List Kuby Wygnańskiego do redakcji 'Polityki'
Bardzo niechętnie piszę ten list, ale wiem, że artykuł redaktora Mariusza Janickiego „Trzecia Siła” nie może pozostać bez odpowiedzi. Od czasu jego ukazania się większość osób wymienionych w artykule była zajęta jeżdżeniem po Polsce i uczestnictwem w spotkaniach Tygodnia Organizacji Pozarządowych oraz przygotowywaniem Marszu Milczenia, który odbył się w Warszawie w zeszły piątek w imię solidarności z ofiarami terroryzmu w USA. Przez cały ten trudny czas nie udało mi się (nie tylko zresztą mi) nie myśleć z niesmakiem o opublikowanym w Polityce tekście.
Wypada się przedstawić. Od ponad 10 lat jako socjolog zajmuje się badaniem organizacji pozarządowych oraz tworzeniem instytucji, które mają wspomagać ich rozwój. Należą do nich między innymi Bank Danych o Organizacjach Pozarządowych KLON, którego jestem pracownikiem oraz Forum Inicjatyw Pozarządowych, w którego zarządzie działam społecznie. Ponadto jestem zaangażowany społecznie w działalność kilkunastu innych organizacji (głównie socjalnych), w tym Polskiej Akcji Humanitarnej, której jestem wolontariuszem. Spośród różnych możliwych sposobów spędzania czasu i pożytkowania swoich umiejętności wybrałem właśnie działanie w sektorze pozarządowym. Nie żałuję tego.
Warto poinformować czytelników, o fakcie, który po lekturze artykułu może wydać się dość zaskakujący, a mianowicie, że artykuł ten powstał niejako na prośbę środowiska organizacji - w szczególności Forum Inicjatyw Pozarządowych. Miał on towarzyszyć serii spotkań organizowanych w całej Polsce pod hasłem Tygodnia Organizacji Pozarządowych, które były okazją do rozmów z kandydatami na posłów i poznania ich opinii w sprawach ważnych dla trzeciego sektora - szczególnie dotyczących przygotowanego przez FIP i inne organizacje projektu ustawy o organizacjach pozarządowych i wolontariacie. Wydawało nam się, że Polityka będzie odpowiednim medium do przybliżenia złożonej materii projektowanych zmian legislacyjnych i problemów, na jakie w swym działaniu napotykają organizacje pozarządowe. W konsekwencji jednak czytelnicy otrzymali tekst, który nie opisywał żadnej z powyższych kwestii, natomiast wskazywał, że problemem są…. same organizacje.
Nie zamierzam twierdzić, że funkcjonowanie sektora pozarządowego nie pozostawia nic do życzenia. Cierpi on na wiele tych samych chorób, jakie dotykają świat biznesu polityki i mediów. Nie znam na nie cudownej szczepionki choć wiem, że trzeba z nimi walczyć. Nie zgodzę się jednak z tym, że sektor pozarządowy jest chory, a takie właśnie wrażenie musi mieć każdy kto przeczytał artykuł. W gruncie rzeczy nie zgadzam się chyba z żadną z tez redaktora Janickiego i pozostaje mi ubolewać że artykuł jest kompilacją informacji uzyskanych także ode mnie. W przeciwieństwie do autora, wierzę, że sektor pozarządowy jest konieczny i pożyteczny dla poprawnego funkcjonowania demokracji. Twierdzę jednocześnie, że w Polsce sektor ten jest zdecydowanie niedoceniany i między innymi dlatego dość słaby. Z artykułu mogłem się natomiast dowiedzieć, że sektor po cichu, urósł w wielką siłę, w niektórych dziedzinach zdobył monopol, dysponuje gigantycznymi pieniędzmi i zatrudnia mnóstwo osób na etatach. Przekornie może życzyłbym sobie, żeby choć niektóre z przedstawionych oskarżeń były prawdzie – niestety tak nie jest.
Zbieranie materiału dowodowego.
