– W ludziach często tkwi przekonanie, że spotykając się z dziećmi z Domu Dziecka, mogą wyrządzić im krzywdę, bo złaknione ciepła i uwagi szybko się przywiązują i źle znoszą rozstania. Nie zgadzam się z tym – protestuje Józef Żuchowski, słuchacz Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Stargardzie Szczecińskim, laureat konkursu "Seniorzy w akcji".
Współpraca UTW w Stargardzie Szczecińskim z tamtejszym Domem Dziecka nr 2 zaczęła się poniekąd w Holandii. Pochodzące stamtąd małżeństwo proponuje zarządowi Uniwersytetu współpracę przy organizacji kiermaszu bożonarodzeniowego, z którego dochód zostaje przekazany wychowankom Domu. Słuchaczki haftują i dziergają serwetki i kamizelki, szyją ozdoby choinkowe. Wszystkie wyroby wędrują do Holandii. Udaje się zebrać ponad 700 euro. W tym czasie do słuchaczy Uniwersytetu dołącza Józef Żuchowski. Dziś mija prawie osiem lat, odkąd koordynuje akcje na rzecz dzieci.
Każda pomoc jest ważna
– W ludziach często tkwi przekonanie, że spotykając się z dziećmi z Domu Dziecka, mogą wyrządzić im krzywdę, bo złaknione ciepła i uwagi szybko się przywiązują i źle znoszą rozstania. Nie zgadzam się z tym. Każdy rodzaj kontaktu jest dla nich ważny i rozwija ich umiejętności społeczne. Ważne, żeby poświęcić im tyle uwagi, ile jest się w stanie – podkreśla pan Józef. Od kilku lat regularnie odwiedza dyrektorkę Domu – od niej dowiaduje się, co akurat jest najbardziej potrzebne. – Szybko zorientowaliśmy się, że często lepsze od darów pieniężnych są konkretne rzeczy, wycieczki i imprezy, które możemy za zebrane środki kupić i zorganizować – dodaje. W swoje pomysły Józef Żuchowski angażuje koleżanki i kolegów z UTW. – Józef przynajmniej raz w tygodniu rozmawia z dyrektorką Domu Dziecka. Wspólnie ustalają, jaka pomoc jest aktualnie najpotrzebniejsza. Potem na spotkaniach Uniwersytetu przekazuje nam informacje i planujemy nasze działania – mówi Witold Mateńko, słuchacz UTW.
Prowadzą m.in. zbiórki pieniędzy i odzieży, aukcje i loterie pozyskanych fantów, z których dochód przeznaczają między innymi na wspólne wycieczki. Wolontariusze odwiedzają z dziećmi ZOO, Woliński Park Narodowy, jadą do Szczecina i Kołobrzegu. Bawią się na wspólnych piknikach – na strzelnicy, na wsi czy… działce pana Józefa. – Jeden z moich sąsiadów przyniósł dzieciom króliki, które hoduje. Inny pokazał im gołębie. Bez problemu dali się namówić do współpracy – opowiada pan Józef.
Nie wystarczy być świętym Mikołajem
W swoje działania Józef Żuchowski próbuje początkowo wciągnąć uczniów lokalnych szkół. – To niestety nie jest proste – mówi. – Nauczyciele i dzieci mają zapełniony grafik. Nasza praca wymaga elastyczności, gotowości do działania w momencie, w którym jesteśmy potrzebni. Często nie da się zaplanować jej akurat wtedy, gdy mamy wolną chwilę, np. w środę między piętnastą a siedemnastą. Dom Dziecka ma również swój rytm życia, w który musimy się wpisać z naszymi propozycjami. Największym problemem są trudności w spontanicznych działaniach. Staram się zarówno planować długofalowe projekty, jak i reagować na bieżące, palące potrzeby – dodaje.
Wyjątkiem w tej sytuacji są uczniowie stargardzkiej szkoły gastronomicznej, którzy pomagają podczas organizowanych dla dzieci uroczystości. Józef Żuchowski i jego wolontariusze starają się pojawiać w Domu Dziecka także poza „flagowymi” dniami w kalendarzu, jak chociażby Mikołajki. – Oczywiście każde wsparcie jest ważne, ale nie chcę być raz w roku jednym z kilku św. Mikołajów. Staramy się zachować czujność przez cały rok – podkreśla pan Józef.
Silna grupa wsparcia
Poszukując partnerów do działania, Józef Żuchowski zgromadził wokół siebie także lokalnych sponsorów. – To są prywatne osoby lub np. właściciele miejsc, udostępniających nam swoją przestrzeń bezpłatnie. Piszę też projekty – tak było w przypadku działania „Krowa to, czy żubr”, na który otrzymaliśmy dotację w ramach programu Seniorzy w Akcji. Chciałem, by dzieci poznały wieś i naturę, od której często są latami odcięte. Zależało mi, by poznały smak mleka prosto od krowy i zobaczyły na własne oczy, skąd się biorą jajka. Staram się wielu osobom opowiadać o Domu Dziecka, a kiedy trzeba, siadam do pisania projektu.
Przez te lata zebrała się wokół niego stała grupa wolontariuszy, zaangażowanych w kolejne akcje. Jednocześnie nowi słuchacze mogą w każdej chwili dołączyć do zespołu – podczas spotkań UTW dowiadują się o aktualnych projektach, informacje pojawiają się też na uniwersyteckiej stronie. Nierzadko przychodzą z własnymi pomysłami. Genowefa Szmit zwierza się: – Marzy mi się zorganizowanie cyklu regularnych spotkań z dziećmi, na przykład trzy razy w tygodniu, podczas których uda nam się nawiązać z dziećmi bliższe więzi podczas wspólnych zabaw i czytania bajek.
– Wszystko opiera się na pracy w grupie. Cieszy mnie zaangażowanie moich koleżanek i kolegów. Moją rolą jest często bycie dobrym kanałem komunikacji między ich energią i potencjałem oraz sponsorami, a dziećmi z Domu Dziecka. W każdej możliwej chwili staram się namawiać do pomocy kolejne osoby – komentuje Józef Żuchowski. Leszek Antczak, jeden z wolontariuszy, śmieje się: – Józkowi się nie odmawia.
fot. Dorota Borodaj