Po likwidacji Funduszu Alimentacyjnego, obowiązek wypłaty nowego świadczenia tzw. zaliczki alimentacyjnej spadł na gminy. Powstały nowe komórki do spraw świadczeń rodzinnych, nowe przepisy wprowadziły nowe instrumenty pomocne w egzekucji alimentów, szał wniosków ogarnął uprawnionych, nawet komornik został postawiony na baczność. A dłużnik alimentacyjny jak nie płacił, tak nie płaci.
Nowelizacją ustawy „o świadczeniach rodzinnych”
(Dz.U. Nr 228 poz. 2255 z późn. zm.), oraz przepisów kodeksu
postępowania cywilnego w zakresie egzekucji świadczeń
alimentacyjnych i wejściem w życie ustawy „o postępowaniu wobec
dłużników alimentacyjnych oraz zaliczce alimentacyjnej” (Dz.U. Nr
86, poz. 732) wprowadzono wiele zmian lepszych i gorszych.
Przypominano też o art. 132 kro, który w rękach
zdesperowanych matek stał się niebezpiecznym narzędziem do walki z
całą rodziną dłużnika alimentacyjnego. Zgodnie z jego brzmieniem,
gdy osoba zobowiązana do alimentacji w bliższej kolejności, nie
jest w stanie uczynić zadość swemu obowiązkowi lub, gdy uzyskanie
od niej na czas potrzebnych uprawnionemu środków utrzymania jest
niemożliwe lub połączone z nadmiernymi trudnościami, powstaje
obowiązek alimentacyjny zobowiązanych w dalszej kolejności tj.
dziadków, innych krewnych. Są to tzw. alimenty uzupełniające,
których wysokość jest niższa niż wysokość alimentów zasądzonych od
bezpośrednio zobowiązanego.
Obok zaliczki alimentacyjnej uzależnionej z
jednej strony od dochodów rodziny i wysokości zasądzonych
alimentów, z drugiej strony od bezskuteczności egzekucji
alimentacyjnej, alimenty uzupełniające od dziadków, stały się dla
„wprawionych” w postępowaniach i wypełnianiu dokumentów matek, dość
prostym sposobem na uzyskanie dodatkowego dochodu.
Ustawowe zwolnienie od kosztów sądowych
(art.111§1 pkt 2 kpc), nie naraża matki na dodatkowe wydatki w
dochodzeniu roszczeń alimentacyjnych, a dokumentacja zasiłkowa i
egzekucyjna stanowi podstawowy dowód potwierdzający, iż uzyskanie
alimentów od bezpośrednio zobowiązanego jest niemożliwe lub
znacznie utrudnione. Potrzeby dzieci są z reguły znaczne, więc o to
również nie musi się martwić. Pouczona przez adwokata, (na którego
oficjalnie ją nie stać), deklamuje przed sądem, iż dziadkowie mają
dużą „zdolność zarobkową i majątkową”, bo przecież posiadają
emerytury (lub renty).
Prawdą jest, że będąc inwalidą pierwszej grupy,
dziadek ma rentę, a oprócz niej, cały plik niewykupionych recept i
stos skierowań do lekarzy specjalistów. Budząc się rano zastanawia
się czy zażyć lekarstwo, zapłacić za węgiel na zimę czy kupić nową
laskę, bo stara się łamie. Majątkiem jego jest drewniany dom, w
którym mieszkał jego pradziad i cztery grządki z ziemniakami,
których sam już nie jest w stanie oporządzić. Na syna liczyć nie
może, bo ten w podziękowaniu za wychowanie i wykształcenie,
przysyła mu synową z pozwem o alimenty. Ostatnią kromkę chleba
dziadek odda wnuczkowi, bo przecież go kocha, jednak przed sądem
nie potrafi się bronić. Tu znów uświadamiamy sobie jak wielka
odpowiedzialność spoczywa na barkach sędziego. W imieniu RP musi
rozstrzygnąć czy dziecko raz w życiu skosztuje banana, czy starszy
człowiek wykupi, choć raz całą receptę.
Zmieniające się przepisy prawa coraz mocniej
akcentują wyrażoną w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym zasadę -
„dobra dziecka”. Nieumiejętnie interpretowana zasada wpływa na
pogłębianie zjawiska odrzucenia, wykorzystywania i dyskryminacji
ludzi starszych.
Nie można wymagać od inwalidów, aby
przedsiębrali starania o uzyskanie dochodów, z takim wysiłkiem,
który przekracza ich możliwości fizyczne i w konsekwencji mógłby
zaważyć na ich zdrowiu w sposób ujemny. Nie można zapominać, że
emerytura czy renta inwalidzka powinna zapewnić dożywotnio
zaopatrzenie ludziom starszym. Powinna również zabezpieczyć ich
wszystkie aktualne usprawiedliwione potrzeby. To na obojgu
rodzicach, ciąży ciężar utrzymania i wychowania dzieci. Jeśli jedno
z rodziców nie może sprostać temu obowiązkowi, przechodzi on przede
wszystkim na drugiego rodzica. Istniejące orzecznictwo wyraźnie
podkreśla, że obowiązek alimentacyjny dziadków, nie polega na
przerzuceniu na nich, niespełnionego obowiązku alimentacyjnego ojca
dzieci.
Współczuję matkom, które utraciły głównego
sponsora, jakim był Fundusz Alimentacyjny. Ubolewam nad
niedoskonałością prawa lub raczej krótkowzrocznością ludzi go
stosujących.
Z przerażeniem słucham wypowiedzi urzędników,
którzy mówią, iż będą nakłaniać matki do występowania „o alimenty
od dziadków”.
Może niedługo doczekamy się likwidacji Zakładu
Ubezpieczeń Społecznych i zamiast wypłat rent czy emerytur,
urzędnicy będą namawiać dziadków do skorzystania z dobrodziejstwa
art.133§2 kro tj. uprawnienia do świadczeń alimentacyjnych w razie
niedostatku?
Zmiany, szeroko rozumianych „przepisów
alimentacyjnych” nie nauczą odpowiedzialności tatusia, który nie
płaci alimentów. Zamiast jednoczyć rodzinę w przyczynianiu się do
zaspokojenia jej potrzeb, pogłębiają rozdźwięki, mnożą konflikty i
procesy.
Uczmy, więc nasze dzieci roszczeniowej postawy
wobec rodziny i całego społeczeństwa. Niedługo każde dziecko
występować będzie przeciwko swoim rodzicom, dziadkom i dalszym
krewnym, z pozwem o alimenty, bo mu się prawnie należą.
Na marginesie, ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta
o art. 91§1 i 2 kro, które mówią, iż dziecko mieszkające u rodziców
i pozostające na ich utrzymaniu jest zobowiązane pomagać im we
wspólnym gospodarstwie, a jeśli ma dochody z własnej pracy, powinno
przyczyniać się do pokrywania kosztów trzymania rodziny?
Może warto zwrócić większą uwagę na to, jakie
dzieci mają obowiązki, a nie tylko na to, co im się „należy”?
Źródło: Kancelaria prawna "Ad Astrum"