– To, co proponowaliśmy podopiecznym, było terra incognita. Zobaczyli inny świat, który M. na początku nazwał światem frajerów, a później chętnie do niego zaglądał – mówi Andrzej Gąsowski, mentor w projekcie „Jestem, bo jesteś”. – Jeśli uchyliliśmy kilku młodym osobom drzwi, choćby na tyle, by zobaczyły, że jest coś więcej niż pokój, w którym są zamknięte, to sukces – uważa jego koordynatorka Magdalena Godlewska-Siwerska ze Stowarzyszenia WIDOK.
„Spotkanie” jest słowem kluczem
Mikołaj ze Śniadowa ma nareszcie kumpli w szkole, Adam z białostockiego Meksyku przekonał się, że umie nie tylko boksować, ale pisze też dobre rapowe teksty. Hania z Ukrainy (do niedawna mieszkająca w Białowieży), kiedy nachodzą ją smutki, otula się muzyką. Dziewczyny z plastyka w Supraślu wiedzą już, czego nie chcą. Nie zostaną nauczycielkami. Ale zobaczyły, że talent daje im wiele innych możliwości. Chłopaki z Szudziałowa nadal trzymają „sztamę”.
Podopieczni projektu „Jestem, bo jesteś” poszli swoimi drogami, a ich mentorzy przekazują dalej to, czego uczyli młodzież, ale też samych siebie. „Spotkanie” jest słowem kluczem, którym udało się otworzyć niejedne drzwi.
Projekt wymyśliła Magdalena Godlewska-Siwerska ze Stowarzyszenia Edukacji Kulturalnej WIDOK z Białegostoku.
– Przez dwadzieścia lat pomagaliśmy dzieciom i młodzieży w trudnym położeniu, przyznaliśmy stypendia blisko trzystu osobom. Ale w pewnym momencie formuła ta się wyczerpała, pojawiły się systemowe sposoby wsparcia. Okazało się, że pieniądze choć ważne, nie załatwiają wszystkiego. Młodzi ludzie potrzebują też tego, by ktoś ich wyrwał z zaklętego kręgu, bo często mają mało wiary we własne siły, szczególnie gdy mieszkają w małych miejscowościach czy na wsi i obarczeni są różnymi problemami – mówi koordynatorka. – Okazuje się, że do niewygód też można przywyknąć.
Podaj dalej
Projekt rozgrywał się w pięciu miejscowościach, o których można powiedzieć, że leżą poza centrum, są prowincją. Była to Białowieża, Szudziałowo, Supraśl, Poświętne oraz Meksyk, czyli dzielnica Białegostoku, znajdująca się na obrzeżach aglomeracji. Niektóre dzieci w niej mieszkające nigdy nie były w centrum miasta, na Rynku Kościuszki czy Plantach.
W każdej z tych miejscowości działał mentor lub mentorka i była to osoba ze specjalnymi kompetencjami: artystka, pisarka, aktywista socjolog, dziennikarka i piosenkarka, nauczyciel, a przy tym zapalony regionalista i rowerzysta. Każdy miał pod swoją „kuratelą” trójkę podopiecznych. Ich start w życie był trudny, z różnych powodów: społecznych, zdrowotnych, rodzinnych, tożsamościowych, nawet przez wojnę. Mentorzy i mentorki pracowali z nimi przez półtora roku często w ekstremalnych warunkach: pandemii i kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy (Szudziałowo i Białowieża były gminami w zamkniętej zonie).
– Nie wszystko więc poszło zgodnie z planem, ale paradoksalnie może dzięki temu doświadczenia mentorów są tak cenne. Musieli być elastyczni, znaleźć wyjście z sytuacji – dodaje Magdalena Godlewska-Siwerska. – Fundacja Batorego, która finansowała przedsięwzięcie uznała, że efekty są na tyle ciekawe, że warto się nimi podzielić z szerszym gronem zainteresowanych.
