Od kilku tygodni pracują na pełnych obrotach, aby zapewnić godne warunki, ciepły posiłek i wsparcie osobom, uciekającym przed wojną w Ukrainie. – Nigdy nie wiemy, co nas danego dnia czeka, bo różne są reakcje ludzi na stres. Jednych on paraliżuje, innych napędza do działania – mówią wolontariusze, pracujący w punktach noclegowych Poznania. Ich głównym narzędziem pracy jest rozgrzany do czerwoności telefon komórkowy.
Jak wygląda sytuacja z perspektywy wolontariuszy i liderów organizacji pozarządowych? Podsumowujemy kilka tygodni działań w Poznaniu.
Nocleg pod dachem MTP
Międzynarodowe Targi Poznańskie to jedno z miejsc w stolicy Wielkopolski, do których od kilku tygodni trafiają przymusowi migranci z Ukrainy. Często bez walizek, prywatnych rzeczy i nadziei na szybki powrót do domu. W pierwszej kolejności, z dworca kolejowego, przychodzą do hali nr 2, w której od pierwszego dnia wojny działa zespół i wolontariusze zrekrutowani przez Caritas Archidiecezji Poznańskiej. Na hali nr 2 w obecności tłumaczy Ukraińcy wypełniają ankietę i określają bieżące potrzeby.
– Czasami potrzebna jest pomoc psychologa, nocleg, praca czy po prostu posiłek. Staramy się odpowiedzieć na ich wszystkie możliwe pytania – mówi Ania Mikołajczak, liderka wolontariatu z Caritas Archidiecezji Poznańskiej.
Dla części osób jest to miejsce przystanku przed dalszą podróżą, którą załatwiają na własną rękę lub korzystają z zorganizowanych wyjazdów np. do Niemiec, Hiszpanii, Holandii, Danii, czy Belgii.
– Obserwujemy tu różne stany, sytuacje. Bywają ludzie, którzy siedzą cały dzień bez ruchu. Pytamy, czy potrzebują pomocy. Odpowiadają, że nie. Podejrzewam, że w ten sposób odreagowują stres. On towarzyszy każdemu z nas i każdy inaczej go przeżywa – dodaje liderka.
Ci, którzy decydują się zostać w Poznaniu na dłużej, są rozwożeni do poszczególnych miejsc noclegowych. Tylko w halach 7 i 7a może nocować około 800 osób. To głównie kobiety z dziećmi, a także pojedyncze zwierzęta. Każdy ma swoje łóżko oraz może korzystać z przestrzeni wspólnej: pralni, bawialni dla dzieci, magazynów z odzieżą, czy pomocy lekarskiej.
– Zapewniamy Ukraińcom podstawowe potrzeby i pomagamy odnaleźć w nowej rzeczywistości. Część z nich decyduje się na relokację do innego kraju, ale nie jest łatwo ich do tego przekonać. W Polsce czują się bezpiecznie. Chcą tutaj poczekać na koniec wojny – mówi Justyna Schaefer-Kurkowiak z Centrum PISOP, koordynatorka Społecznego Sztabu Kryzysowego.
W halach 7 i 7a działają liderzy z poznańskich organizacji pozarządowych.
– Na nasz apel włączenia się do pomocy na MTP odpowiedziało wielu działaczy społecznych. Dzięki takim organizacjom jak Fundacje: Barka, Dziecko w Centrum, FIONA, im. Julii Woykowskiej, Nordoff Robbins, Po-Dzielna, Tak dla pełnosprawności, Zainspirowani, Zmiana dla Jutra oraz Stowarzyszeniom: Bank Żywności, Pogotowie Społeczne, Ukraińska Wiosna, Zaangażowanych Odważnych Kobiet SZOK i Wielkopolski Kongres Kobiet, możemy skutecznie działać i odpowiadać na bieżące potrzeby naszych gości – uzupełnia.
Co ważne, sytuacja w Ukrainie zwiększyła zaangażowanie społeczne firm.
