Tegoroczny Międzynarodowy Dzień Uchodźcy obchodzony był pod hasłem 'Kobiety w obliczu wojny'. Towarzyszące mu imprezy odbyły się w wielu miastach Polski. W Warszawie na Agrykoli w ostatnią niedzielę spotkali się uchodźcy i ich przyjaciele z różnych organizacji pozarządowych.
Nie zabrakło też mieszkańców Warszawy i turystów. Jedni przyszli tu specjalnie, inni zupełnie przypadkiem, jak na przykład Musi Gotbe, policjant z Holandii, syn uchodźcy afgańskiego, który w tych dniach zwiedzał Warszawę.
Kto przyszedł na Agrykolę, ten się nie nudził. Każdy znalazł coś dla siebie. Na scenie pojawiły się zespoły KASA, Solidarity, Ikenga Drummers, Milo Kurtis, Jerba Mate, Kapela ze Wsi Warszawa, Capoeira Beribazu, Sarakina, WZ Orkiestra, Projekt Arabski Pępek i wielu innych, także zagranicznych, muzyków.
W tym samym czasie w namiocie KINO wyświetlane były filmy krótkometrażowe związane z tematem imprezy. Wśród nich znalazły się: „Kobiety – Uchodźcy”, zrealizowany przez UNHCR, trzyczęściowy cykl „Kobiety w wojnie”, przedstawiony przez Polski Czerwony Krzyż, „Wszystko dla nas– program wodny w Czeczenii”, dostarczony przez Polską Akcję Humanitarną. Przez cały dzień odbywały się również różnego rodzaju warsztaty poświęcone uchodźcom i problemom, z jakimi spotykają się w Polsce.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się wyroby uchodźców. Każdy mógł kupić talizmany, pierścionki, miseczki, a także poczęstować się białoruską chałwą, arabskimi pierogami i skosztować różnego rodzaju smakołyków z kuchni libańskiej, afrykańskiej i indyjskiej. Spragnieni strawy duchowej mogli zapoznać się z filozofią Tai Chi. O zmroku uwagę wszystkich przykuł pokaz szczudlarzy i fajerwerków, zorganizowany przez Teatr Plastyczny Makata.
Organizatorami całego przedsięwzięcia były Polska Akcja Humanitarna oraz Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). W przygotowania włączyła się także Gmina Warszawa Centrum – Dzielnica Śródmieście. „Problemów organizacyjnych – jak podkreśla Małgorzata Gebert z PAH – generalnie nie było, choć przy tego rodzaju imprezach pewne trudności może stwarzać podział pieniędzy i zadań”. Pewnym zaskoczeniem dla organizatorów był odbywający się po sąsiedzku Piknik Motoryzacyjny.
„Imprezę zorganizowaliśmy z dwóch powodów –tłumaczy Małgorzata Gebert. Po pierwsze, chcieliśmy, żeby uchodźcy mogli zacząć sami mówić w swoim imieniu. Dzień ten ma być więc dla nich okazją do nawiązania kontaktów, które pomogą im w Polsce funkcjonować. Po drugie chcemy, żeby nasze społeczeństwo przyzwyczaiło się do myśli, że uchodźcy w Polsce są i będą. Nasz kraj bowiem w porównaniu z ich ojczyznami jest oazą spokoju i dobrobytu”.
Zarówno PAH, jak i UNHCR chciały zwrócić też uwagę na to, jak wiele w Polsce jest jeszcze nierozwiązanych problemów dotyczących uchodźców. Janina Ochojska z PAH zauważa, że co prawda w 1991 r. Polska przyjęła konwencję o Bezpaństwowcach, ale mimo to do dziś nie stworzono u nas statusu uchodźcy wojennego, przez co Czeczeńców, którzy schronili się w Polsce nie można wziąć pod ochronę państwa. Ponadto w naszym kraju rocznie przyznaje się status uchodźcy około stu osobom, podczas gdy wniosków o jego przyznanie jest średnio 4500. Odmowa przyznania statusu uchodźcy oznacza brak opieki medycznej i świadczeń socjalnych, niemożność zamieszkania w ośrodku dla uchodźców, brak możliwości podjęcia pracy. W Polsce nie istnieje też żaden program integracyjny dla uchodźców. Zdarza się więc, że np. repatrianci z Kazachstanu mają wielkie problemy z odnalezieniem się w nowym kraju i po prostu wracają do siebie – ubolewa Ochojska.