Podczas kolejnego projektu „Jestem, bo jesteś. Podaj dalej” mentorzy i mentorki oraz inne osoby zaangażowane w działania, dzieliły się tym, czego dowiedziały się, pracując z młodzieżą: metodami edukacji nieformalnej, które wypracowały i swoimi osobistymi spostrzeżeniami, jak wspierać młodych ludzi, by chcieli skorzystać z uchylonych drzwi.
Szczere opowieści
Największe grono słuchaczy zebrało się podczas wiosennych spotkań na Wydziale Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku. W holu można było obejrzeć wystawę zdjęć wykonanych przez dzieci i opiekunów podczas projektu. Przygotowała ją jedna z mentorek – Katarzyna Zabłocka, artystka i nauczycielka. Za każdym razem aula była wypełniona. Przyszli studenci pedagogiki oraz ich wykładowcy i wykładowczynie.
– Niektórzy nawet dwa razy. Tak ich zaciekawiły terenowe doświadczenia mentorów, którzy podjęli się dużej rzeczy. Bo przekonać młodzież, wywodzącą się z trudnego środowiska, że nie musi powielać tego co robią inni dookoła, to wyzwanie – mówi prof. Marzanna Morozewicz z Wydziału Nauk o Edukacji UwB.
Edukatorzy, którzy przyszli na spotkania doceniali, że przedstawione podczas nich historie były autentyczne, świeże i podane bez „dydaktycznego smrodku”.
– Opowieści te były szczere. To, co się wydarzyło podczas tego projektu nazwałabym pedagogiką intuicyjną, opierającą się głównie na słuchaniu dziecka – powiedziała Urszula Kocoń, studentka pedagogiki. – To smutne, a zarazem oddaje ducha czasów, że dzieci i młodzież potrzebują przede wszystkim rozmowy, podczas której nie będą oceniane, nawracane itd.
Miłka Malzahn, jedna z mentorek, nazwała to spotkaniem „organicznym”. Zdarza się ono wtedy, kiedy ktoś pomocny (niczym mityczny Helper/Przewodnik) staje ci po prostu na drodze i można tę szansę wykorzystać albo nie. Miłka pracowała wykorzystując baśnie Clarissy Pinkoli Estes, m.in. o „Sinobrodym” i „Czerwonych Trzewiczkach”. W projekcie spotkała się w ten „organiczny” sposób z Hanią, młodą dziewczyną, która uciekła z domu w Ukrainie i sama błąkała się po Polsce. Ostatecznie znalazła się w Białowieży. Miała różne kryzysy. Okazało się, że na smutki pomaga jej gra na pianinie. Miłka Malzahn jest też muzykiem, więc od razu zaiskrzyło. W placówce, gdzie pracowała było dużo dzieci „z lasu”, czyli uchodźców z Afryki i krajów Azji, odnalezionych w Puszczy.
– Teraz wszyscy w wypełnionej rozmaitą agresją rzeczywistości – dorastamy: do warunków, do ograniczeń, do nadziei, do zmian – podsumowała swoje doświadczenia Miłka. – Opowieści mają moc transformacji, oby tak się stało i tym razem, bo to, co przeżyła m.in. Hania jest wyjątkowym świadectwem losu zmienionego przez wojnę. To się dzieje tu i teraz.
Co było trudne
Opiekunowie nie mieli też oporów, by opowiadać, co w pracy z dziećmi było trudne. Aneta Prymaka-Oniszk, pisarka zajmująca się historią, m.in. Podlasia, mówiła o permanentnym braku czasu chłopców ze szkoły w Szudziałowie, którzy trafili pod jej „skrzydła”. Szudziałowo jest największą gminą w województwie, dojazdy do szkoły i z powrotem są wyzwaniem. Do niektórych miejscowości kursują tylko dwa autobusy na dobę.
– Wyjeżdżali z domu o 6 rano i wracali po 17. Potem lekcje, czasami pomoc w domu. Umówienie sią na spotkanie graniczyło z cudem – opowiadała. – Miałam wrażenie, że brakuje im zwykłej rozmowy.
