonej ilości kursów po określonej cenie. Szacunkowo mogło by to być około 10-11 tysięcy kursów (tyle ile TUS robi rocznie) po ok. 70 złotych (klienci TUS płacą za kurs 15 złotych, z wyliczeń miasta wynika, że budżet miejski dopłaca ok. 70-90 zł). Zmiany te dotyczyłyby także wysokości opłat za przejazdy pobieranych od niepełnosprawnych.
- Nie do końca jestem przekonany, czy uczciwym podejściem jest to, że każdy płaci za kurs tyle samo – mówi Paweł Wypych. - Wydaje mi się, że to powinno być zróżnicowane od pewnego poziomu w związku z pokonywaną odległością. Jedna osoba jedzie 10 kilometrów, inna 30, trzecia 6. A każdy płaci 15 złoty. Nie jestem przekonany, że tak powinno być. Raczej chcielibyśmy to zróżnicować w ten sposób, że do pewnego odcinka byłaby stała kwota np. 15 złotych, a następnie za każdy dodatkowy kilometr – 1 zł, żeby to był taniej niż w przedsiębiorstwie taksówkowym.
Inne także jest podejście do transportu poza granicami miasta. TUS w cenie 30 zł zapewniał dojazd niepełnosprawnym z miejscowości położonych w odległości 30 km od stolicy. Tymczasem dyrektor Biura Polityki Społecznej jest zainteresowany głównie zapewnieniem usług w granicach miasta.
- Jesteśmy zainteresowani - i oczywiście rozumiem, że środowisko osób niepełnosprawnych może być tym zaniepokojone - zapewnieniem tej usługi przede wszystkim w granicach miasta. Ponieważ to jest mój obowiązek jako gminy - zapewnienia transportu dla swoich mieszkańców. Jeżeli ktoś będzie chciał korzystać z samochodów na rehabilitację w Konstancinie, to do granic miasta płaci wedle normalnego przelicznika, a poza granicami miasta niech to będzie kolejna złotówka za kilometr. Ale to nie jest tak, że my mamy obowiązek wozić mieszkańców do Szczecina, jeżeli ktoś tam miałby rehabilitację.
Dyrektor Biura Polityki Społecznej zastanawia się także, czy miasto ma w takim samym stopniu zapewniać kursy „w celach towarzyskich”.
- Każdy ma pełne prawo do normalnego życia, tylko chciałbym zadać pytanie, czy dla nas tożsame jest zapewnienie usługi transportowej dla osoby, która dojeżdża na rehabilitację czy do urzędu, z zapewnieniem takiej usługi na przykład dla osoby, która chce pojechać na spotkanie ze znajomymi. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby ta osoba mogła skorzystać z tego transportu także jadąc na spotkanie ze znajomymi. Z tym, że samochodów jest mało, czeka się bardzo długo, a miasto nie kupi nowych samochodów.
Z różnych opracowań i opinii, na które powołuje się dyrektor Wypych, wynika, że miasto powinno dysponować co najmniej 70 samochodami dostosowanymi do przewozu niepełnosprawnych, aby realizować to zadanie w zadowalającym zainteresowanych standardzie. Miasto samochodów nie kupi, licząc w tym względzie na potencjalnego usługodawcę. Zdając sobie sprawę z tego, że trudno będzie znaleźć chętnego, któryby zaoferował taki tabor samochodów, dyrektor Biura Polityki Społecznej ma także swój pomysł na logistyczne zorganizowanie transportu w Warszawie – z jedną dyspozytornią i kilkoma podwykonawcami.
- W przyszłości bylibyśmy docelowo zainteresowani, aby jedna jednostka była dyspozytornią - tam osoby by się zgłaszały i ustalały kursy. To chcielibyśmy utrzymać raczej w rękach organizacji pozarządowej – wyspecjalizowanej. Chodzi nam także o pewną wrażliwość społeczną. Za to nie widzę przeszkód, aby było kilku operatorów, którzy by tę usługę realizowali.
W tym względzie akurat poglądy Pawła Wypycha są zbieżne z propozycjami, jakie zawarł Piotr Todys w opracowaniu pt. „Zintegrowanego systemu transportu miejskiego w Warszawie z uwzględnieniem potrzeb osób niepełnosprawnych” (opracowanie to dostępne jest na stronach Fundacji www.tus.org.pl).
