STEINER: Skoro Rada Ministrów uznała liberalizację za możliwą, poddanie tej opcji pod dyskusję uznaliśmy w MAiC za obowiązek.
Chcę przypomnieć, że pomysł całkowitej deregulacji zbiórek nie jest nowy – od dłuższego czasu wiemy, że takie rozwiązania stosowane są w innych krajach, postulat pełnej deregulacji pojawiał się sie też w debatach i konsultacjach społecznych nad nowym projektem ustawy. Dotychczas jednak zakładano, że nie jest realny.
Obecnie zakończyliśmy konsultacje propozycji nowego projektu założeń do ustawy o zbiórkach oraz przygotowaliśmy roboczą wersję ustawy. Propozycje te odzwierciedlają zmianę roli państwa w regulowaniu zbiórek. Ustawa z 1933 r. zakładała, że to państwo wydaje pozwolenia na zbiórki i to państwo kontroluje, czy dobrze wydatkowano środki, a obywatel jedynie wrzuca monetę. Nowa koncepcja przede wszystkim zawęża zakres regulacji do niezbędnego minimum: zbiórek na ulicy, „do puszki”, gdzie regulacja jest uzasadniona mniejszą przejrzystością procesu. Ponadto państwo nie wydaje pozwoleń i nie kontroluje, ale tworzy warunki do przejrzystości, tak by obywatele mieli wgląd i samodzielnie decydowali, na jakie cele chcą przeznaczyć środki, państwo interweniuje w razie problemów i nadużyć. Myślimy, że to dobra koncepcja i została ona także dobrze przyjęta przez organizacje.
Jednak w momencie, w którym Rada Ministrów uznała za pożądane poszukiwanie dalszego pola do liberalizacji zbiórek, łącznie z opcją całkowitej deregulacji, poddanie i tej opcji zupełnej deregulacji pod dyskusję uznaliśmy w MAiC za nasz obowiązek.
W dyskusjach o regulacji zbiorek dostajemy od początku skrajne opinie: jedni by chcieli więcej państwa, a inni minimum – trzeba znaleźć złoty środek między ekstremami. Dlatego kilka tygodni przeznaczyliśmy nie na zmianę decyzji, a na zastanowienie się. Być może na całkowitą deregulację jest za wcześnie? A może nie warto tworzyć ustawy, która za kilka lat stanie się bezużyteczna, bo będziemy się w coraz mniejszym stopniu posługiwać gotówką, a poziom zaufania społecznego będzie wzrastał? Chcemy zastanowić się wspólnie z organizacjami, czy obrany kierunek jest słuszny.
Oczywiście podjętą decyzję poddamy w pełni otwartym konsultacjom społecznym.
Za: wszystkie przepisy prawa są mało elastyczne
Uzasadnieniem dla całkowitej deregulacji zbiórek jest w tej chwili między innymi to, że w wielu krajach rozwiązania idą w tę stronę. Dobrym przykładem są Niemcy, w których tylko cztery na szesnaście landów zachowały jakiekolwiek regulacje zbiórek publicznych. Deregulacja może być korzystna, dlatego że przy każdej, minimalnej nawet regulacji tracimy na elastyczności: nie da się wymyślić przepisów, które będą tak elastyczne, jak byśmy chcieli. Uniknęlibyśmy wówczas niektórych praktycznych trudności dla zbierających i krytycznych głosów na temat tego, że na coś nie pozwala formularz na stronie, a na coś innego urzędnik.
Pytamy więc: może lepiej w ogóle nie regulować? Zbiórki w Szwecji nie są regulowane prawem. Prawo nie definiuje nawet samej „zbiórki publicznej”. Kontroli nad zbiórkami nie sprawują instytucje rządowe, a instytucje społeczne o uznanej renomie. Najważniejsze jest stowarzyszenie Szwedzki Nadzór nad Zbiórkami Publicznymi, który przydziela organizacjom specjalny numer konta dla zbiórki i numer telefonu na wpłaty sms-owe. Instytucje na bieżąco oceniają organizacje prowadzące zbiórkę, a te, które działają nierzetelne umieszczają tzw. czarnej liście. Takie „oddolne” regulacje pozwalają na większą elastyczność.
My, jeśli przyjmiemy wypracowywane rozwiązania, utworzymy portal zbiórek i umieścimy na nim godło państwowe, będziemy musimy liczyć się z ograniczeniami, jakie z tego faktu wynikają. Oczywiście, chcę podkreślić: jeśli pójdziemy w stronę uzgodnionej, nowej ustawy, to zrobimy w MAiC wszystko, żeby przyjęty w niej sposób zgłaszania zbiórki był przyjazny dla użytkowników.
Przeciw: będą pytać: „gdzie było państwo?”
Nie chcemy robić czegoś, co będzie szkodziło organizacjom, czy państwu, bo deregulacja wcale nie jest dla administracji łatwiejsza. Jeśli coś złego wydarzyłoby się po zniesieniu ustawy, z pytaniem: „gdzie byliście wtedy?”, wszyscy zwrócą się właśnie w stronę państwa. Dlatego całkowita deregulacja zakładałaby również kampanię społeczną informującą darczyńców, jakie są skutki braku regulacji.
Warto też pamiętać, że po zniesieniu ustawy o zbiórkach nie znaleźlibyśmy sie w próżni prawnej: obowiązywałyby ogólne przepisy prawa, które nie pozwalają na oszustwa itd. Datki na osoby indywidualne byłyby darowizną, czyli podlegały kontroli Urzędu Skarbowego, a sprawy oszustw i wyłudzeń regulowałby tak jak teraz Kodeks wykroczeń i Kodeks karny. Oczywiście, trzeba byłoby to udowodnić. Oczywiście, byłoby to trudniejsze. Natomiast wierzę, że nawet gdybyśmy mieli Urząd ds. Zbiórek Publicznych, który zatrudniałby 10 tysięcy osób, to po pierwsze byłoby to nieracjonalne, a oszust znalazłby drogę do oszustwa. Dlatego zachęcam, by w poszukiwaniu najlepszego rozwiązania dla zbiórek publicznych nie próbować zapobiec najgorszemu możliwemu zdarzeniu, a próbować znaleźć złoty środek.
Źródło: inf. własna