Na rynku wyszukiwarek internetowych nie ma zbyt wielu narzędzi, które mogłyby pochwalić się takimi statystykami użytkowania, jak produkty dwóch gigantów z Ameryki. O ile przez zdecydowaną większość czasu to Google niepodzielnie rządziło w sieci, teraz sytuacja powoli ulega zmianie.
Powiedzmy to otwarcie – najczęściej korzystamy z tej wyszukiwarki, którą mamy ustawioną domyślnie w przeglądarce. Jest to najwygodniejsze i najpowszechniejsze, bo nikomu nie chce się tak naprawdę zmieniać silnika wyszukiwania, nawet podczas konfigurowania innych funkcji. A biorąc pod uwagę, że Chrome, Firefox i Opera domyślnie pracują w oparciu o Google, dominacja rozwiązań z Mountain View jeszcze do niedawna była bardzo wyraźna. Dzisiaj nie jest to już tak oczywiste.
Microsoft ze swoim silnikiem Bing trafił niemalże w dziesiątkę, głównie za sprawą scalenia go z innymi produktami. Doskonale sprzedające się urządzenia z serii Lumia korzystają z Binga natywnie, podobnie sprawa ma się z Windowsem 8/8.1 na PC-tach. Dodatkowo, wyszukiwarka potrafi indeksować lokalne dyski, dzięki czemu staje się automatycznie systemowym silnikiem przeglądania. Nie bez znaczenia jest również jej doskonałe sparowanie z serwisami społecznościowymi oraz wsparcie ze strony Apple, które także wykorzystuje Binga w roli natywnej wyszukiwarki sieciowej.
W Stanach Zjednoczonych użytkownicy rozwiązania Microsoftu mają jeszcze jeden mocny argument przemawiający za korzystaniem z Binga – system premiowy Rewards. Polega on na gromadzeniu tzw. punktów wyszukiwania. Dwie operacje na komputerze osobistym dają jeden punkt, a dziennie można zebrać ich maksymalnie 15, plus do 10 punktów za używanie Binga w wersji mobilnej. Za każde zebrane 475 punktów, użytkownik otrzymuje 5 dolarów na zakupy (m.in. w Amazonie, Sephorze i Fandango) albo 5% rabatu na aplikacje dla Windowsa i Windows Phone. Im intensywniej korzystamy z wyszukiwarki, tym więcej profitów otrzymujemy – chociażby statusy srebrnego i złotego klienta, dające do 10% zniżek na kolejne zakupy. Program partnerski związany z wyszukiwarką to coś, czego jeszcze w świecie technologii nie było. A przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej zrobił to Microsoft.
Gdybyśmy jednak chcieli obiektywnie ocenić przeglądarki, należałoby przyjrzeć się prezentowanym przez nie rezultatom wyszukiwania. Bing wykorzystuje o wiele bardziej zaawansowane mechanizmy kontekstowe, przez co osiąga lepsze wyniki, jeśli chodzi o tzw. zapytania naturalne. Proponuje także dodatkowe informacje i hasła lepiej powiązane z podanymi przez nas słowami kluczowymi. Z drugiej strony, Google zdecydowanie lepiej indeksuje informacje lokalne, prezentuje krótkie noty biograficzne w przypadku haseł osobowych oraz informacje encyklopedyczne. Głównym zarzutem wobec silnika z Mountain View jest to, że promuje strony związane z programem AdWords, co nie jest do końca uczciwe wobec użytkowników.
Bing posiada zdecydowanie wygodniejszą przeglądarkę znalezionych w sieci grafik, stosując „nieskończone przewijanie”. Łatwiejszy jest również dostęp do możliwych filtrów i opcji wyszukiwania. Brakuje wśród nich filtra odpowiedzialnego za grafiki animowane, który z kolei znajdziemy w Google. Ta ostatnia ułatwi także ustalenie praw autorskich do poszczególnych obrazów. W przypadku Binga, opcja ta dostępna jest jedynie na rynku amerykańskim.