Zwróciła uwagę na to, że chłopcy nie mieli konkretnych zainteresowań, poza jednym z nich, który pasjonował się wędkarstwem. Ale zamiast wsparcia zazwyczaj spotykały go z tego powodu kpiny, bywał wyśmiewany przez rówieśników. W przypadku tej grupy dużym wyzwaniem było więc znalezienie tematu czy aktywności, które ich zaciekawią.
– Chwyciła fotografia, a potem za jej pośrednictwem zaczęliśmy poznawać najbliższe okolice. Chłopcy sami się oprowadzali po swoich rewirach. To były fajne odkrycia – dodaje mentorka.
Na fali fotograficznych odkryć wyruszyli na wycieczkę do Liceum Plastycznego w Supraślu, gdzie spotkali się z grupą licealistek, będących pod opieką Katarzyny Zabłockiej.
Aneta zanotowała w swoim dzienniku pod datą 16 maja 2023 roku: „Chłopcy zestresowani na początku. Gdy zobaczyli dziewczyny z liceum, które miały się nimi zająć, chcieli się wycofać. Ale szybko się zakolegowali. Praca w ciemni zrobiła na nich ogromne wrażenie. Świetny pomysł, by pracowali jeden na jeden. Każdy miał swoją opiekunkę licealistkę, która mu pomagała i prowadziła go podczas pracy. Wrócili zachwyceni i na maksa wciągnięci”.
Nie każdy wykorzysta szansę
Aneta nie ukrywa, że były też kryzysy, mierzyła się z bezsilnością wobec zbyt wielu problemów. Nie było różowo – potwierdza też Andrzej Gąsowski, nauczyciel, który pracował z nastolatkami z SP nr 21 w Białymstoku, w dzielnicy mieszkań komunalnych, tzw. defaworyzowanej.
– Mieliśmy dzieci zagniewane, nieufające dorosłym. Świat chłopców, z którymi pracowałem, ograniczał się do Starosielc i stadionu Jagiellonii. Jedyne ich zainteresowania to sztuki walki. Pomagały im przetrwać, uzyskać pozycję w grupie. Jeśli film, to tylko z bitką, jeśli gry, to tylko strzelanki. Największym moim wyzwaniem było dotarcie do nich i przejście z relacji uczeń – nauczyciel na poziom chłopak – mentor czy przewodnik. Naturalnie się to działo podczas podróży, organizowałem więc wycieczki.
Trzeba było przekroczyć wiele innych granic. Problemem byli choćby niektórzy rodzice, którzy nie chcieli wypuścić dzieci poza obręb dzielnicy. Ale właśnie wyjście poza nią, poza strefę oswojoną, okazało się tym, co otwiera. Wizyta w radio, w Epicentrum Nauki, warsztaty w Muzeum Wojska, spotkanie z planszówkami z grupą ze Śniadowa, prowadzoną przez Kamila Mrozowcza, było tym, co popychało młodych do przodu.
– Podczas wizyty w radio Damian, o którym wiedziałem, że trenuje boks wyznał, że pisze teksty rapowe. Zgodził się pokazać je polonistce. Pochwaliła. Teraz się już nie wstydzi. Dzieli się nimi, publikuje – opowiada Andrzej. – Może pójdzie w tę stronę, a może w inną. Ale tak jak inni chłopcy, konfrontując się ze światem poza ośką, zobaczył, że nie jest gorszy. Podczas tych krótkich wypadów wszyscy trzej przekonali się, że w tych innych światach, wydawało się dalekich i „wyższych”, mogą z powodzeniem funkcjonować i to na równych prawach. To jest szczelina, przez którą może niektórzy się przecisną.
Mentorzy przyznali, że nikomu z nich nie udało się na tym samym poziomie pracować z całą trójką podopiecznych. Andrzej Gąsowski mówi, że potwierdza to jego obserwacje, a także statystki, że tylko 30 procent osób wykorzysta daną szansę.
Łatka „czarnej owcy”
Podczas wszystkich projektowych spotkań promowany był „Narzędziownik”. Opracowała go Katarzyna Łotowska z SEK WIDOK.
