Konstytucja mówi jasno – władza sądownicza jest niezależna od innych władz. Jednocześnie nasz porządek prawny dopuszcza pewien udział obywateli w wymierzaniu sprawiedliwości, a nawet – wygląda na to – pozarządówka z sukcesem może reformować polską temidę. Organizacje realizujące swoje projekty w ramach programu Obywatele dla Demokracji opowiadają o tym, jak i czy udała im się „reforma”.
Z badań opinii publicznej wynika, że większość Polaków niezbyt dobrze ocenia wymiar sprawiedliwości; np. ponad 60% badanych podejrzewa, że sędziowie ulegają różnego rodzaju naciskom i czasem zapominają o swojej niezawisłości. Lista zarzutów jest oczywiście długa, np. że „kryją krewnych i znajomych”, przyjmują łapówki, faworyzują bogatszych, dyskryminują biedniejszych oraz przedstawicieli mniejszości. Jednocześnie, tylko ok. 20% Polaków miało w ostatnim pięcioleciu osobisty kontakt z sądami. I właśnie ta grupa, która zetknęła się z temidą, nieco lepiej ocenia sądownictwo.
Konstruktywna kontrola
W ramach Obywatelskiego Monitoringu Sądów wolontariusze Fundacji sprawdzają m.in. czy rozprawa w ogóle się odbyła i czy zaczęła się punktualnie; czy sędzia wyjaśnił przyczynę ew. opóźnienia; czy uczestnicy rozprawy byli traktowani kulturalnie i czy żadna ze stron konfliktu nie była faworyzowana; w końcu jak rzetelnie protokołuje się rozprawę, a także czy prokurator nie porozumiewa się z sędzią podczas przerw, kiedy inni wypraszani są z sali. Wyniki monitoringów są regularnie ujawniane i kierowane do środowiska sędziowskiego.
Nierówne traktowanie stron lub skrajne nieposzanowanie podsądnych to przypadki wyjątkowe. Częściej pojawiają się drobniejsze przewinienia – takie zachowania sędziego, które mniej bądź bardziej biją w poczucie godności osób stających przed sądem. Brak przywitania, brak pożegnania, brak jasnego uzasadnienia wyroku, pospieszanie podczas zeznań. To wszystko nie wpływa na rozstrzygnięcie, ale tworzy pewien klimat i decyduje o tym, jak społeczeństwo ocenia sądy.
Pocztą pantoflową rozchodzi się po Polsce wieść, że już sama obecność obserwatorów Court Watch to cenne wsparcie podczas rozprawy. Pojawiają się prośby o ich przysyłanie. W 2015 roku Fundacja uruchomiła Wokandę Obywatelską, społecznościowy serwis internetowy, na którego łamach każdy może zgłosić rozprawę i zaprosić na nią obserwatora. Choć strona nie była jeszcze szerzej reklamowana, każdego dnia pojawia się średnio jedno zgłoszenie.
86% bezkarności
Wyzywał i bił. Jak miał ochotę, to gwałcił. Jak nie miał, to czasami też – żeby pokazać, kto rządzi. Wolno mu było, bo mężom w ogóle dużo wolno. Nie wolno natomiast sąsiadom wtykać nosa, więc nie wtykali. – Mamy „znętę” – podsłuchała, jak mówią o niej na komisariacie. Potem rozprawa i wyrok. W niedzielę podała mężowi rosół i drugie. I placek. Żeby przeprosić, że poszła na policję. On wtedy też, że też żałuje, i że już nigdy więcej, kochanie.
Znęta w języku policjantów to ofiara znęcania się fizycznego lub psychicznego nad osobą najbliższą (art. 207 kodeksu karnego). Znętami są najczęściej żony, konkubiny, matki. Niemal same kobiety. Wg danych Ministerstwa Sprawiedliwości każdego roku około 100 tys. Polek doświadcza przemocy domowej. Jednak z badań prowadzonych przez prof. Beatę Gruszczyńską (Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW) wynika, że jest to co najmniej 800 tys. do miliona kobiet.
W Siemianowicach Śląskich na przykład sąd rejonowy stwierdził winę mężczyzny, który przez dziesięć lat znęcał się fizycznie i psychicznie nad żoną, groził jej śmiercią oraz gwałcił. Oskarżonemu kary jednak nie wymierzył, jedynie oddał go pod nadzór kuratora i zobowiązał do leczenia odwykowego. Postępowanie warunkowo umorzył.
W latach 2013-2014 takie i podobne rozstrzygnięcia – prowadzące do poczucia bezkarności wśród sprawców – były w zasadzie normą. Na Śląsku na 2647 orzeczonych wyroków pozbawienia wolności aż 2423 wydano „w zawieszeniu“. Podobnie zresztą przedstawia się statystyka ogólnopolska. W skali kraju aż 86% to tzw. zawiasy. Sprawca przemocy wraca więc do domu i domowników. Czasem skruszony, czasem z poczuciem, że znów musi ukarać nieposłuszną żonę.
Kiedy w jednych sądach oprawcy swoich rodzin cieszyli się faktyczną bezkarnością, w innych sprawcy przestępstw przeciwko zwierzętom przekonywali się, że ich czyny również pozostać mogą bez kary.
