Dla wegan wszystkie stworzenia na świecie są równe i nie można ich bezkarnie używać do własnych celów. O ich prawa walczy szereg organizacji, takich jak np. Fundacja Viva!, Stowarzyszenie Otwarte Klatki czy Stowarzyszenie Empatia. – W moim jedzeniu nie ma pewnych produktów. Jedyne zwierzę w domu to żywe, czworonożne, wesoło biegające między moimi nogami – mówi Barbara Wróbel, 25-letnia weganka.
Wegetarianizm znany był już dwa tysiące lat przed naszą erą i miał podłoże czysto religijne. Pierwsze towarzystwa zrzeszające zwolenników jego zaostrzonej formy, czyli weganizmu, zarejestrowano w połowie ubiegłego stulecia. Różnice między nimi są jednak wyraźne, ponieważ świadome wyłączenie z diety mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego jest już postrzegane jako styl życia, a nawet filozofia.
Weganie unikają też np. skórzanych, zamszowych oraz wełnianych ubrań. Starają się nie używać produktów testowanych na zwierzętach i stanowczo przeciwstawiają się wszelkim przedsięwzięciom, które w jakikolwiek sposób wykorzystują zwierzęta dla przyjemności ludzi – m.in. zoo, cyrkom czy aquaparkom.
Jak tłumaczy weganka Barbara Wróbel, wielu aktywistów wiąże jedzenie mięsa z wszelkimi przejawami nienawiści czy agresji. Jej zdaniem z produkcją mięsa, nabiału czy nawet jaj łączą się niewyobrażalne ilości cierpienia i śmierci.
Ludzie o tym wiedzą, ale niekoniecznie ich to przekonuje. Na masowe wytwarzanie istnieje przyzwolenie, bo zwierzęta są uważane za gatunek niższy, gorszy oraz odczuwający cierpienie inaczej, bądź wcale.
Taki sam schemat myślenia prezentowali właściciele plantacji, na których pracowali niewolnicy (również wpajali innym, że czarnoskórzy nie czują bólu). Kobietom też odmawiano wielu praw przed równouprawnieniem. Wszystkie te teorie często są łączone, co pokazuje, że tak naprawdę cały czas myślimy w ten sam sposób, a zmieniają się tylko ofiary.
Terapia szokowa
Barbara jest 25-letnią prezenterką radiową. W tym roku kończy filologię angielską. Jej przygoda z wegetarianizmem zaczęła się osiem lat temu. Zmieniała akurat szkołę i stwierdziła, że to dobry moment, by zmienić też dietę. Pomysł rezygnacji z mięsa miał swoje podłoże ideologiczne:
– Gdy ludzie zaczynają myśleć samodzielnie w okresie dojrzewania, różne głupie rzeczy przychodzą do głowy. Jako zagubiona nastolatka potrzebowałam jakiejś grupy, do której mogłabym należeć, identyfikować się z nią. Co ważne, przez całe dzieciństwo chciałam też być weterynarzem, bo zawsze lubiłam zwierzaki. Od psów nie chciałam się odczepić, ratowałam ślimaki z ulic po deszczu, itd. – wspomina.
Pierwszy film dotyczący tej tematyki, który zobaczyła na youtubie, dotyczył produkcji futer i tego, co dzieje się na fermach. Ukazano tam, jak traktowane są zwierzęta, w jakich warunkach żyją oraz jak bezduszni potrafią być pracujący tam ludzie. Często nawet znęcają się nad nimi dla przyjemności.
– Moja pierwsza reakcja to płacz przez trzy dni. Potem, gdy już mogłam spojrzeć na ekran komputera suchymi oczami, zaczęłam po prostu czytać, szukać informacji, przeglądać strony internetowe, ogladać filmiki… Terapia szokowa – tak można to określić. A później zaczęłam się zastanawiać, co ja sama mogę zrobić i w jaki sposób pomóc. Oczywiście dla gówniary, którą wtedy byłam żaden aktywizm nie wchodził w grę. Miałam niewiele lat, za mało doświadczenia i odwagi. Ale pomysł rezygnacji z mięsa wydawał się wtedy całkiem logiczny – tłumaczy Barbara.
Od tego momentu przez pierwsze trzy lata jadła tylko ryby. Coraz więcej dowiadywała się też o tym, jakich produktów czy składników pochodzenia zwierzęcego należy unikać. Szybko nadszedł też czas kolejnych zmian, a mianowicie studia i wyprowadzka od rodziców.