– To nie jest zestaw gotowych metod – zaznacza. – Projekt był tylko pilotażem, więc jest to raczej zapis tego, z czym się zmagali mentorzy i mentorki. Cytujemy w nim ich codzienne zapiski, uwagi, ale też rezultaty. Na tej podstawie można budować program pracy z dziećmi i młodzieżą z trudniejszym startem, biorąc pod uwagę wiele zmiennych. Ten projekt jest dobrym punktem wyjścia.
Jednym z tematów, który wybrzmiał najmocniej jest potrzeba pracy psychologicznej. Wsparcie psycholożki było nieodzowne zarówno w przypadku podopiecznych, jak i mentorów oraz mentorek. Dlatego w ramach projektu przewidziano warsztat z psycholożką Elżbietą Dallemurą, która omówiła problemy, jakie pojawiły się w trakcie pracy. Psycholożka zwróciła uwagę na to, że widoczne coraz bardziej rozwarstwienie społeczne często jest związane ze statusem społecznym i materialnym rodziny.
– Dzieci z trudną sytuacją życiową, posiadające małą wiedzę o świecie i ubogie w dziedzictwo kulturowe spotykają się z rówieśnikami korzystającymi z wielu zajęć dodatkowych, mówiących po angielsku, opowiadających o zagranicznych wakacjach – przedstawiała sytuację.
Podkreśliła też, że „braki” pojawiające się we wczesnym dzieciństwie (choćby brak możliwości skorzystania z opieki przedszkolnej) prowadzi do poczucia niższości, które z czasem tylko się nasila. Dzieci stają się niepewne, unikają porażek, nie dążą do celu, są bierne. Potem uciekają w świat fantazji, a słabość kompensują udawaniem silniejszych. Sprawiają problemy wychowawcze, próbują zwracać na siebie uwagę poprzez zachowania destrukcyjne.
– W klasach 4–5 dzieci te są często identyfikowane jako „gorsze”, ich starania są źle oceniane, często ponoszą konsekwencje negatywnych zachowań innych. Jest to czas, kiedy zdobywają status „czarnej owcy”. Jeśli nie otrzymują odpowiedniego wsparcia: życzliwego kontaktu, włączenia do grupy rówieśniczej, pomocy w nadrobieniu deficytów – często w wieku 12–13 lat są tak bardzo zawiedzeni dorosłymi, że odwracają się od nich i wchodzą w grupy kontrkulturowe: grupy podobnych do siebie, gdzie są akceptowani, doceniani. Wówczas stają się aroganccy, zbuntowani i niezależni – pisze Elżbieta Dallemura w „Narzędziowniku”.
Nie pomaga im też system edukacji. Nauczyciele, obarczeni zbyt wieloma obowiązkami, często przyklejają im łatkę „tych problematycznych” i eliminują z udziału w różnych rozwijających zajęciach, czy kierują do szkół specjalnych, mimo że deficyty są do odrobienia. By pomóc takim zagubionym uczniom, potrzeba troski, empatii i indywidualnego podejścia. To zadania m.in. dla nieformalnych edukatorów, także z organizacji pozarządowych.
Powraca dziecięca ciekawość
Projekt pokazał też, że ludzie zajmujący się edukacją, szczególnie tą nieformalną, zwłaszcza w miejscach odległych od dużych centrów, potrzebują kontaktów i rozmów. Na przełomie zimy i wiosny tego roku koordynatorka projektu wraz z mentorkami odwiedziły cztery kolejne małe podlaskie miejscowości: Krynki, Gródek, Dubicze Cerkiewne i Kuźnicę. Spotkały się tam z osobami zajmującymi się lokalnie kulturą: nauczycielami i nauczycielkami, animatorkami z ośrodka kultury, bibliotekarkami, urzędnikami.
– Przyszli chętnie. Okazuje się, że wszyscy pracują na swoich małych poletkach, ale rzadko spotykają się w szerszym gronie, jeszcze rzadziej w skali powiatowej czy wojewódzkiej. Potrzeba sieciowania, łączenia sił, wymieniania się pomysłami, kadrą, gotowymi formatami – to wybrzmiało bardzo mocno – relacjonuje wyjazdy Magdalena Godlewska-Siwerska.
