Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
W miasteczku małych ludzi znaleźliśmy się dzięki spektaklowi wystawionemu w ramach Festiwalu Dialogu Czterech Kultur na deskach Teatru Nowego przez teatr z Izraela (The Jerusalem Khan Theatre).
Ich codzienne, małe sprawy okazały
się podobne do naszych. Zostaliśmy zaproszenie do przybliżenia się
do tego małego żydowskiego społeczeństwa. Na trochę zamieszkaliśmy
u rodziny z niepełnosprawną córką, która nie od razu okazała się
błogosławieństwem.
Poznaliśmy syna grabarza, który zamiast stać się chlubą rodziny i zostać szanowanym medykiem przysporzył jej smutku i zgryzoty.
Poznaliśmy syna grabarza, który zamiast stać się chlubą rodziny i zostać szanowanym medykiem przysporzył jej smutku i zgryzoty.
Spotkaliśmy wdowę, której mleko
wykipiało i stało się to źródłem jej rozterek i nieszczęścia. Bo
ostatni jej garnek przestał być koszerny, i co ona teraz pocznie? W
czym ugotuje rosół dla chorego Dawidka? I po co takich lekarzy nosi
ziemia? Z jakiej mąki postali i w jakim piecu ich
wypiekano?
Był też rabin, dzierżący duchową
władzę, jedyny pismienny w miasteczku. I małomiasteczkowy bogacz,
nie mogący odgadnąć, za jaki pieniądze kupić sobie wieczne
szczęście. Natomiast miał on pomysł, jak zakończyć spór o to małe
terytorium, w walce o które wciąż krew jest przelewana.
Naturalnie, zapłacić im, a przestaną walczyć.
Zauroczył nas miejscowy biedak i
błazen, pomijany, ale będący niezastąpionym mieszkańcem tej
malutkiej Kasrylewki. Jego wspaniałe żarty skrywały prawdziwe
wizjonerstwo. A i ono pomieszane było z gorącymi pragnieniami
i bardzo ludzkim poczuciem odrzucenia.
Oni byli tak różni, każdy miał inną
wrażliwość, marzenia. Żyjący między ziemią a niebem, urokiem i
radością, a smutkiem i zwyczajnością. Światłem a cieniem. Dzięki
tej naszej podróży do Kasrylewki stali się nam bliscy.
Trzykrotnie bohaterowie podejmowali marsz, przez krajobraz z widokiem na pejzaż ze światełek. Z czasem zarysowały się na nim ich twarze, uśmiechnięte bądź smutne. Ten marsz w nieznanym kierunku, na spotkanie ze Strasznym, Nieznanym, niestety okazał się podróżą najstraszniejszym z pociągów. Jego łoskot ogłuszył także i nas, widzów. Był to łoskot małego pociągu. W nim twarze małych ludzi. Twarz za twarzą w nieskończoność. Tych kilkoro mieliśmy szansę poznać. A przecież były ich miliony.
Mali ludzie, lub im podobni
mieszkali na tych samych co my, choć nieraz inaczej nazywających
się ulicach, łódzkich, krakowskich, chełmskich. I małych ludzi
straszne, niekończące się pociągi wiozły na stacje Auschwitz,
Dachau...
Źródło: inf. własna lodzkie.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.