Jak wspomina Barbara – w tym okresie miała też duże problemy z wagą, bo jej dieta opierała się w zasadzie jedynie na kanapkach, jogurtach i mnóstwie ciastek. Dlatego jako "nie do końca jeszcze wyedukowana w potrzebach organizmu wegetarianka" postanowiła zrobić kolejny krok i odstawiła ryby. Starała się też zdrowiej odżywać. Dopiero dwa lata temu zupełnie przeszła na weganizm i zrezygnowała z produktów pochodzenia zwierzęcego.
– Na początku rodzina miała z tym problem, bo po prostu bali się, że zrobię sobie krzywdę. Ale teraz jest już lepiej. Ze względu na studia wyprowadziłam się od rodziców, więc zmieniły się też zasady – ja gotuję i w moim jedzeniu nie ma pewnych produktów. Jedyne zwierzę w domu to żywe, czworonożne, wesoło biegające między moimi nogami. Gdy wracam do rodziny np. na święta, zawsze przywożę swoje potrawy i nagle wszyscy chcą próbować. Okazuje się, że smakują nawet największym miłośnikom mięsa. No i regularnie pojawia się też pytanie – czy można więcej? (śmiech)
Miesiąc może zmienić całe życie
Lubelska Grupa Vivy! zachęca do udziału w specjalnym programie "Zostań wege na 30 dni". To ułatwienie dla osób, które chcą przejść na weganizm, ale nie wiedzą, w jaki sposób to zrobić. Projekt jest też wyzwaniem dla nie przekonanych do tej diety, lecz chcących jej spróbować i szukających zupełnie nowych przepisów.
– Miesiąc to idealny czas, by przyswoić potrzebne wiadomości, zgromadzić przepisy i nauczyć się wybierać odpowiednie produkty. Wystarczy zarejestrować się poprzez internetowy formularz, by codziennie otrzymywać na maila przepisy, porady i ciekawostki związane z wegańską kuchnią. Po 30 dniach zobaczymy też, jak na zmiany reaguje nasz organizm. A dbamy przecież nie tylko o siebie, ale przy okazji o zwierzęta i środowisko naturalne. Szczegóły znajdują się na zostanwege.pl oraz w specjalnej zakładce na stronie fundacji – mówi Karolina Kochalska, koordynatorka lokalnej grupy Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva!
W połowie maja Lubelska Grupa Fundacji Viva! zorganizowała też projekcję filmu "Jutro będzie futro" opartego na materiałach zebranych przez działaczy śledczych fundacji. Produkcja to pierwszy w Polsce pełnometrażowy film dotyczący problemu ferm zwierząt futerkowych oraz ich wpływu na środowisko naturalne, w którym głos zabierają również m.in.: profesorowie, projektanci, znani aktorzy, dziennikarze oraz przedstawiciele największych w kraju organizacji zajmujących się prawami zwierząt. Podczas wydarzenia zbierano również podpisy pod petycją w sprawie zakazu prowadzenia takich hodowli.
– Braliśmy także udział w Lubelskiej Kuchni Społecznej. To cykliczne spotkania przy jedzeniu, podczas których można spróbować wegańskich potraw, podzielić się przepisami i porozmawiać o doświadczeniach żywieniowych. Co ważne, uczestnicy sami przygotowują wszystkie dania, ponieważ biletem wstępu na wydarzenie jest właśnie wegański smakołyk. Drugim sposobem wzięcia udziału jest po prostu symboliczna opłata, dzięki której również można skosztować jedzenia przyniesionego przez innych. Dlatego każdy może przyjść i przekonać się do wegańskiej kuchni – dodaje Karolina Kochalska.
W spotkaniach bierze udział stałe grono uczestników złożone z młodych osób, jednak za każdym razem do grupy dołączają też nowi zwolennicy. Przychodzą głównie z ciekawości. Tym razem można było spróbować m.in. pieczonych papryk faszerowanych kuskusem, bakłażanem, marchewką i cebulą. Pojawił się także pasztet z kaszy jaglanej, buraczane burgery i kruche, cytrynowe ciasteczka. A to zaledwie przykład możliwości i inspiracji, które daje kuchnia wegańska. Kolejna okazja, by się o tym przekonać 12 czerwca w Opium Cafe.
Czy to bezpieczne?
– Kiedyś uważano, że dieta złożona z samych roślin nas zabije. Obecnie jednak coraz więcej badań potwierdza – to najzdrowsze, co możemy sobie zafundować! Szczególnie biorąc pod uwagę te wszystkie sterydy, hormony, antybiotyki czy pestycydy, które znajdują się w mięsie i produktach mlecznych. Nawet na swoim przykładzie widzę, że wiele w moim organizmie się zmieniło. Mam mocniejsze paznokcie, mniej wypadających włosów, pozbyłam się też problemów z cerą. Kiedyś musiałam leczyć to antybiotykami, a dziś zniknęła bezsenność i mam znacznie więcej energii. Zanim zrezygnowałam z mleka i jaj, zdarzało mi się chorować 3-4 razy w ciągu roku. Teraz nawet katar pojawia się już tylko sporadycznie – mówi Barbara Wróbel.
