Magdalena Salamon za komuny skończyła architekturę wnętrz. Na rynku były wtedy jednak tylko dwa rodzaje meblościanek, więc założyła swoją szkółkę drzew. Ale prawdziwe powołanie znalazła dopiero kilka miesięcy po tym, jak wybadała sobie guza w piersi.
Przed najgorszymi konsekwencjami raka uchronił ją upór i fakt, że pochodzi z lekarskiej rodziny. Piersi zaczęła sobie badać jeszcze wtedy, gdy mało który lekarz zalecał to kobietom. Dzięki temu w 1991 roku wyczuła pod palcami bardzo małego guza. Lekarze uspokajali, bagatelizowali, ale ona postanowiła zbadać sprawę do końca. I całe szczęście.
– Pamiętam ten dzień wyraźnie. Po rocznym pobycie w Kanadzie przyjechała do mnie córka. Miałam ją zabrać do Wrocławia, bo bardzo się za miastem stęskniła. Po drodze wstąpiliśmy tylko do centrum onkologii, odebrać wyniki. Nawet nie pomyślałam, że coś może być nie tak, a okazało się, że jest rak, i to bardzo agresywny. Córka wpadła w histerię, a ja… – wspomina Magdalena Salamon.
A ona nie mogła jeść i spać. Dopiero po operacji się wyciszyła. Nie od razu oczywiście. Gdy obudziła się bez piersi, to wyła w niebogłosy, wykrzyczała cały ból i rozpacz. Z traumy pomogli jej wyjść najbliżsi. Na przykład mąż, który wszedł na salę szpitalną, od razu rozładował sytuację. „Nie martw się, przyszyjesz sobie guzik i będzie po staremu” – zażartował i wszystkie kobiety wybuchły śmiechem.
Zanim przyszła Unia…
Wróciła do domu i do pracy. Zaczęła bardzo szybko, bo jeszcze w trakcie leczenia – i to tak intensywnego, że chemia uszkodziła jej serce. Starała się żyć normalnie. Utrudnił jej to obrzęk limfatyczny ręki. Żeby sobie z nim poradzić, poszła na spotkanie kobiet po mastektomii organizowane w Dolnośląskim Centrum Onkologii we Wrocławiu. Tam okazało się, że szefostwo kliniki chce zawiązać stowarzyszenie. Pani Magdalena to kobieta wulkan i królowa spontaniczności, więc się zapisała. Co więcej, została skarbnikiem. Stowarzyszenie Amazonek Femina Fenix na początku liczyło 15 osób.
– W tamtych czasach nasza praca była bardzo różna od tego, co mamy dziś. Podstawą finansowania były składki członkowski i publiczne zbiórki, a nie pieniądze unijne czy budżetowe. Ileż mniej biurokracji – śmieje się na wspomnienie kwest pod Halą Stulecia.
Przewodniczącą stowarzyszenia została po tym, jak zmarła poprzednia prezeska. Startowały do jednego z pierwszych konkursów o pieniądze i potrzebny był nowy szef – słowem, ktoś musiał. Pani Magdalena najpierw się zgłosiła, a potem jak zwykle płakała mężowi w rękaw, że nie da rady, że to za dużo obowiązków. Ze wszystkim tak ma, ale wszystko się udaje. Ofertę na konkurs napisała odręcznie i się udało. Dziś stowarzyszenie działa prężnie. Nie są to tylko wycieczki i doraźne spotkania wsparcia.
– Zatrudniamy psychologów, rehabilitantów, lekarzy, organizujemy szkolenia, wycieczki, turnusy rehabilitacyjne, dbamy o swoje koleżanki amazonki. Spotykamy się na corocznych ogólnopolskich zjazdach, pielgrzymkach, spartakiadach. Wydajemy swoje pisma, poradniki, mamy rozbudowany wolontariat – opowiada Magda Salamon.