Redaktor Janicki nie musiał zbyt wiele pracować nad zbieraniem materiału, bowiem w całości otrzymał go od „oskarżonych”. Spędzili z nim godziny na rozmowach, dostarczając na życzenie niezbędnych informacji i dokumentów. Nie wiedzieli wtedy, że wystąpią w roli oskarżonych i redaktor nie uprzedził ich, że „wszystko co powiedzą może być użyte przeciwko nim”. Nie wiele by to zmieniło bowiem w całej sprawie nie chodzi o fakty, ale o ich interpretacje. Jeśli w sprawie tych ostatnich różnimy się tak zasadniczo, to być może redakcja Polityki powinna umożliwić obu stronom wymianę zdań. Tak jednak się nie stało – redaktor Janicki spędził wiele godzin w Centrum Szpitalna - miejscu, gdzie siedzibę ma kilkanaście instytucji wspierających sektor pozarządowy oraz takie organizacje jak Polska Akcja Humanitarna. Wiele zatrudnionych tam osób przez kilka dni angażowało się w pomoc dla redaktora Janickiego, dostarczając każdej informacji, której oczekiwał, proponując spotkania z osobami z innych organizacji i instytucji, także tych spoza sektora pozarządowego (nie skorzystał). Ostatecznie w większości jego rozmów powtarzał się ten sam schemat – „wy mówicie, ja słucham”. Redaktor nie zadawał właściwie pytań, nie prowadził sporów, nie przedstawiał tez, z którymi można by dyskutować – miał po prostu włączony magnetofon.
Czytając artykuł przecieram oczy z niedowierzaniem, jak możliwe są tego rodzaju manipulacje. Nie zamierzam pouczać wytrawnych redaktorów, ani sędziów i prokuratorów, za jakich się czasem przebierają, ale mam powody, żeby twierdzić, że przy tworzeniu aktu oskarżenia popełniono jednak kilka poważnych uchybień. Pozwolę sobie zatem skorzystać z prawa do obrony.
Swobodny stosunek do uzyskanych informacji.
Autor artykułu nie zadał sobie trudu, żeby potwierdzić niektóre z uzyskanych informacji – nawet, jeśli wyraźnie to przyrzekał w trakcie ich uzyskiwania i później w korespondencji ze mną. Więcej - nie uzyskał zgody na ich cytowanie bez tej czynności. Nie wiem, jakim technicznym terminem określa się ten rodzaj wiarołomstwa w środowisku dziennikarskim – w środowisku „trzeciej siły” są na to aż nadto jednoznaczne określenia.
Dla stworzenia szczególnie ważnego ogniwa w łańcuchu wnioskowania wystarczyło
mu wczytać się w „sporo mówiące” nazwy organizacji np. Stowarzyszenie Biuro Obsługi Ruchu Inicjatyw Samopomocowych (BORIS). Z dumą mogę powiedzieć, że jestem członkiem i jednym z założycieli BORIS i wiem jak bardzo jest to pożyteczna organizacja, natomiast nie wiem doprawdy, co obrazoburczego niesie jej nazwa. Może konsekwentnie nie warto też czytać tekstów gazet i poprzestać na lekturze „sporo mówiących” ich nazw?
Przykre jest, ze redaktor tropiąc i wyśmiewając organizacje infrastruktury nie zauważył nawet, że w samym Centrum Szpitalna, które wizytował w ciągu ostatnich 6 miesięcy udzielono bezpłatnie ponad 1800 porad organizacjom pozarządowym i osobom poszukującym pomocy. Pamięta Pan Panie Redaktorze - ta starsza, siwa pani – Pani Lena, która otwierała panu drzwi i Marcin ten młody chłopak z dredami, siedzący obok niej. Oboje dyżurują na ogólnopolskiej infolinii dla organizacji pozarządowych.
