HEBANOWSKI: Lepiej jest czasem stracić środki, finansując działania jednej instytucji, która zmarnuje czy nawet sprzeniewierzy powierzone jej pieniądze, niż tworzyć system dający pozorne bezpieczeństwo wszystkim realizowanym projektom, a w rzeczywistości promujący te formalnie poprawne, ale często mierne i nieodpowiadające na rzeczywiste potrzeby.
Bierzemy udział w różnych działaniach wychodzących poza nasze cele, m.in. uczestniczymy w dyskusjach dotyczących standardów działania organizacji pozarządowych, np. w Komisjach Dialogu Społecznego w Warszawie czy w Grupie Zagranica. Sami w pewien sposób uczestniczyliśmy w regrantowaniu środków finansowych m.in. w środowiskach cudzoziemców w Warszawie.
My tych potrzeb byśmy niedostrzegli
Naszych działań – z przyczyn formalnych – nie mogliśmy w projektach opisywać jako regranting, zawsze musieliśmy to nazywać jakoś inaczej i być przygotowanym na problemy przy rozliczaniu całego projektu. Zawiłość tych finansowo-proceduralnych przygotowań zazwyczaj kosztowała nas więcej czasu i energii, niż merytoryczny wkład w projekt. Ale w mojej ocenie, nawet działania tylko zbliżone do formuły regrantingu, w których zespoły ludzi z określonych środowisk otrzymywały środki na wypracowane wspólnie pomysły – przynosiły bardzo dużo pozytywnych efektów. Środki te trafiały do imigrantów: oni sami w swoich środowiskach dostrzegali takie potrzeby, na które my nigdy byśmy nie wpadli.
Blokował to jednak bezwład biurokratyczny. Działy prawne urzędów są zazwyczaj nastawione na „nie”, na utrzymanie prawnego status quo, a nie na zmiany.
Swoją drogą – przyznaję – bardzo trudno jest wypracować regranting, który ma sens. Ale jeśli się już uda, jest to szansa na mniejsze marnotrawienie środków publicznych przekazywanych organizacjom, co się nierzadko zdarza.
Od organizacji dobrze przygotowanej do regrantingu można oczekiwać (i zawrzeć to w umowie) np. przeprowadzenia warsztatów dla przyszłych beneficjentów, aby przygotować ich do realizacji projektów. A na koniec: pełnego, publicznego raportu z całego procesu. Instytucji prowadzącej regranting płaci się po prostu za to, aby dobrze zrealizowała konkurs. W tym systemie można się także skupić na ocenie rzeczywistych efektów działań, a nie na formalnościach finansowych.
Moim zdaniem lepiej jest czasem stracić środki, finansując działania jednej instytucji, która zmarnuje czy nawet sprzeniewierzy powierzone jej pieniądze, niż tworzyć system dający pozorne bezpieczeństwo wszystkim realizowanym projektom, a w rzeczywistości promujący te formalnie poprawne, ale często mierne i nieodpowiadające na rzeczywiste potrzeby.
Małe granty
Dużo zależy od mądrego lokowania środków. Dlatego warto rozwijać ścieżki małych grantów: nierzadko mała organizacja działająca w określonej dziedzinie lepiej wyda 10 tys. niż duża, szacowna organizacja, która od lat realizuje projekty za setki tysięcy złotych. Jeśli więc grantodawca ma obawy przed regrantowaniem całości środków przeznaczonych na konkurs – niech wyodrębni w swoim konkursie jedną ścieżkę z małymi grantami – i to przekaże do regrantingu.
Moja teza jest taka: czasem warto z 1 mln zł przeznaczonych na konkurs publiczny wydać 100 tys. zł „tylko” po to, aby lepiej wydać pozostałe 900 tys. zł. Na przykład na pozyskanie (w otwartym konkursie!) zewnętrznych ekspertów do oceny wniosków, aby nie zdawać się na często stronnicze i jeszcze częściej nierzetelne i niedokładne oceny samego grantodawcy.
Ocenić dotychczasowe praktyki
Regranting może być narzędziem źle wykorzystanym (między innymi ze względu na obowiązujący w Polsce roczny czas rozliczania środków publicznych), dlatego – przygotowując się do wprowadzenia takiego systemu dotowania działań społecznych – należałoby odpowiednio wcześniej pomyśleć o konkursie na regranterów. Być może przydałby się także jakiś projekt, w którym oceniono by dotychczasowe propozycje regrantingowe, które się u nas pojawiły.
Pozytywnym przykładem regrantingu środków publicznych jest, jak mi się wydaje, współpraca Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Edukacji Narodowej wokół konkursu dot. edukacji globalnej. Skoro tutaj się udało, dlaczego w innych instytucjach jest to niemożliwe? Potrzebne byłoby „tylko” wypracowanie dobrych standardów.
Do takich standardów zaliczyłbym nie tylko wymagania dotyczące grantodawcy, regrantera i beneficjentów, ale także instytucji monitorującej cały ten proces. Przy czym od takiej instytucji oczekiwałbym nie jedynie wyłapywania nieprawidłowości i karania za nie (od tego jest przede wszystkim prokuratura, która powinna się zajmować przypadkami sprzeniewierzenia środków publicznych), ale przede wszystkim wskazywania, jakie zmiany są konieczne w całym systemie, aby jak najsprawniej i najefektywniej działał i aby proponowane standardy były jak najbardziej dostosowane do życia.
Pobierz
-
a potem do Opinii (kat. debaty i opinie)- chyba ze zdjęciem Gucia? (/public/wiadomosci_foto_2009/Michal_Guc1.jpg )
786847_201207131048590178 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna (ngo.pl)