Jak „pudełko czekoladek”, „zakwitająca wiśnia rokująca na soczyste owoce”, a może „przyjaźń premiera Tuska z prezesem Kaczyńskim”? Tym razem nie będzie o wskaźnikach procentowych, pogłębionych analizach i poważnych dyskusjach. Portal ngo.pl sprawdził, jakich porównań używają urzędnicy i działacze organizacji pozarządowych, gdy myślą o współpracy.
W portalu ngo.pl ukazują się regularnie artykuły dotyczące współpracy III sektora z samorządami, o tym, jaka powinna być, a jakiej unikać, o zmianach przepisów, o procedurach w urzędach, o konkursach i ich rozstrzygnięciach, itd. Poniższy artykuł może Was zaskoczyć, bo nie znajdziecie w nim twardych danych, ale zestaw (czasem bardzo poetyckich) porównań, jakie przychodzą do głowy urzędnikom i działaczom organizacji, gdy podnoszony jest temat współpracy.
Orka na ugorze
Wyobraźnia urzędników i działaczy okazuje się wyjątkowo bujna. Porównań jest wiele – balansujących między nastrojem euforii a beznadziei. Mamy więc niekiedy znój i trud: męczą się organizacje („współpraca jest jak orka na ugorze”, „jest jak droga cierniowa”, „znój górnika na przodku”), męczą się urzędnicy („jak droga przez mękę”). Niektórzy czują się, jakby wchodzili pod górę (organizacje: „wejście na Rysy w klapkach”, urzędnicy: „droga pod górkę, choć już blisko szczytu"), albo wręcz musieli ze sobą jeszcze coś wtaczać. Czasem jest to tylko „wózek po równi pochyłej”, ale czasem głaz, który potem stacza się w dół , a nasi Syzyfowie (zarówno pozarządowi, jak i samorządowi) muszą znów po niego wracać. Na szczęście ich trud nierzadko jest wynagradzany – mamy więc pozarządową „wycieczkę pod wysoką górę z perspektywą pięknych widoków” i urzędniczą „trudną górską drogę, na końcu której czeka nas wspaniała nagroda”.
Spacer po polu minowym
Wiele też jest we współpracy niespodzianek i niepewności. Urzędnicy sięgają po „pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz co będzie w środku”, a organizacje czują się, jakby kupowały los na loterii: „uda się albo nie uda; trafi się albo nie trafi na dobry humor”. Współpraca bywa przez organizacje przyrównywana do pogody ( „nieprzewidywalna”) albo melona („dopóki nie rozkroisz, nie wiesz, co jest w środku”), a urzędnicy czasem widzą ją jak… „spacer po polu minowym”.
Wiódł ślepy kulawego
Oczywiście nie brakuje też pretensji i złych emocji z obu stron. Mamy więc „walenie głową w mur”, „rzucanie grochem o ścianę”, „koszmar”, „zło konieczne”. Niektórzy dostrzegają problemy po obu stronach: „wiódł ślepy kulawego” – mówi jeden z przedstawicieli organizacji. Niechęć wynika często z braku zrozumienia: dla organizacji współpraca bywa jak „rozmowa ze ślepcem o kolorach”, jak „rozmowa przez szybę”.
Mamy też układy rodzinne: urzędnicy mówią o „współpracy z dziećmi”, „dawaniu dziecku kieszonkowego”, organizacje o „rozmowie z dzieckiem”. Ale zdarza się też, że siebie widzą w roli tego dziecka. A jeśli już o dysproporcjach mowa, to w niektórych gminach toczy się „walka Dawida z Goliatem”, a w innych odbywa „taniec liliputa z Guliwerem”.
Piwo, seks, turbosprężarka
Wśród porównań natrafić można również na te pełne euforii. Na szczęście są też urzędy, gdzie współpraca jest jak „puszka piwa: z wierzchu twarde - w środku dobre” albo wręcz „turbosprężarka w silniku gminy, zwiększa moc, a nie zwiększa zużycia paliwa”. Są też organizacje dla których współpraca jest jak… „dobry sex”.
Stare dobre małżeństwo
Wiele porównań przedstawia współpracę w stonowany sposób. Często współpracę porównywano do małżeństwa. Ale jak to z małżeństwami – różnie się miedzy partnerami układa. Niektórzy są świeżo po ślubie i czas się lepiej poznać: „Młode małżeństwo, które jeszcze się nie dotarło” – mówi jeden z przedstawicieli organizacji. Inni są już z niejakim stażem: „dobre małżeństwo - im większy staż we współpracy, tym większy szacunek, zadowolenie ze współpracy” – mówi z kolei jeden z urzędników. Najczęściej to już doświadczone stadło – czasem „stare dobre małżeństwo”, a czasem tylko „stare”…
Urzędnicy z nutką rezygnacji mówią: „w starym małżeństwie - trochę się musi, trochę się zna wady i zalety, ale nie bardzo się już chce”, a partnerzy pozarządowi dodają „wyboru nie ma trzeba się dogadać”. Oznacza to, że się „dogadują”, „rozwiązują wspólnie problemy codziennego życia”, a nade wszystko starają się „uzyskać kompromis, po to aby małżeństwo mogło przetrwać kryzysy”. Czasem się udaje, czasem nie: „życie w małżeństwie, raz lepiej raz gorzej”, „jak z żoną, raz słodko raz gorzko”.
Nie zawsze jest to związek z miłości, oj nie!… Do „małżeństwa z rozsądku” przyznają się i urzędnicy, i organizacje. No ale „są sobie potrzebni”, „jedno drugiemu musi pomagać”, zaś na co dzień „potrzeba współpracy i zrozumienia obu stron, by wspólnie coś dobrego osiągnąć”. No to trzeba trzymać kciuki za te osiągnięcia i oby nie doszło do rozwodu! Bo jak podsumowuje jeden z urzędników: „małżeństwo czasem się pokłóci, czasem są „ciche dni", ale większą część zajmują dobre chwile i rozwód nie wchodzi w rachubę".
Drodzy działacze organizacji, drodzy samorządowcy – a może to właśnie was tak opisali Wasi partnerzy po drugiej stronie biurka?
Źródło: informacja własna