W zarządach bez zmian? Zarząd to specjaliści od wszystkiego
PERETIATKOWICZ: Znaczna część ludzi, pytanych o to, czy mieliby ochotę wejść do zarządu, nie wyraża zainteresowania. Są osoby, które chętnie podejmą się realizacji pojedynczych zadań, ale nie chcą brać na siebie odpowiedzialności jak członkowie i członkinie zarządu. Tak więc od 2009 roku musiałam stać się specjalistką od wszystkiego.
Zarząd to jedyny obowiązkowy organ fundacji. W statucie musi być jasno określony sposób wyboru jego członków. Co to oznacza w praktyce? Wiele fundacji nie posiada innego organu zarządczego czy kontrolnego – w takiej sytuacji zarząd jest w pełni odpowiedzialny za funkcjonowanie fundacji. To jego członkowie i członkinie zobowiązani i zobowiązane są do planowania kierunków działania fundacji, zapewnienia jej źródeł dofinansowania i stabilności finansowej, zatrudniania pracowników i pracowniczek, zarządzanie zespołem oraz wykonywania wszelkich obowiązków sprawozdawczych wobec grantodawców i państwa (chociażby ministra właściwego czy GUS).
Nie stracić kontaktu z organizacją
W Fundacji TUS mamy zarząd trzyosobowy, w ramach którego staramy się podejmować decyzje na zasadzie konsensu. W sprawach oficjalnych reprezentuje nas jednoosobowo prezes zarządu albo dwie członkinie zarządu wspólnie. Staramy się wywiązywać ze wszystkich spoczywających na nas obowiązków – często z rozbawieniem, a czasem smutkiem, czytamy rozprawy na ten temat.
Nie uchylamy się od spoczywających na nas obowiązków, ciągle się rozwijamy, żeby sprostać wymogom zrozumienia księgowości, pilnować praworządności naszych działań, planować i realizować rozwój naszej organizacji, stwarzać jak najlepsze warunki pracy. To wszystko robimy społecznie – za pracę z ramach zarządu nie pobieramy żadnego wynagrodzenia. Dlatego też gdzieś obok, przy okazji, staramy się zarobić na życie – czasem zajmując stanowiska w realizowanych przez nas projektach, czasem na zewnątrz. Jeśli zarabiamy na zewnątrz tracimy kontakt z codziennością naszej organizacji, co nie pozwala nam nią prawidłowo zarządzać.
Pod ostrzałem
Rok 2009 to moment, w którym postanowiłam przyjąć zaproszenie do zarządu na miejsce odchodzącej z niego i z Fundacji poprzedniczki. Pamiętam, że bałam się odpowiedzialności, którą miałam na siebie wziąć. Z drugiej strony, poczułam się doceniona tą propozycją. Ostatnia zmiana w naszym zarządzie miała miejsce w 2011 roku. Słowem: zmiany czasami się zdarzają, ale nie są częste i wynikają raczej z konieczności niż nadmiaru chętnych do zarządzania organizacją.
Znaczna część ludzi, pytanych o to, czy mieliby ochotę wejść do zarządu, nie wyraża zainteresowania. Są osoby, które chętnie podejmą się realizacji pojedynczych zadań, ale nie chcą brać na siebie odpowiedzialności jak członkowie i członkinie zarządu. Tak więc od 2009 roku musiałam stać się specjalistką od wszystkiego – zdobywam pieniądze na nasze działania, pilnuje poprawności ich wydawania i rozliczenia, zarządzam zasobami ludzkimi, wytyczam kierunki rozwoju fundacji, wspieram działania oddolne pracowników i pracowniczek, jeżeli mieszczą się w naszej misji, zgłębiam tajniki księgowości. Państwo się na mnie denerwuje, że popełniam pomyłki w sprawozdaniach, grantodawcy oczekują ode mnie większego profesjonalizmu, a pracownicy i pracowniczki stabilniejszych warunków zatrudnienia.
Świeża krew
Czy odeszłabym z zarządu? Nie, gdyż dzięki byciu w nim mam realny wpływ na sposób działania mojej organizacji i realizację działań, w sens których wierzę. Dodatkowo nieustająco się rozwijam – staram się opanować kolejne aspekty pracy zarządczej, zdobywać nowe kompetencje, wdrażać nowe rozwiązania w mojej codziennej pracy. Czy uważam, że świeża krew w zarządzie jest potrzebna? Tak, bo nowi ludzie wnoszą nową perspektywę, nowy sposób patrzenia na rzeczywistość. Czy chciałabym zostać prezeską zarządu? Wolę nie. Wolę, żeby tę funkcję pełniła inna osoba i to ona ponosiła pełną, końcową odpowiedzialność. A my i tak mamy dobrze – na nas i naszą działalność patrzy jeszcze Rada Fundacji.
Czy świeża krew w zarządzie jest potrzebna? Tak – nowi ludzie wnoszą nową perspektywę, nowy sposób patrzenia na rzeczywistość.