Gminy te mają ponadto swoją specyfikę, są zamieszkałe przez mniejszość białoruską. W Dubiczach Cerkiewnych stanowi ona większość, a białoruski jest tu oficjalnym językiem pomocniczym w urzędzie. Wojciech Siegień, jeden z uczestników spotkania, podzielił się obawą, że odpływ młodych zdolnych ludzi, w najszybciej wyludniającej się gminie w kraju, może doprowadzić do jej osłabienia.
Inni natomiast wskazywali, że Podlasie do niedawna – do kryzysu humanitarnego na granicy i wojny w Ukrainie – stanowiło często miejsce „ucieczki” dla ludzi udręczonych wielkimi miastami. Artyści, dziennikarze, ludzie wolnych zawodów, którzy mogą pracować online, chętnie osiedlali się w okolicach Puszczy Białowieskiej. Wiele też wnieśli do społeczności lokalnej. Działając w swoich gminach, prowadzą nowatorskie przedsięwzięcia kulturalne. Mogliby to robić regularniej i w większej skali, gdyby skoordynowali swoje inicjatywy, albo choćby się poznali. Tu pada kolejne kluczowe słowo: sieciowanie.
Okazją do niego było dwudniowe, kwietniowe szkolenie w Białymstoku. Wzięło w nim udział dwanaścioro animatorów i animatorek kultury z pięciu podlaskich gmin. Rano odbywały się zajęcia teoretyczne, później wizyty w instytucjach kultury i nauki.
– Zazwyczaj to my – nauczycielki organizujemy dzieciom wyjazdy do teatru czy na warsztaty. Tym razem same byłyśmy jak dzieci, skorzystaliśmy z atrakcyjnej wycieczki, na której wiele się nauczyliśmy. I ta zmiana perspektywy była odświeżająca – mówi Jolanta Szynkiewicz, bibliotekarka z Gródka i radna tej gminy. – Lubię operę, ale stanąć na scenie i zobaczyć, jak malutka jest widownia, to zupełnie co innego. Przypomniało mi się, czym jest dziecięca radość odkrywania.
Zaskoczeń było więcej, np. nad starodrukami przechowywanymi w bibliotece Uniwersytetu w Białymstoku, artystyczną „szklarnią” w Galerii im. Sleńdzińskich.
– Ja tu zostaję – powiedziała Elżbieta Karwiel, animatorka z ośrodka kultury w Kuźnicy, kiedy weszła do magazynu lalek w Białostockim Teatrze Lalek pełnego scenograficznych rekwizytów. – Czuję się, jakbym nagle się przeniosła w jakiś magiczny świat.
Uczestnicy szkolenia dowiedzieli się, że magazyn ten można zwiedzić z dziećmi za niewygórowaną cenę. Od zachwytów szybko przeszli do wymiany patentów i pomysłów na warsztaty robienia masek. Ustalali, czy bandaż gipsowy się sprawdzi, jakich nietoksycznych mas plastycznych warto użyć.
Na masce można namalować swoje emocje i komunikować w ten sposób różne nastroje. – To super pomysł – ekscytowały się instruktorki. – Po pierwsze, praca manualna, a te zdolności bardzo u dzieci słabną, po drugie, praca nad emocjami. Wiadomo, że kryzys psychiczny młodych ludzi to wyzwanie najbliższych lat. Mierzymy się z tym już na co dzień.
– Wystarczy spotkanie kilku animatorów w piwnicy teatru i trudno zatrzymać galopujące pomysły – skomentowała tę „burzą mózgów” koordynatorka Magdalena Godlewska-Siwerska. – Sieciowanie ma sens.
„Jestem, bo jesteś. Podaj dalej” – projekt Stowarzyszenia Edukacji Kulturalnej WIDOK
Czas trwania: 14.02.2024 – 30.04.2024
Koordynator: Magdalena Godlewska-Siwerska
Kontakt: widokstowarzyszenie@gmail.com
Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.