Strategia usług transportowych dla niepełnosprawnych
Część powyższych propozycji być znajdzie się już w warunkach konkursu, który ma być ogłoszony lada dzień, część natomiast będzie prawdopodobnie przedmiotem dyskusji przy tworzeniu strategii usług transportowych dla niepełnosprawnych w Warszawie.
Prace nad strategią już trwają. W lipcu 2003 roku, w Biurze Polityki Społecznej odbyło się wspomniane już spotkanie, w którym wzięli udział przedstawiciele Biura Polityki Społecznej, Biura Edukacji, Biura Zamówień Publicznych oraz Fundacji na Rzecz TUS. To właśnie wtedy Piotr Todys przekazał swoje opracowanie urzędnikom miejskim. Wydaje się, że jego analiza była trafna i pożyteczna, skoro w liście zrywającym umowę z Fundacją, władze miasta podziękowały Todysowi za nią oraz zapowiedziały, iż będą „starać się wykorzystać cenne uwagi i propozycje zawarte w tym dokumencie do opracowania koncepcji transportu osób niepełnosprawnych w Warszawie oraz założeń przygotowywanego konkursu.”
Zdaniem Pawła Wypycha problem z pracami nad strategią wynika stąd, że samorządowy partner do rozmów, czyli Biuro Edukacji (odpowiedzialne za dowóz niepełnosprawnych dzieci do szkół) rządzi się innym kalendarzem – szkolnym, a nie budżetowym.
- Myślę jednak, że do połowy roku taki projekt strategicznych rozwiązań długofalowych musi zostać dopracowany – mówi dyrektor Biura Polityki Społecznej. - Jeżeli Biuro Edukacji nie będzie w pełni zainteresowane to będzie nam trudniej, ale nasze rozmowy z dyrektorem Maxymilianem Bylickiem, pokazują, że jesteśmy na dobrej drodze do tego, żeby ten transport zrobić bardziej efektywnym.
Dyrektor Wypych zapewnia, że do prac zostaną także zaproszeni przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz środowiska osób niepełnosprawnych.
O co chodzi? (komentarz)
Jak nietrudno się domyśleć, chodzi o pieniądze, których budżet miasta nie ma i dlatego stara się zracjonalizować swoje wydatki. Jednak nie tylko pieniądze leżą u podstaw tego konfliktu. To, co zasadniczo różni dyrektora Biura Polityki Społecznej i prezesa Fundacji na rzecz TUS – to ranga przypisywana transportowi osób niepełnosprawnych. Dla Piotra Todysa, jego współpracowników i zapewne całego środowiska osób niepełnosprawnych, zapewnienie możliwości przemieszczania się osobom niepełnosprawnym jest realizacją podstawowych praw człowieka. Dla Pawła Wypycha jest to wyraz dobrej woli ze strony miasta – miasto chce, ale nie musi wozić dorosłych niepełnosprawnych na uczelnię, do pracy, do urzędu, do lekarza, na rehabilitację, na spotkania towarzyskie. W ten sposób - co najmniej - ogranicza się znacznej grupie mieszkańców stolicy możliwości realizacji ich planów życiowych czy zawodowych. To smutne. Szczególnie w kontekście zakończonego niedawno Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych.
Smutny także jest sposób, w jaki miasto stara się poradzić sobie z problemami, wynikającymi również z ogólnie złej kondycji finansowej państwa. Można bowiem zrozumieć formalno-prawne zarzuty wobec podpisanej przed laty umowy, zastanawiające jest jednak, dlaczego nie skorzystano z przewidzianej możliwości rozwiązania umowy za zgodą obu stron. Po ludzku mówiąc: dlaczego nie rozmawiano? Można by się spodziewać, że organizacja, która przez 10 lat realizacji określonego zadania i współpracy z miastem, zebrała bagaż doświadczeń mogący przydać się urzędnikom miejskim w poszukiwaniu innych sposobów rozwiązywania problemów, czy zapewnienia mieszkańcom oczekiwanych usług.
A zamiast rzeczowej rozmowy i współpracy nad zmianami – mamy medialną awanturę, która nie służy żadnej ze stron: ani urzędowi miasta, ani organizacji pozarządowej, ani niepełnosprawnym.
Źródło: inf. własna
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.