Oskarżali je o pornografię
Udała się też inna bardzo ważna rzecz. W 2008 roku wydały kalendarz „Niejedna z jedną” – zbiór aktów z udziałem aek. Nie tylko pierwszy taki w Polsce, ale i w całej Europie. To było odważne przedsięwzięcie. Do stowarzyszenia dzwoniły na przykład oburzone kobiety z pretensjami, że amazonki propagują pornografię. Udało się jednak erotyczny kalendarz wydać i teraz naśladuje je cała Polska.
Pomysłodawczynią całego przedsięwzięcia była Dorota Kiałka, dziewczyna, która trafiła pod skrzydła Magdaleny Salamon po mastektomii. Kalendarz dał jej siłę i pomógł utrzymać poczucie kobiecości. A co dała jej Magdalena Salamon?
– Pani Magda odegrała ogromną rolę w czasie mojej choroby, leczenia, ale także w okresie rekonwalescencji. Była pierwszą amazonką, którą spotkałam po operacji. Trafiłam do niej za sprawą mojej przyjaciółki. Żartuję, że załatwiła mi audiencję w jej domu – opowiada Dorota. – To typ człowieka, którego albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma innej opcji. Ja ją pokochałam. Jeśli chodzi o jej działalność społeczną, nie znam drugiej takiej osoby, która tak bardzo byłaby zaangażowana w to, co robi. Działalność amazonek to jej pasja i życie po prostu. To typ, który odpoczywa w biegu.
Ale Magdalena Salamon to nie tylko pasja i energia, ale i wielka czułość. Gdy opowiada o tym, że czasem na ulicy wpadają jej w ramiona kobiety, których już po latach nawet nie rozpoznaje, to łza kręci jej się w oku. Bo pracę z dziewczynami w szpitalu ceni sobie najbardziej. Jest jedną z pierwszych przeszkolonych w kraju wolontariuszek szpitalnych. Przychodzi do tych, które albo czekają na mastektomię, albo mają ją już za sobą, i tłumaczy, że nie jest aż tak źle, że da się żyć dalej i to wcale nie gorzej.
Ramię w ramię z lekarzami
– Bo najważniejsze jest życie. Jeśli dziewczyna żyje, jest zdrowa, to utrata piersi nie jest końcem, nie jest powodem do rozpaczy, do porzucenia pragnień i marzeń. A niektóre kobiety tak robią, tak żyją. Ciągle rozpamiętują chorobę, użalają się nad sobą. Ale prawdziwa tragedia to śmierć – tłumaczy i wspomina dziewczynę, która zmarła dzień po cesarskim cięciu. Urodziła zdrowe dziecko i odeszła. Na wspomnienie takich historii Magda Salamon się rozkleja. Z całą resztą jest się w stanie zmierzyć z właściwą sobie siłą.
Bo ma jej mnóstwo. Chorowała całe życie, na kilka różnych chorób – rak to tylko jedna z nich – ale nie dała się złamać. Najlepszym dowodem jest to, że znów coś kombinuje, znów szykuje ważne wydarzenie, Będzie to wystawa o profilaktyce, o zapobieganiu, bo przecież ta sprawa jest dla stowarzyszenia amazonek najważniejsza. Dzięki temu może przyjść taki dzień, że stowarzyszenie nie będzie już potrzebne.
– Pomoc, której osobom chorym na raka piersi, udziela Magdalena Salamon jest równie ważna jak ta udzielana przez lekarzy – mówi doktor Radosław Tarkowski, chirurg onkolog z Katedry Onkologii UM we Wrocławiu. – Zna problemy dotykające osoby chore na raka piersi i wie, jak im pomóc, kiedy kończy się nasza rola. A jest to czas, kiedy też wymagają one intensywnej opieki – na przykład psychologicznej czy specjalistycznej rehabilitacji, o którą niekiedy trudno w naszych realiach. Część z pacjentek czuje się zagubiona i bardzo potrzebuje pomocy osób z grupy wsparcia. Poza tym Pani Magda jest bardzo mocno zaangażowana i wykonuje swoją pracę z potężnym entuzjazmem – często mimo wielu trudności. Bez takich osób jak ona stowarzyszenia amazonek nigdy by nie zaistniały. A sytuacja wielu kobiet dotkniętych przez nowotwór jest jeszcze trudniejsza – dodaje.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)