– Wojna uruchomiła ogromne pokłady dobra. Liczba osób – wolontariuszy, tłumaczy, liderów organizacji społecznych, którzy włączyli się w działaniach jest imponująca. Dużą rolę odegrały także przedsiębiorstwa, które z wielką otwartością odpowiadają na nasze prośby o wsparcie w zorganizowaniu posiłków, czy przekazania potrzebnych produktów – podkreśla Justyna Schaefer-Kurkowiak.
Trudny powrót z wakacji
Do Hali Arena, drugiego największego w Poznaniu miejsca noclegowego, ludzie początkowo trafiali prosto z pobliskiego lotniska. Zderzenie z rzeczywistością było o tyle trudniejsze, że wracali prosto z wakacji. Bez świadomości, co dzieje się w ich kraju. Z walizkami podróżnymi i niedowierzaniem.
– Niektórzy wylecieli z domu jeszcze przed rozpoczęciem wojny i już nie mieli dokąd wracać. Dotarli do Poznania w letnich ubraniach, podczas gdy my chodziliśmy jeszcze w kurtkach i szalach. Nie mieli nawet szansy zabrać z domów najpotrzebniejszych rzeczy – mówi Joanna Stefańska, członkini Komendy Chorągwi Wielkopolskiej, która współkoordynuje pracą wolontariuszy na terenie Hali Arena.
Tam ochotnicy w żółtych kamizelkach wydają jedzenie, artykuły higieniczne, wykonują delikatne prace porządkowe, z pomocą tłumaczy pomagają uchodźcom załatwić podstawowe sprawy. Próbują też odnaleźć się w roli animatorów zabaw dla dzieci. Nie przeszkadza im bariera językowa. Starają się pokonać ją z pomocą internetowego translatora.
– Wszyscy nasi wolontariusze stają na wysokości zadania. To osoby, które mają w sobie tę iskierkę działania, dlatego szybko odnajdują się w nowych obowiązkach i dają z siebie 100%. Jesteśmy z nich bardzo dumni i im wdzięczni – zapewnia Joanna Stefańska.
Paradoksalnie najtrudniejszy czas dopiero przed nimi.
– W pierwszym odruchu działaliśmy szybko, bez zastanawiania się nad skalą pomocy. Emocje napędzały nas do działania. Teraz musimy się przyzwyczaić do tej sytuacji i nad nią zapanować – dodaje przedstawicielka ZHP.
W jej ocenie, jednym z problemów jest zbyt mała pomoc psychologiczna. Większość przymusowych migrantów próbuje samodzielnie poradzić sobie z sytuacją i poukładać wszystko w głowie. Nie każdy jednak potrafi to zrobić samodzielnie. Zwłaszcza, że tęsknota za domem u każdego wygląda inaczej.
– Spore grono zdecydowało się na powrót do Ukrainy. Nie byli to tylko mężczyźni, ale także kobiety z dziećmi. Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Część nie wierzyła, że w ich kraju trwa wojna – mówi Joanna Stefańska.
Przestrzeń do tolerancji
Do pierwszych dni kwietnia przymusowi migranci schronienie znajdowali też na terenie Politechniki Poznańskiej, gdzie czekało na nich ponad 300 miejsc noclegowych. Działały tam organizacje pozarządowe m.in.: Bank Żywności, Dom Sąsiedzki, Fundacja Aitwar, Fundacja Orchidea, Inkubator Kultury Pireus, Logos, Stowarzyszenie Zielona Grupa, a całość koordynowała Prezeska Wielkopolskiej Rady Koordynacyjnej Justyna Kalina Ochędzan.
W działania na terenie całego miasta zaangażowało się mnóstwo ludzi dobrej woli: wolontariuszy, tłumaczy, organizacji pozarządowych, firm. Jak mówi jedna z wolontariuszek – wspomniane lokalizacje stały się przestrzenią wzajemnej pomocy, serdecznych rozmów, tolerancji, szacunku. Zaangażowani w pomoc ludzie wspólnie starali się uczynić te miejsca domem. Chociaż na chwilę.
Źródło: Centrum Promocji i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich "PISOP"