KLICKI: Obrońcy praw człowieka, dziennikarze informujący o nieprawidłowościach, ludzie patrzący władzy na ręce, z natury rzeczy są narażeni na większe zainteresowanie ze strony służb. Na świecie mamy przykłady, nie tylko z państw autorytarnych, ale także demokratycznych, że brak kontroli nad służbami i ich szerokie kompetencje narażają działaczy na inwigilację.
Projekt Ustawy o Policji, nazywanej „ustawą inwigilacyjną”, budzi duży sprzeciw organizacji i innych podmiotów. Związane z nim są dwa fundamentalne kłopoty. Pierwszy dotyczy utrzymania bardzo prostego i niekontrolowanego dostępu służb do informacji na temat naszej aktywności za pośrednictwem telefonów, a więc do tak zwanych danych telekomunikacyjnych. Tak było już wcześniej – Trybunał Konstytucyjny uznał to jednak za niezgodne z Konstytucją, nakazując wprowadzenie kontroli nad sięganiem po bilingi. Obecnie procedowany projekt nie zakłada naprawienia tej sytuacji. To niewykorzystana szansa na dobrą zmianę.
W efekcie, aby sięgnąć po informację na temat tego, z kim rozmawiamy, czy dzwonimy do poradni, czy kontaktujemy się z adwokatem, służby wciąż nie będą musiały uzyskiwać niczyjej zgody. Będą jedynie raz na sześć miesięcy składać sprawozdanie do sądów, w których poinformują je, ile razy sięgały po dane. A trzeba mieć świadomość, że tak łatwy dostęp do tych informacji – billingów, ale też danych o naszej lokalizacji generowanych przez telefon komórkowy – bardzo głęboko i poważnie ingeruje w naszą prywatność. Na podstawie tych informacji można bowiem stworzyć nasz bardzo szczegółowy profil: sieć kontaktów, ewentualne problemy zdrowotne (telefony do lekarzy) czy prawne (do adwokatów).
Wolność internetu zagrożona
Drugi problem ta ustawa dopiero tworzy. Dotyczy on tak zwanych danych internetowych, czyli informacji dotyczących tego, na jakie strony wchodzimy, jak długo na nich jesteśmy, co ściągamy, co oglądamy… Chodzi więc o bardzo dużo i bardzo ciekawych informacji na nasz temat. Oczywiście, te dane były już dostępne dla służb, ale na określonych zasadach, które teraz mają się zmienić. Wcześniej, aby uzyskać dostęp do tych informacji, służby musiały napisać pismo do firmy internetowej. Przykładowo: mogły napisać do portalu aukcyjnego, powołać się na prowadzone postępowanie w sprawie o oszustwo i na tej podstawie prosić o dane na temat osoby, która wystawiła na aukcji rzecz pochodzącą z przestępstwa.
Po wejściu nowej ustawy w życie nie będzie trzeba się powoływać na konkretne postępowanie. Zamiast tego służby będą mogły zasłonić się szerokim pojęciem „zapobiegania przestępstwom”. Co gorsza, nie będą w ogóle pisały pisma do firmy internetowej, tylko podłączały się do ich danych za pośrednictwem tak zwanego bezpiecznego łącza. Wystarczy, że funkcjonariusz odpali komputer, by za jego pośrednictwem móc zassać informacje na temat tego, kto i z jakiej strony internetowej korzysta oraz co tam robi.
Bez konsultacji, bez słuchania
Warto też przypomnieć, że projekt Ustawy o Policji nie jest projektem rządowym, ale poselskim. W związku z tym nie przeszedł całego rządowego procesu legislacyjnego, który wymaga również przeprowadzenia konsultacji publicznych. Tych nie było. Nikt nie zapytał obywateli, organizacji czy ekspertów o zdanie w tak wrażliwej kwestii.
Projekt wpłynął do Sejmu w okresie świątecznym i był szybko procedowany. W odpowiedzi na te działania koalicja dziesięciu organizacji postanowiła wystosować do komisji, która zajmowała się projektem, apel, w którym sformułowaliśmy szereg naszych postulatów. Mieliśmy, jako przedstawiciele organizacji, możliwość udziału w posiedzeniach komisji i podkomisji oraz zabrania na nich głosu. Nasze postulaty nie zostały jednak wysłuchane. Naszym zdaniem projekt w obecnym brzmieniu jest niezgodny zarówno z Konstytucją, jak i z prawem europejskim. W zbyt dużym stopniu zwiększa bowiem możliwość służb w sięganiu po dane dotyczące obywateli.
Organizacje dla władzy niewygodne
Pojawiają się też pytania o to, jak nowe prawo wpłynie na sytuację organizacji, na przykład strażniczych, patrzących władzy na ręce, a więc z definicji dla każdej władzy niewygodnych. Moim zdaniem obrońcy praw człowieka, podobnie jak dziennikarze informujący o różnych nieprawidłowościach, ludzie patrzący władzy na ręce, z natury rzeczy są narażeni na większe zainteresowanie ze strony służb. Na świecie mamy przykłady, nie tylko z państw autorytarnych, ale także demokratycznych, że brak kontroli nad służbami i ich szerokie kompetencje narażają działaczy na inwigilację. Było tak chociażby w 2012 roku, kiedy brytyjskie agencje wywiadowcze przechwyciły prywatną komunikację Amnesty International.
Nie martwiłbym się o organizacje pozarządowe i ich działaczy, gdyby ustawa wprowadzała właściwe gwarancje i mechanizmy kontrolne. Jednak – podobnie jak wszyscy inni obywatele – musimy zdawać sobie sprawę, że dostęp do informacji na nasz temat funkcjonariusze służb mogą uzyskać bez konieczności pytania nikogo o zgodę. Co gorsza, nawet jeśli staniemy się przedmiotem inwigilacji, to nigdy się o tym nie dowiemy i nie będziemy mogli zakwestionować działań służb. To złe prawo.
Wojciech Klicki – prawnik w Fundacji Panoptykon, wcześniej związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Zajmuje się przede wszystkim problematyką nadzoru prowadzonego przez policję i służby specjalne oraz monitoringiem wizyjnym. Interesuje się również mechanizmami tworzenia prawa.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Nie martwiłbym się o organizacje pozarządowe i ich działaczy, gdyby ustawa wprowadzała właściwe gwarancje i mechanizmy kontrolne.