W innym miejscu redaktor Janicki formułuje oskarżenie, że sektor pozarządowy to „100 tys. osób na etatach”. Epatuje czytelnika tą „okropną” liczbą nie zadając sobie jednak pytania czy to dużo czy mało. Ignoruje informację, że około 50% organizacji nie zatrudnia nikogo na etacie i że na każdego zatrudnionego przypada mniej więcej 10 wolontariuszy. Lekceważy też fakt, że zatrudnienie w sektorze pozarządowym w Polsce jest wielokrotnie mniejsze niż w krajach Unii Europejskiej (np. 13 razy mniej niż w Holandii), nie porównuje zatrudnienia w sektorze pozarządowym z żadnymi innymi sektorami zatrudnienia w Polsce (np. prywatne agencje ochrony zatrudniające ponad 200 tys. osób, Poczta Polska ok. 100 tys. osób czy PKP ok. 240 tys. osób). Nie trudzi się też porównaniem do zatrudnienia w administracji publicznej (procent zatrudnionych w trzecim sektorze w stosunku do zatrudnionych w administracji publicznej w Polsce jest mniej więcej 30 krotnie mniejszy w Polsce niż w krajach UE). Na koniec redaktor Janicki nie zastanawia się, po co w ogóle w organizacjach zatrudniać kogokolwiek. Szkoda, bo musiałby się zastanowić czy np. Polski Związek Głuchych potrzebuje zatrudniać tłumaczy migowych lub terapeutów, a Społeczne Towarzystwo Oświatowe - nauczycieli itd.
Kolejna brawurowa teza: sektor pozarządowy ma nieomal nieograniczony i niekontrolowany dostęp do pieniędzy publicznych, pozostając przy tym poza kontrolą. Redaktor Janicki musiał chyba sięgnąć do absurdalnej wprost informacji zamieszczonej w jednym z ostatnich numerów Polityki. Mógł się stamtąd dowiedzieć, że w zeszłym roku samo Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przekazało organizacjom pozarządowym w formie dotacji 7 mld złotych. Policzy razem - oznaczałoby to, że 7 tysięcy organizacji działających na rzecz pomocy społecznej (praktycznie chyb wszystkie) otrzymało średnio po 1 milionie złotych z budżetu państwa. Niestety nie udało mi się spotkać ani jednej takiej organizacji. To oczywista brednia, ale podana do publicznej wiadomości wtedy, kiedy mowa o deficycie budżetowym robi wrażenie. Wedle naszej wiedzy (wcale nie tajnej bo uzyskanej z raportu Kancelarii Premiera) Ministerstwo Pracy na wsparcie programów organizacji pozarządowych związanych z pomocą społeczną (w praktyce z pomocą bezdomnym) przeznacza od kilku lat kwotę około 50 mln złotych, co stanowi liczbę ponad 100 razy mniejszą od podanej przez Politykę. Fakty są takie, że łączne wydatki na wsparcie programów organizacji pozarządowych (ale nie na ich bieżące funkcjonowanie, bo tego administracja nie finansuje) wynosiły w omawianym okresie 0,18% budżetów resortów centralnych. Znów spieszę poinformować redaktora Janickiego, że jest to o wiele mniej niż w jakimkolwiek kraju Unii Europejskiej (dla porównania np. w Irlandii 80% budżetów organizacji socjalnych pochodzi z budżetu publicznego, 64% w Niemczech i ponad 50% w Anglii). W obliczu takich danych moja teza byłaby raczej odwrotna - uważam, że organizacje wręcz zbyt rzadko korzystają ze wsparcia administracji i stanowczo w zbyt ograniczonym stopniu uczestniczą w wykonywaniu zadań publicznych. Prowadzą za mało szkół, przedszkoli, schronisk, aptek, domów pomocy społecznej, hospicjów, muzeów, biur pośrednictwa pracy, szkoleń dla bezrobotnych, i wielu innych. Redaktor Janicki sugeruje, że być może organizacje są zagrożeniem dla finansów publicznych. Ja natomiast uważam, że bez nich nie uda się finansów publicznych naprawić. Państwo i jego struktury są zbyt kosztowne, ponad połowa budżetu przeznaczana jest na finansowanie wewnętrznego metabolizmu państwa i jego aparatu. Brak jest konkurencji w dostarczaniu usług – w szczególności społecznych – w konsekwencji kosztują one za dużo. Jednocześnie mając jeden z najcięższych budżetów socjalnych w Europie pozostawiamy wielu potrzebujących bez pomocy. Potrzeba lepszego adresowania pomocy wydaje się oczywista. Nie da się jej zrealizować bez udziału organizacji.