Gwałtowna zmiana nawyków żywieniowych i rezygnacja z mięsa może być dla organizmu niebezpieczna. Ważne, by każdy produkt wyłączany z diety zastąpić innym, który dostarczy wszystkich potrzebnych środków odżywczych. Nie trzeba jednak odstawiać zbyt wielu rzeczy. Wystarczy tylko dokładnie sprawdzać skład. Może się okazać, że pewne produkty są po prostu "przypadkowo wegańskie" czyli takie, w których – jak wyjaśnia Barbara – brak składników zwierzęcych czy odzwierzęcych nie był nawet zamysłem producenta.
– Każda nowo poznana osoba, która dowiaduje się, że jestem weganką, zaczyna rozmowę od tego samego pytania – to co ty w ogóle jesz? Ale odpowiedź jest trudna, bo zdecydowanie szybciej można wymienić czego weganie nie jedzą. Wyłączamy z diety mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego. Wiedzieć trzeba tylko w jaki sposób zastępować pewne składniki, witaminy i gdzie je znajdziemy. Dla mnie takim odkryciem była komosa ryżowa, która zawiera pełnowartościowe białko, więc jest idealnym odpowiednikiem białka zwierzęcego. Taką kaszkę można przyrządzać zarówno na słodko, jak i na wytrawnie. Do tego oczywiście wszelkie warzywa, owoce – wylicza Karolina Kochalska.
Odstawienie mięsa nie sprawia więc, że dieta staje się nudna, ale otwiera dopiero szereg możliwości. Zaczynamy szukać nowych produktów, poznajemy zamienniki i zwiększamy kreatywność w kuchni.
Gdzie, co i za ile?
Oferta restauracji i sklepów jest coraz bardziej przyjazna dla wegan, wiele rzeczy można też zrobić samodzielnie w domu. Bez problemu dostaniemy także różnego rodzaju świeże warzywa, makarony i pieczywo bez jajek. Są też produkty specjalne czyli sojowe odpowiedniki mięsa i sera (warto jednak pamiętać, że są to już rzeczy przetworzone, więc spożywane w dużych ilościach mogą być niezdrowe).
– Warto też znać zamienniki i zamiast jaja dorzucić do ciasta pół banana, który równie dobrze zwiąże masę. Mleko roślinne też jest proste do uzyskania i można je zrobić w domu. Wystarczy zostawić gotujący się w dużej ilości wody ryż na ok. 3 godziny. Później już tylko odcedzić, zblendować z dużą ilością świeżej, przegotowanej wody i jeszcze raz odcedzić. Ze szklanki ryżu uzyskamy w ten sposób ok. 4 litrów mleka, które bez problemu przechowamy w lodówce przez tydzień. Równie łatwo można zrobić mleko kokosowe czy orzechowe – wyjaśnia Barbara.
Problemem nie muszą być też pieniądze. Na weganizmie można nawet zaoszczędzić, o ile bardziej niż na imponujących potrawach zależy nam na zdrowym odżywaniu. Wiele produktów, takich jak makarony, kasze czy grochy kupujemy w opakowaniach, z których korzystamy przygotowując kilka różnych potraw.
Warto też eksperymentować z warzywami i podobnymi, łatwo dostępnymi składnikami robiąc z nich np. pasty do kanapek, kotlety, pierogi… W wielu miejscach można dostać także mleko roślinne, pasztety sojowe lub hummus. Ponadto istnieją drogie i wyszukane zamienniki, wśród nich tofu czy syropy klonowe. Również te, jak i wiele innych produktów bez problemu można dostać już w części marketów lub w sklepach internetowych.
– Nie pamiętam już chyba smaku mięsa i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała go sobie przypominać. Aczkolwiek, gdy przygotowuję sobie kotlety sojowe, to dodaje do nich przyprawę do kurczaka… bo jest wegańska – śmieje się Barbara Wróbel. I dodaje:
– Nie twierdzę, że już zawsze będzie tak jak jest, bo są w życiu różne sytuacje. Na pewno jednak będę pracować nad tym, by do mięsa nie wracać, bo i po co? Jestem zdrowa fizycznie i co najpiękniejsze, czuję się też lepiej psychicznie. Może to trochę złudne, ale mając wrażenie, że i tak robimy masę innych rzeczy, które szkodzą środowisku i zwierzętom – moja postawa to świadomy krok, by oszczędzić komuś cierpienia.
Źródło: lublin.ngo.pl