Dialog artystów z politykami – urzędnikami jest z definicji trudny. Tak trudny, że nierzadko obie strony, zanim rozpoczną rozmowę z góry, nastawiają się na najgorsze. A szkoda, bo jak pokazała ostatnia debata o polityce kulturalnej organizatorów 8. Edycji Festiwalu „Survival” z wiceprezydentem Wrocławia – Jarosławem Obremskim, wcale nie jest tak źle.
Debata odbyła się 26 czerwca w ramach Festiwalu. Przestrzeń przed Bunkrem Strzegomskim zapełniła się przedstawicielami środowisk twórczych. Wśród nich jeden tylko przedstawiciel władzy samorządowej – wiceprezydent Wrocławia – Jarosław Obremski. Debata odbyła się na przyzwoitym poziomie merytorycznym. Na szczęście nie było w niej również zbyt dużych emocji – które prawie zawsze prowadzą dyskusję na manowce. Poza paroma wpadkami organizacyjnymi (niezaplanowane udzielenie głosu dość ekscentrycznemu przedstawicielowi środowisk twórczych, który zabrał czas debaty na pytania od publiczności) debatę można uznać za udaną. A było tak:
Po przedstawieniu przez wiceprezydenta prezentacji dotyczącej planowanych najważniejszych przedsięwzięć kulturalnych Wrocławia nadszedł czas na pytania od prowadzącej debatę – Magdaleny Zięby, która wraz z Michałem Bieńkiem reprezentowali stronę środowisk twórczych.
Pytania dotyczyły w dużej mierze polepszenia współpracy pomiędzy artystami a urzędem – oczywiście głównie w kontekście finansowania inicjatyw kulturalnych. Rozmówcy zajęli swoje stanowiska – wiceprezydent tłumaczył, jakie ograniczenia proceduralne ma urząd, natomiast reprezentanci strony artystycznej dopytywali, czy naprawdę nic więcej nie da się w tej kwestii zrobić – usprawnić.
Lista biorców z Urzędu Miejskiego
Pierwszym poruszonym problemem było dotowanie przedsięwzięć cyklicznych. Czy Urząd Miejski ma wciąż wspierać te same inicjatywy, czy dać szansę nowym wyrzucając jednocześnie stare, wypalone już – zdaniem urzędników – projekty? „Jeżeli z 5 wspieranych wydawnictw nie wyrzucę dwóch to nie wprowadzę nowego, jak nie wprowadzę nowego to być może jakieś zjawisko nigdy we Wrocławiu nie zaistnieje. Z drugiej strony jak próbuje się wyczyścić pole pod nowe inicjatywy, czyli ograniczać dotacje do czegoś, co historycznie już zaistniało, a co trochę my odbieramy jako formułę wypaloną, to podlega to potwornej krytyce medialnej i nic kulturze nie wolno uszczknąć. Jak ktoś się wpisał na listę biorców z Urzędu Miejskiego, to właściwie powinien tam być na wieczne czasy” – powiedział wiceprezydent. Zapytany o przyszłość samego "Survivalu" dodał dyplomatycznie: „Mnie wizerunkowo Survival pasuje. Jaka będzie jego przyszłość? Trudno mówić, natomiast o elemencie finansowym ze względu na pogodę się uchylam”. Michał Bieniek – dyrektor Survivalu dodał ze swojej perspektywy, że „Survival i jego przyszłość nie zależy tylko od miasta, ale zależy przede wszystkim od nas organizatorów […] nasze funkcjonowanie to jest dowód pewnej determinacji i konsekwencji”.