Redaktor Janicki sugeruje jednak, że pieniądze z budżetu państwa „przechwytywane są” przez różnego rodzaju organizacje pośredniczące (np. FIP, KLON etc.) i przez to nie trafiają „na pierwszą linię”. Nie przedstawia jednak na to żadnych dowodów. Miałby z tym zresztą poważny kłopot, bo do wyjątków należą sytuacje, żeby organizacje infrastruktury (szkolące, udzielające informacji – zresztą całkowicie bezpłatnie) były wspierane z budżetu państwa. Teza, że organizacje infrastrukturalne są przeszkodą w rozwoju sektora pozarządowego, stanowi właściwie podstawę całego wywodu redaktora. Mam jednak wrażenie, że zabrakło na to dowodów. W szczególności mam duże kłopoty z rozpoznaniem z opisów redaktora - Forum Inicjatyw Pozarządowych - organizacji, której jestem założycielem i członkiem (jak mówi redaktor Janicki, „wchodzę w jej struktury”). Redaktor twierdzi m.in., że FIP:
- kontroluje pieniądze w sektorze - choć w istocie nigdy pieniędzy nie rozdzielał,
- jest elitarnym klubem - choć każdy może do niego przystąpić,
- „nadzoruje informacje wewnątrz środowiska NGOs – Fippress” – choć każdy może z tego serwisu bezpłatnie korzystać, zarówno jako odbiorca jak i nadawca informacji,
- ma korzenie opozycyjne - nie wiadomo czy to komplement czy zarzut? W końcu Polityka też ma swoje korzenie,
- ma gigantyczny budżet 1,6 mln – w praktyce połowa tego budżetu to jednorazowe składki 10 organizacji wniesione z tytułu remontu wspólnego lokalu w Warszawie (korzystają z niego bezpłatnie liczne inne warszawskie organizacje)
- w jego „ciałach doradczych i programowych zasiada wielu obcokrajowców” - nic o tym nie wiem, a dość dobrze znam to Stowarzyszenie. Ciekawe zresztą, że mógłby to być zarzut.
Mógłbym mnożyć te kalambury, ale nie wcale mnie nie śmieszą.
Na koniec chciałbym nawiązać do czegoś - czego redaktorowi nie mogę wybaczyć – w gips swojej wyklejanki wciska karykatury postaci osób, które znam i których prace i zapał podziwiam. W artykule pojawia się Marcin Dadel – dwudziestoletni chłopak ze Słupska, który zaczynał jako wolontariusz w KLONie, a teraz pracuje przy portalu pozarządowym www.ngo.pl. Czego możemy się o nim dowiedzieć z artykułu (nie tylko my, także jego koledzy i rodzice ze Słupska)? Oto Marcin siedzi za biurkiem, tak naprawdę nie był wolontariuszem i chciałby sobie wpisać coś do CV. Redaktor mówi o zakłopotaniu, z jakim Marcin wspomina o sobie jako wolontariuszu. Redaktor po prostu nie odróżnia zakłopotania od skromności. Robił coś przy powodzi – twierdzi redaktor. Owszem latem tego roku w ciągu kilkunastu godzin od pojawienia się powodzi zbudował portal www.powodz.ngo.pl główne źródło informacji dla instytucji pomagającym powodzianom. Korzystała z niego wiele instytucji w tym Kancelaria Prezydenta i Kancelaria Premiera.
Redaktorze, znam sporo ludzi, którzy mają w CV, że pracowali lub pracują dla tygodnika Polityka – lubię ich i cenię. Panu życzę, żeby na swojej drodze spotykał Pan więcej takich, którzy mają w CV, że pracowali dla organizacji pozarządowych.
Pozostając z szacunkiem
Kuba Wygnański
Źródło: Klon/Jawor