W ostatnich miesiącach na ustach wielu polityków i komentatorów życia politycznego w Polsce nad wyraz często pojawiała się wojna. I to nie w kontekście Iraku, Libanu czy innych oddzielonych od nas tysiącami kilometrów miejsc. Nie, wojna odnosiła się do bieżących wydarzeń tu u nas.
A zatem, jeśli do funkcjonowania
społeczności jako ciała politycznego potrzebne jest ustalenie
wroga, jeśli temperatura kontaktów międzyludzkich z definicji jest
wysoka – bo jestem ja i mój wróg – to oczywistą konsekwencją tak
rozumianej polityki jest nieustające niebezpieczeństwo konfliktu
czy nawet wojny. Oczywiście Schmitt nie był pierwszym, który
zwrócił uwagę na wrogość jako naturalną cechę stosunków między
ludźmi. Większość z nas zna znacznie wcześniejszą koncepcję
Lewiatana Thomasa Hobbesa. Hobbes jednak uważał, że jest możliwy
taki porządek polityczny, w którym da się zapanować nad wybuchami
wrogości, uznawał eskalację konfliktu raczej za wyjątek niż regułę
życia społecznego. W koncepcji Schmitta wygląda to zgoła inaczej.
Te wyjątkowe – w ujęciu Hobbesa i innych myślicieli politycznych –
sytuacje konfliktów i wojen dla Schmitta potwierdzają, że wrogość
jest naturalnym i zasadniczym elementem ludzkiego życia. Jego
zdaniem, jak pisze Lilla, wszystko – moralność, religia, ekonomia,
sztuka – może przekształcić się w źródło konfliktu. Konkludując tę
myśl M. Lilla, pisze: „Świat bez wojny byłby światem bez polityki,
świat bez polityki byłby światem bez wrogości, a świat bez wrogości
byłby światem bez ludzi”. W takiej sytuacji, żeby nie doprowadzić
do wojny wszystkich ze wszystkimi, jedyną nadzieją wydaje się
konieczność istnienia kogoś, czyim zadaniem będzie decydowanie –
jak uważa Schmitt – z którym wrogiem walczyć. Taką decyzję może
podejmować tylko państwo; te suwerenne decyzje są czymś
nieuniknionym w polityce – nawet tej, która opiera się na zasadach
demokratycznych. Założywszy – jak pisze Lilla – że człowiek ma
naturę wojownika, Schmitt próbował znaleźć historyczny dowód na
rzecz nieustającej politycznej konieczności utrzymywania nad tą
naturą kontroli, oczywiście arbitralnej kontroli. Z tej konstatacji
wyciągnął wniosek o wyższości tymczasowej dyktatury, jako
spełniającej wolę ludu, nad parlamentaryzmem. Sformułował go na
podstawie analizy instytucji dyktatury od czasów rzymskich i w
odrzuceniu umiarkowanej, tymczasowej dyktatury upatrywał głównego
źródła narodzin dyktatur absolutnych.
Oparcie koncepcji funkcjonowania
państwa i uprawiania polityki na decyzjach, zyskało z czasem nazwę
„decyzjonizmu”. Głównym celem ataku był tu nowoczesny liberalizm,
traktujący państwo jako instytucję neutralną, rządzoną przez prawo,
zaangażowaną w zawiązywanie kompromisów i rozstrzyganie sporów
między jednostkami lub grupami. Lilla, analizując teorię Schmitta,
uważa, że konserwatyzm od niego czerpie przekonanie, że idee, na
których wydaje się opierać liberalizm – indywidualizm, prawa
człowieka czy rządy prawa – to fikcje i że rzeczywiste fundamenty
narodowego życia politycznego – jedność, przywództwo, autorytet,
arbitralne decyzje – są nieliberalne. Te liberalne wartości –
zdaniem Schmitta – mogą być ważne przy prowadzeniu zwykłych spraw.
Tam, gdzie chodzi o sprawy zasadnicze, prawdziwi mężowie stanu nie
mogą się na nich opierać. Kiedy – pisze Schmitt – próbują oni
kultywować liberalizm, skutki są katastrofalne.
Po latach zapomnienia pisma
Schmitta zyskały nowych czytelników. Zainteresowania nim, jego
teoriami – jego koncepcjami – nie osłabiła nawet coraz
powszechniejsza wiedza o jego współpracy z nazistowskim reżimem.
Kończąc rozdział poświęcony Schmittowi, M. Lilla pisze tak: „Wielu
jego (Schmitta) propagatorów podziela jego gwałtowną odrazę do
społeczeństwa liberalnego i pragnie – podobnie jak on – nowego
fundamentalnego prawa religijnego”.
Byłoby oczywistym nadużyciem poszukiwanie prostych zależności między myślą Schmitta a współczesnymi wydarzeniami. Byłoby oczywistym nadużyciem wykazywanie daleko idących analogii pomiędzy sformułowanymi przez niego koncepcjami a dzisiejszą – nazwijmy to wprost – walką polityczną. Ale przecież za większością propozycji praktycznych rozwiązań w poszczególnych kwestiach, kryją się, nie do końca ujawniane, założenia dotyczące tego, jaki jest człowiek. Rozsądny, samodzielny, zaradny czy nieracjonalny, zagubiony, bezsilny. Jaka jest natura stosunków międzyludzkich: nastawiona na współpracę czy na walkę? Może warto spróbować złamać ten polityczny kod? Jaka za nim stoi wizja? Podobna do koncepcji Schmitta? Czy zupełnie inna?
Tekst stanowi fragment kolejnego numeru Pisma Krytycznie Myślących Obywateli
Źródło: inf. własna