Niepoprawny, niezrozumiały i w każdym miejscu inny. To diagnoza, jaką specjaliści zajmujący się poprawną polszczyzną wystawili tak zwanemu językowi urzędowemu. Potwierdzili także to, o czym obywatele wiedzą od dawna – w polskich urzędach porozumieć się nie jest łatwo.
W czym problem?
Każdy z nas dostał lub przynajmniej widział pismo z urzędu, którego nie sposób było zrozumieć. Niektóre sformułowania zasłużyły wręcz na miejsce w pracach naukowych. Wśród nich jest taki oto fragment listu:
„Wydanie decyzji poprzedza ocena prawidłowości wykonania czynności ustalenia przebiegu granic nieruchomości przez geodetę oraz zgodności sporządzonych dokumentów przepisami: w przypadku stwierdzenia zaniedbań lub wadliwego wykonania organ zwraca geodecie dokumentację do uzupełnienia.”
Nad tego typu przykładami, które sprawiły i wciąż sprawiają, że obywatel w starciu z urzędnikami nie ma szans, debatowali niedawno najwięksi i najbardziej uznani specjaliści w Polsce. W siedzibie Senatu RP odbył się I Kongres Języka Urzędowego. Jednym z organizatorów debaty poświęconej polszczyźnie w urzędach była Fundacja Języka Polskiego. Jej szefowa, Elżbieta Wierzbicka-Piotrowska w wystąpieniu otwierającym Kongres zapytała retorycznie:
– Dlaczego ten kongres nie został zorganizowany wcześniej, skoro o konieczności poprawienia polskiego języka urzędowego specjaliści mówią już od dawna?
O tym, że problem z porozumieniem się w urzędach jest, wiedzą nie tylko obywatele załatwiający codzienne sprawy. Na problemy językowe skarżą się też przedstawiciele organizacji pozarządowych. Szefowa jednej z warszawskich fundacji wspomina sytuację, gdy w urzędzie miasta próbowała załatwić formalności związane z otrzymanym grantem:
– Po przeciwnej stronie biurka siedziała urzędniczka, uśmiechnięta osoba, która bardzo chciała mi pomóc. Musieliśmy jednak wspólnie przebrnąć przez dziesiątki procedur i sformułowań, które nie wnosiły niczego oprócz chaosu. A jednak były potrzebne, żeby dopełnić formalności – mówi.
Urzędowy czy urzędniczy
Specjaliści zajmujący się językiem urzędowym przypominają, że język używany w sprawach administracyjnych jest formą języka prawnego. O zbytnich uproszczeniach w komunikacji na linii urząd – obywatel mowy więc być nie może. To jednak nie oznacza, że język w urzędach musi być tak zawiły, że aż niezrozumiały.
– Powinien być i precyzyjny, i zrozumiały, co trudno połączyć. I bogaty, i prosty, co także trudno połączyć – mówi językoznawca, profesor Jerzy Bralczyk. – Ale przede wszystkim używaniu tego języka powinna towarzyszyć chęć bycia zrozumianym, chęć wejścia w kontakt. Tym językiem powinniśmy się porozumiewać, a nie baczyć tylko na to, żeby on skutkował.
– To właśnie skuteczność w komunikacji przedkłada się w urzędach ponad to, co w komunikacji jest najważniejsze, czyli porozumienie między dwojgiem osób – dodaje prof. Bralczyk.
– Nastawiamy się na komunikację skuteczną. Ale zapominamy, że ona będzie skuteczna tylko wtedy, kiedy będzie udana, kiedy i mówiący, i słuchający po takim kontakcie będą mieli poczucie: jesteśmy Polakami, rozumiemy się. Rozumiemy się? – podkreśla żartobliwie profesor.
Ten problem zauważają też ci, którzy językowi urzędowemu przyglądają się zza drugiej strony biurka.
Zastępca Wojewody Mazowieckiego Dariusz Piątek przyznaje, że urzędnicy zapominają, że mówią i piszą do ludzi, którzy z hermetycznym, urzędowym językiem nie są i nie muszą być zaznajomieni. Wtedy język urzędowy staje się językiem urzędniczym, pewnego rodzaju slangiem.
