Olimpijski ogień – w tajemniczych okolicznościach, o których nie chcą opowiadać – przywieźli z Grecji, z samego Olimpu. W niewielkiej miejscowości Łazy na Śląsku przez trzy lata rozkręcili najprawdziwszą olimpiadę sportową – „Trzeci wiek na start”.
Ćwiczenie umysłu to nie wszystko
Tak narodził się pomysł na organizację ogólnopolskich zawodów sportowych. Zaczęli szukać wsparcia w lokalnych instytucjach. Pomysł od razu spodobał się burmistrzowi Łaz. Oprócz urzędu miasta, współpracę zadeklarował również ośrodek kultury i ośrodek sportu i rekreacji. Wytypowano miejsce – okolice Zalewu Mitręga, tuż obok miejskiego stadionu. Wymyślono zasady, uzgodniono dyscypliny sportowe i opracowano regulamin imprezy.
Na pierwszą Senioriadę w 2009 roku stawiło się 120 zawodników z dziewięciu uniwersytetów. Ogień olimpijski przywiozły z wycieczki do Grecji dwie studentki UTW. – To już nasza tajemnica, jak udało się przewieźć płomień przez granicę – śmieją się. Znicz zapaliła pani Krystyna wraz z najsłynniejszym lokalnym sportowcem, pięciokrotnym olimpijczykiem, panem Józefem Zapędzkim. Odśpiewano nawet specjalnie na tę okazję skomponowany hymn: Rekord za rekordem pada, Olimpiada, Olimpiada. Młodość seniorami włada…
Nikt nie ukrywa, że to, co najbardziej przyciąga seniorów do udziału w zawodach, to w dużej mierze właśnie potrzeba rywalizacji i bicia rekordów. Zawodnicy startowali dotychczas w dziesięciu dyscyplinach, od biegu na 60 i 200 metrów, przez strzelectwo, wyścigi rowerowe, rzut piłką lekarską, aż po szachy i brydż. – Olimpiada sportowa popularyzuje wśród studentów UTW aktywny sposób spędzania czasu. Mając 50 lat i więcej trzeba znaleźć sposób, by lat emerytury nie zmarnować siedząc na kanapie przed telewizorem. Olimpiada to czas, kiedy można się oderwać od codziennych obowiązków i zmierzyć swoje siły w różnych konkurencjach sportowych – wyjaśnia pani Krystyna. Uczestnicy otrzymują medale i puchary. Po zawodach czeka na nich catering i program rozrywkowy: występy artystyczne i kabaretowe prezentowane przez każdy z biorących udział w Olimpiadzie uniwersytetów.
Potrzebna odrobina wariactwa
Jakie są tajemnice sukcesu? – Najważniejszy jest zespół i lider. Potrzebna jest osoba, która swoją pasją zaraża innych. W naszym przypadku jest to pani Krystyna. Jak się znajdzie zespół fajnych ludzi, to da się zrobić wszystko – opowiadają studenci UTW w Łazach. – Doświadczeni ludzie 50+ są o wiele bardziej zaradni. Są cierpliwi i bardziej zdeterminowani. Nie ma, że „się nie da”! Wiele też zależy od otwartości partnerów. – Tu potrzebne jest przyzwolenie na odrobinę wariactwa – podkreślają studenci z Łazów.
Ich inicjatywa spełnia także ważną społeczną rolę – integruje lokalną społeczność, nie tylko UTW i angażuje wolontariuszy w różnym wieku (przy ostatniej edycji pracowało ponad 130 wolontariuszy). Pomaga im młodzież z miejscowych szkół (około 40 osób) i wolontariusze w każdym wieku z różnych organizacji (około 90 osób). W samej olimpiadzie biorą również udział zawodowi sportowcy na emeryturze. Aktywność i rywalizacja nie przestała być dla nich ważna, a mało jest zawodów, w których mogą startować. Przez te kilka lat trwania Senioriady organizatorzy pozyskali również wielu partnerów, m.in.: Starostwo Powiatowe w Zawierciu, Ogólnopolską Federację Stowarzyszeń UTW, Zespół Szkół im. prof. R. Gostkowskiego (klasa goprowska i policyjna), Grupę harcerską AMONIT z ZS nr 1 Łazach, Jurajską Grupę GOPR, WOPR Częstochowa, AWF Katowice i innych.
Studenci wszystkich UTW łączą się
Powodzenie inicjatywy wśród słuchaczy UTW z całej Polski bierze się z unikalnego charakteru przedsięwzięcia. – Nasza olimpiada uwalnia energię, dla której wcześniej nie było miejsca. Wypełniliśmy lukę, przestrzeń, która nie była zagospodarowana. To strzał w dziesiątkę – podkreślają organizatorzy. Dużą rolę odgrywa w Olimpiadzie cel integracyjny. Zarządy UTW z całej Polski spotykają się często na konferencjach i naradach. Znają się od dawna. Gorzej z samymi studentami, którzy mają ograniczone możliwości zapoznania się ze słuchaczami uczelni z innych miast. Dlatego tak ważne w Łazowskiej Olimpiadzie są przyjaźnie. – Po takich zawodach stajemy się jedną wielką rodziną. Ludzie przyjeżdżają na kolejną edycję i rzucają się sobie w ramiona. – opowiada pani Krystyna. – Z niecierpliwością czekamy na pierwszą olimpijską parę! – śmieje się.
O problemach mówią niewiele, praktycznie wcale. – Pogoda. Pogoda! To nam zawsze spędza sen z powiek, bo to przecież prawie w całości plenerowa impreza. Dwa dni olimpiady to również duże wydarzenie logistyczne. Podczas gdy pierwsze zawody przyciągnęły około 240 osób, tak obecnie planowana na maj 2012 roku impreza przyjmie już 500 samych zawodników. – Drugie tyle to kibice. To razem tysiąc osób, które muszą mieć gdzie spać i co zjeść. Organizacja i rezerwacja zaplecza logistycznego zaczyna się już na pół roku przed imprezą. Inny ważny aspekt, to przełamywanie osobistych barier. – Nawet, jeśli ktoś jest w czymś dobry na co dzień, gra dobrze w ping-ponga, to nie zawsze jest gotów do podjęcia rywalizacji. Współzawodnictwo przyciąga, ale też peszy. Czasami trzeba długo namawiać. W gruncie rzeczy wymaga to od nas wielkiej odwagi – założyć strój sportowy i pokazać się publicznie na zawodach – opowiadają zawodnicy.
Przygotowania do czwartej edycji trwają w najlepsze. Patronatem objął zawody Polski Komitet Olimpijski. Na koszulkach zawodników wydrukowane zostanie oficjalne olimpijskie logo. Spotkania, telefony i pisma. – A jeszcze trzeba się samemu przygotować do zawodów! Zima się skończyła, czas na treningi i popracowanie nad formą. Zostały dwa miesiące. Znicz zapłonie 19 maja 2012. Pogoda zamówiona.
fot. Krzysztof Pacholak
(śródtytuły pochodzą od redakcji)