„Niezależność kończy się, kiedy ktoś wziął dotację większą niż 10 tysięcy”
Kolejne zagadnienie – również związane z finansowaniem przedsięwzięć kulturalnych dotyczyło usprawnienia procedur ubiegania się o środki publiczne. Tu wiceprezydent był konsekwentny: „Jest kilka kłopotów. Pierwszy jest czysto formalny: jesteśmy w coraz większym stopniu ubezwłasnowolnieni przez ogólnopolskie przepisy i interpretacje tych przepisów. Organizatorzy Survivalu też przerabiali kwestię na czas wpisania w pewne rubryczki odpowiednich kwot – czyli pewna strona formalna zaczyna być istotniejsza niż merytoryczna. Po części mechanizm pieniądze z budżetu wyzwala mechanizm transparentności, procedur. Nie wierzę do końca, że ten mechanizm da się zatrzymać. Oczywiście może być sprawniejsza lub mniej sprawna władza, ale w dłuższej perspektywie według mnie kultura, jeśli będzie w większym stopniu finansowana z budżetu będzie się potykać o kwestie biurokratyczne, szukamy pomysłów, ucieczki przy drobnych kwotach od konkursów.” Kwestia innych niż konkursowe form przyznawania tzw. „małych grantów” jest niezwykle ważna dla organizacji pozarządowych, które często są formą prawną funkcjonowania wielu przedsięwzięć kulturalnych. Los organizacji pozarządowych nie jest w Polsce łatwy. Jak stwierdził wiceprezydent: „Całe ustawodawstwo poświęcone organizacjom pozarządowym jest ustawodawstwem zwalczania organizacji pozarządowych. Rozwiązaniem jest przejmowanie części przedsięwzięć kulturalnych przez miasto, co jest zawsze mniej skuteczne.”
Kultura tylko w nazwie?
Podczas debaty padło również hasło, które paść musiało: „Wrocław - Europejska Stolica Kultury oraz sztuka niezależna”. Według środowiska artystów w planowanych przez miasto wydarzeniach kulturalnych jest za mało sztuki niezależnej. Artyści nie potrzebują do szczęścia etykietki w postaci hasła „Europejska Stolica Kultury”. Woleliby, aby „kulturalność” Wrocławia nie kończyła się na tej nazwie. Chcieliby mieć głos w procesie decyzyjnym dotyczącym planowania przedsięwzięć artystycznych w ramach „ESK”. W odpowiedzi wiceprezydent podkreślił, iż takie konsultacje mają miejsce. Istnieje grupa robocza, o dynamicznej nazwie „Sprężyna”, która jest pomysłodawcą wielu przedsięwzięć na „ESK”. Ponadto do konsultowania przedsięwzięć artystycznych urzędnicy wolą dobierać sobie osoby z grona środowisk twórczych, które nie są zbytnio zaangażowane w przestrzeń, w której działają. W przeciwnym razie wiąże się to z nieuniknionymi sporami i tzw. „przeciąganiem liny na swoją stronę” wewnątrz środowiska ludzi kultury.
Lekka ciekawość wzajemnego spotkania
„Jak rozmawiać, gdy z góry stawiamy siebie na wrogich pozycjach”? – to pytanie Michała Bieńka naprowadziło rozmowę na temat porozumienia mentalnego i dialogu pomiędzy artystami i politykami/urzędnikami. „Chcemy rozpocząć jakąś publiczną debatę na ten temat – i stąd to spotkanie” – dodał Michał Bieniek.
„Chciałbym, aby było zrozumienie pewnych ograniczeń, które są po naszej stronie” – odpowiedział wiceprezydent. – „Mamy jakiś tort pieniędzy do podzielenia – to są ograniczenia, w których każdy urząd funkcjonuje. Oczywiście, że jest też bariera mentalna. Może z dyrektorem wydziału kultury idzie łatwiej rozmowa. Później się idzie do finansisty, no i zaczynają się kłopoty. Polska nie jest idealnym krajem, jeśli chodzi o zorganizowanie struktur państwa. Istotne jest to, żeby obie strony były lekko ciekawe wzajemnego spotkania. Dla ludzi, którzy sprawują władzę jest w tyle głowy pamięć o tym, że są co jakiś czas weryfikowani przez mieszkańców. Weryfikowani przez tych, którzy chodzą na wydarzenia kulturalne, ale w jeszcze większym stopniu są weryfikowani przez tych, którzy nigdy nie przekraczają progu żadnej galerii. […] Zatem trzeba patrzeć na mechanizmy, które funkcjonują po drugiej stronie.”
Świat idei i świat procedur
Wydarzenie kulturalne, takie jak festiwal – przegląd sztuki, jest zawsze dobrą okazją do refleksji na temat jakości dialogu pomiędzy dwoma, oddalonymi od siebie światami – świata kultury, idei i świata administracyjnych procedur. Miejmy nadzieję, że debata ta będzie miała pozytywny wpływ na usprawnienie komunikacji pomiędzy politykami/urzędnikami a artystami. Dialog to proces dynamiczny, w związku z tym tego typu debat powinno być więcej. Może dzięki temu w końcu przestaniemy mówić, że coś jest „trudne z definicji”.
Źródło: inf. własna wroclaw.ngo.pl