– Może zbyt często całą odpowiedź próbujemy zawrzeć w jednym zdaniu. To jest nasz najczęstszy urzędniczy problem. To wynika najczęściej z pośpiechu, ale także z braku rozsądku i zastanowienia – mówi. Dodaje jednak, że sytuacja się poprawia: – Z dnia na dzień jest coraz lepiej. My już rok temu podjęliśmy kroki, które mają uświadomić pracownikom, że to co piszą i wysyłają do naszych mieszkańców, musi być dla nich zrozumiałe. Bardzo zaskoczyła mnie ostatnio frekwencja na dyktandzie urzędowym, które zorganizowaliśmy. Było bardzo dużo chętnych, każdy chciał sprawdzić swoje umiejętności. Takimi małymi krokami zdążamy do celu – podsumowuje.
Potrzebne szybsze tempo działań
Nie wszystkim to jednak wystarczy. – Przydałby się ustawowy obowiązek posługiwania się przez urzędników poprawną polszczyzną. Do tego powinniśmy dążyć – twierdzi prezeska Fundacji Języka Polskiego. – Na razie pozostaje nam jednak praca u podstaw, czyli szkolenia i warsztaty, które w fundacji prowadzimy dla urzędników już od jakiegoś czasu.
Zdaniem Ireny Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich, powolna zmiana nie wystarczy, bo realne szkody wynikające z braku możliwości porozumienia się w kontaktach z władzą czy administracją już dają wymierne negatywne skutki.
– Do mojego urzędu wpływa mnóstwo skarg, w których obywatele mówią o konkretnych stratach, jakie ponieśli w związku z tym, że czegoś nie byli w stanie zrozumieć. To sprawa, której pod żadnym pozorem nie możemy bagatelizować – ostrzega i dodaje:
– Język jest niebezpieczną barierą. Z jednej strony prawo żąda, aby język urzędowy był coraz bardziej złożony i precyzyjny, z drugiej staje się przez to coraz mniej zrozumiały. Spójrzmy na język Internetu, jest prosty, czasami brutalny. To jest jedna skrajność. Na drugim krańcu jest język urzędowy, który dla wielu odbiorców utrudnia komunikację.
Jak podkreśla Rzecznik Praw Obywatelskich, nie trudno przewidzieć, jakie skutki będzie miała pogłębiająca się przepaść między codziennym językiem a hermetyczną mową stosowaną w administracji. – Bo proszę sobie wyobrazić: jeżeli nie zrozumiemy tego, co mówi do nas lekarz, tego co mówi urzędnik, tego, że sąd nas poucza, lub mówi, jak możemy się odwołać od jakiejś decyzji, to potem pacjent nie bierze leków, obywatel, który mógłby zaskarżyć niesprawiedliwą decyzję, nie zrobi tego i tak dalej. O tym trzeba dzisiaj mówić.
Każdy język ma dwa końce
Specjaliści podkreślają, że odpowiedzialność za komunikację między urzędem a obywatelem nie leży tylko w rękach urzędnika. Na drugim końcu tego językowego łańcucha jest też obywatel, który także powinien dać z siebie wszystko, aby po pierwsze samemu wykazać się jak najlepszymi umiejętnościami językowymi, po drugie dać z siebie wszystko, jeśli chodzi o staranne rozumienie tego, co się do niego mówi i pisze. Z tym też nie jest łatwo.
– Proszę pamiętać, że język urzędowy ma bardzo głębokie korzenie historyczne, jest więc czymś zakorzenionym bardzo głęboko – mówi profesor Andrzej Markowski. – Poza tym, dajmy na to, w oficjalnych pismach nie unikniemy pewnych schematów, bo nie piszemy do indywidualnego człowieka, a do przedstawiciela pewnej grupy podobnych interesów. Chyba nie byłoby dobrze, gdyby listy wysyłane przez urzędników zaczynały się od słów: „Kochany Panie Janku”, czy „Droga Pani Mario”.
Złoty środek ma pomóc znaleźć kampania „Język Urzędowy Przyjazny Obywatelom”. Kongres Języka Urzędowego co prawda już się skończył, ale jego uczestnicy zadeklarowali, że nie zamierzają przestać pracować nad uporządkowaniem tej sfery komunikacji społecznej. Wszyscy są zgodni co do tego, że od tego, jaki w najbliższych latach będzie język urzędowy, w dużej mierze zależy, jakie społeczeństwo obywatelskie zbudujemy.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)