Wielu użytkowników docenia brak cenzurowania treści przez wyszukiwarkę Microsoftu. O ile Google samo ocenia, co może być dla nas złe lub czego nie powinniśmy oglądać, o tyle Bing wyrzuca w wynikach wszystko, z pornografią włącznie. Oczywiście za wyjątkiem treści zakazanych prawie, jak pedofilia czy grafiki objęte zakazami sądowymi. Co ciekawe, tyczy się to wszystkich treści, nie tylko tych związanych z seksem. Za to obie przeglądarki zupełnie nie potrafią poradzić sobie z odseparowaniem treści dotyczących przemocy, a więc oba silniki z łatwością posłużą nam chociażby do znalezienia wyjątkowo drastycznych zdjęć czy materiałów wideo związanych z egzekucjami na Bliskim Wschodzie, wypadkami czy katastrofami naturalnymi.
Oba narzędzia dosyć dobrze integrują się z innymi oferowanymi przez ich producentów usługami, aczkolwiek Google nieco wyprzedza Binga w tej kategorii. Przede wszystkim potrafi się „uczyć” użytkowników i lepiej dopasowywać wyniki wyszukiwania do ich indywidualnych potrzeb. Dzięki temu, nie musimy tworzyć prostych zapytań. Google spodziewa się, czego możemy oczekiwać – skomplikowane frazy nie są dla wyszukiwarki zaskoczeniem. Bing natomiast, pomimo ograniczonej umiejętności odczytywania zapytań, jest o wiele lepiej skomunikowany z serwisami społecznościowymi. Dzięki temu potrafi o wiele lepiej przeszukiwać ich zasoby i tworzyć nasz profil na podstawie znalezionych tam informacji. Problematyczne może być korzystanie z Binga bez aktywnego uczestnictwa w żadnym z tego typu serwisów. Wtedy zostaniemy przypisani każdorazowo do gotowych, schematycznych profili, co raczej nie pomaga w efektywnym wyszukiwaniu treści.
Google wyprzedza Binga w kwestii wyszukiwania głosowego, które to rozwiązanie Microsoft musi jeszcze mocno dopracować. Oba narzędzia posiadają funkcję odpowiedzialną za wyszukiwanie już w trakcie wpisywania zapytania. Ciężko jednak stwierdzić, która wyszukiwarka radzi sobie lepiej. Wspomniana złożoność haseł przemawia na korzyść Google, ale w przypadku prostych zapytań obie działają doskonale.
Kolejnym elementem cechującym oba narzędzia są mapy. W przypadku Google to wieloletni już standard, do którego użytkownicy są przyzwyczajeni. Mapy stały się całkowicie integralną częścią wyszukiwarki, pozwalając nie tylko na szybkie i wygodne znajdowanie miejsc. Służą również nawigacji, informacji o atrakcjach turystycznych, firmach, punktach użyteczności publicznej, etc. W Polsce dane te są wciąż rozwijane i widać postępujący progres ze strony Google, a w zestawieniu z Bingiem wyszukiwarka z Mountain View wygrywa w cuglach. Mapy w narzędziu Microsoftu nie są regularnie aktualizowane, przez co są wysoce niedokładne. Jeśli chodzi o bingowy odpowiednik Street View, coś takiego właściwie nie istnieje, bo Microsoft nie przykłada do tego zbyt dużej uwagi. Za to mapy z Binga radzą sobie czasami lepiej z nawigacją, uwzględniając kilka możliwych tras i najważniejsze punkty po drodze.
I chociaż obie wyszukiwarki mają swoje plusy i minusy, zdecydowanie więcej przemawia wciąż za rozwiązaniem Google. Wydaje się, że narzędzie giganta z Mountain View jest najbliżej tego, co można by nazwać „inteligentną wyszukiwarką”. Potrafi przewidywać nasze oczekiwania, łączyć zapytania z wynikami graficznymi, wideo i mapami, jak również – jeżeli na to pozwolimy – dostosowywać wyświetlane informacje do naszego położenia. Bing ma kilka świetnych rozwiązań, jak chociażby integracja z systemem i portalami społecznościowymi, ale to wciąż zbyt mało, żeby zagrozić udoskonalonemu w tempie ekspresowym Google Search.
Źródło: Technologie.ngo.pl