Na przykład w 2013 roku Sąd Rejonowy w Olsztynie za poderżnięcie gardła kotu o imieniu Luksus skazał mężczyznę na 4 miesiące więzienia. Oczywiście, w zawieszeniu. „Zawiasy” to 86% spośród wszystkich kar pozbawienia wolności orzekanych wobec dręczycieli i morderców zwierząt.
Obie organizacje swoje badania i raporty traktują też podobnie – jako punkt wyjścia do starań na rzecz zmiany polityki karnej. Sprawcy najpoważniejszych przestępstw powinni natychmiast trafiać za kraty, inni – mieć orzekane dotkliwe kary wolnościowe: grzywny bądź nakaz nieodpłatnej pracy na rzecz lokalnych społeczności. Sędziowie powinni też odważniej korzystać ze środków bardziej specyficznych. W przypadku dręczycieli rodzin – m.in. eksmitować ich z domów, zakazywać kontaktów z pokrzywdzonymi, nakazywać udział w zajęciach z technik zastępowania agresji. Również Ustawa o ochronie zwierząt proponuje sądom szereg specyficznych instrumentów, choćby nawiązkę na cel ochrony zwierząt, odbieranie ich sprawcom i zakaz posiadania.
– Takie monitoringi i raporty całościowo ujmujące jakieś zagadnienie to rzecz niezwykle cenna dla sędziów, którzy mają ustawowy obowiązek podnoszenia swoich kwalifikacji i corocznego uczestnictwa w szkoleniach – ocenia sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa. – Powoli zmiana już następuje, ale szkolenie sędziów bardzo by się przydało.
Zwraca uwagę, że już dziś karani są sprawcy czynów, które całkiem niedawno uznawane były tylko za naganne, ale nie przestępcze. I rzeczywiście, pokolenie temu świniobicie za stodołą, przycinanie uszu psom, usypianie nadmiarowych kociąt z miotu wpisywało się w obyczajowość pewnych kręgów społecznych, ale ścigane nie były. Zmiana, która nastąpiła, to w dużej mierze zasługa organizacji społecznych.
– Zapadają już pierwsze wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności dla sprawców najcięższych przestępstw przeciwko zwierzętom. To ważne, bo zawsze najtrudniej wydaje się te pierwsze – wyjaśnia sędzia.
Pozarządowy klawisz
Organizacje społeczne mogą kontrolować sądy, mogą badać funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w wybranych obszarach, mogą też wpływać na orzecznictwo. W Toruniu i Białymstoku poszły krok dalej – wspomagają wymiar sprawiedliwości w egzekwowaniu kar.
Fundacja Court Watch Polska we współpracy ze stowarzyszeniami „Przyjaciele z podwórka” oraz „Patronat”, powołała tam Centra Sprawiedliwości Naprawczej. Instytucje, do których miejscowe sądy kierują osoby skazane na karę ograniczenia wolności, czyli obowiązek wykonywania prac społecznie użytecznych. Co prawda jest ona dotkliwa, ale pozwala zachować wolność. Niestety, nie każdemu.
Jeśli taka kara przydarzy się skazanemu, który nigdy w życiu nie pracował, albo takiemu, który ma problem z alkoholem, zwroty akcji mogą być dramatyczne. Wystarczy, że osoba taka zaniedba swoje obowiązki – na przykład wejdzie w ciąg alkoholowy – a uruchamiana jest procedura zamiany ograniczenia wolności na jej pozbawienie, czyli karę więzienia.
– Oczywiście, nie dzieje się to z automatu, ale pierwsze problemy zwiastują pojawienie się kolejnych. Takiemu człowiekowi trzeba pomóc. I my to właśnie robimy w Centrum Sprawiedliwości Naprawczej – mówi Bartosz Pilitowski.
Pomoc rozpoczyna się w chwili spotkania zapoznawczego. Pracownicy Centrum wypytują „interesanta” o jego talenty, upodobania, tryb życia i inne zobowiązania. Chodzi na przykład o to, żeby samotna matka odpracowywać mogła swoją karę w godzinach, kiedy jej dzieci są w przedszkolu. Albo o to, żeby skazany za hackerstwo informatyk, zamiast zamiatać ulice, prowadził w ramach kary zajęcia komputerowe dla seniorów. Ograniczenie wolności nie ma bowiem być karą publicznego pohańbienia lub fizycznego wymęczenia, ale formą odpracowania winy i prawdziwej resocjalizacji. Indywidualne podejście do podopiecznych pozwala to zrealizować.
– To nie cud, że udało nam się utworzyć te placówki. To efekt pracy naszej, miejscowych sędziów i kuratorów sądowych – tego, że wzajemnie sobie zaufaliśmy – podkreśla Bartosz Pilitowski.
Bo sądownictwo można reformować, ale fundamentem tej reformy musi być wzajemne zrozumienie, wzajemne zaufanie i wiara, że w sądzie spotykają się sami dobrzy ludzie. Aktywiści społeczni. Sędziowie, którzy chcą być dobrymi sędziami. Ale też i dobrzy ludzie, którym zdarzyło się złamać prawo.
Źródło: Obywatele dla Demokracji