O losie kobiet–uchodźców mówił przedstawiciel UNHCR, Jaime Ruiz de Santiago: „Wśród uchodźców, którzy zawsze znajdują się w trudnej sytuacji, są grupy wymagające szczególnej opieki: kobiety, dzieci, osoby upośledzone i starsze. Pracując z uchodźcami trzeba pamiętać, że ponad 70 procent z nich stanowią właśnie kobiety i dzieci. Mają one specyficzne potrzeby, które wspierający uchodźców muszą uwzględniać. Zwrócenie uwagi na problemy kobiet-uchodźców ma pomóc je zrozumieć. Z drugiej strony optymizmem może napawać niezłomna siła, odwaga i nadzieja tych kobiet”.
A co o swoim losie mówią sami uchodźcy. Jak trafili do Polski, jakie mają plany? 18-letniej Nadine Balagisi z Rwandy pomógł wyjechać i dostać się do naszego kraju polski ksiądz-misjonarz. Nadine mówi o Polakach jak o swoim drugim narodzie. Cieszy się z tego, że tutaj jest, choć nie jest jej lekko. Próbuje utrzymać się śpiewając w zespole Ikenga Drummers, ale bez pomocy Polskiej Akcji Humanitarnej raczej nie dałaby rady.
Abdul Kamara z Sierra Leone, biolog, otrzymał stypendium na Uniwersytecie Warszawskim i w ten sposób wyjechał ze swej ogarniętej na długie lata wojną domową ojczyzny. W Polsce ukończył studia i w dwa lata temu zrobił doktorat. Od tego czasu mieszka w stolicy na własną rękę, wynajmuje mieszkanie, a utrzymuje się, dając korepetycje z języka angielskiego. „Pracy biologa w Polsce nie mogę podjąć, bo nie mam na nią pozwolenia – wyznaje Abdul. – W Sierra Leone, gdzie dopiero miesiąc temu zakończyła się wojna nie myśli się na razie o karierach naukowców. Dlatego jeszcze tam nie wracam. Ale chciałbym tam kiedyś ponownie zamieszkać. W Polsce jest teraz rozpatrywany mój wniosek o przyznanie statusu uchodźcy, jednak nawet jeśli będę tu pracował i mieszkał w pałacu, to i tak nadal będę chciał wrócić do domu. Dom to dom. Nic go nie może zastąpić. Tym bardziej, że nie było mnie w nim dziesięć lat. Nie dziesięć dni, ale dziesięć lat!”.
Ani Abdul, ani Nadine nie zeszli na drogę przestępstwa, pomimo, że nie mają pozwolenia na pracę. Małgorzata Gebert przyznaje, że podziwia takich ludzi. „Przecież zdesperowani mogliby zacząć kraść, napadać. A jednak tego nie robią. Przychodzą do nas, proszą, płaczą, a my staramy się im pomóc, jak tylko możemy. Nierzadko jednak zakres pomocy, jaka powinna być udzielana uchodźcom, którym odmówiono przyznania statusu, przekracza możliwości każdej organizacji pozarządowej czy UNHCR. Zadanie to wymaga podjęcia decyzji na stopniu wyższym, np. dekretu Rady Ministrów o przyjęciu pewnej grupy osób pod ochronę i zapewnieniu im choćby minimalnych środków na przeżycie. To leży w naszym wspólnym interesie. Jeśli sytuacja nie poprawi się bowiem do jesieni, to wśród bezdomnych zamarzających na ulicy będziemy mogli zobaczyć także rodziny, którym odmówiono przyznania statusu uchodźców – alarmuje przedstawicielka PAH.
Źródło: inf. własna