Sprawa, która trafiła do Fundacji Science Watch Polska, wydaje się tak absurdalna, że trudno w nią uwierzyć. Ta historia nie powinna się nigdy wydarzyć. Ale wydarzyła się. Na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach, w środowisku lekarzy i naukowców. W środowisku, które powinno charakteryzować się wrażliwością i moralnością w każdej płaszczyźnie życia społecznego i osobistego.
Naukowiec czy konkurencja?
Dr Katarzyna N. (imię zmienione) była pracownikiem naukowo-dydaktycznym Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach od 2001 r. Współtworzyła jedną z dużych Katedr na ŚUM, a praca naukowa od zawsze była jej pasją. W 2016 r. została szczęśliwą mamą.
Dzięki ciężkiej pracy dr Katarzyna N. osiągnęła znaczącą przewagę publikacyjną nad równorzędnymi stanowiskiem pracownikami Katedry. Jej osiągnięcia naukowe, w porównaniu z innymi pracownikami, były nawet dwukrotnie wyższe. Zbyt wysokie osiągnięcia naukowe w środowisku akademickim nie są jednak mile widziane. Szczególnie przez przełożonych, według których wybijający się pracownik zaczyna być zagrożeniem dla ich pozycji.
W 2013 r. w obrębie Katedry stworzono nowy Zakład, do którego przydzielono dr Katarzynę N. bez jej wiedzy i zgody. Kierownikiem Zakładu została równorzędna stopniem naukowym z dr Katarzyną N. córka znanego Profesora ŚUM. Młoda pani kierownik szybko podporządkowała sobie pracowników. W osobach o większym potencjale naukowym zaczęła dostrzegać konkurentów oraz blokować rozwój naukowy podwładnych. Dla dr Katarzyny N. rozpoczął się pięcioletni koszmar zwieńczony zwolnieniem z pracy.
Telefon z dziekanatu
W czerwcu 2018 r. dr Katarzyna N. odebrała telefon z dziekanatu. Sekretarka dziekana, prof. Jana Duławy, poinformowała ją, że pilnie ma się stawić w dziekanacie aby uzupełnić dokumentację, potwierdzającą jej dorobek naukowy. Znając rozległą biurokrację uczelnianą, dr Katarzyna N. ze zrozumieniem podeszła do polecenia swojego przełożonego i już następnego dnia stawiła się w dziekanacie. To, co wydarzyło się po jej wejściu do pokoju, trudno sobie wyobrazić w cywilizowanym świecie.
Sekretarka poleciała wejść dr Katarzynie N. do pokoju mieszczącego się przy dziekanacie i czekać na „kogoś”. W pomieszczeniu obok dziekanatu dr Katarzyna N. spędziła ponad godzinę! W tym czasie nie uzyskała od sekretarki informacji na temat rzeczywistego celu wezwania jej do dziekanatu.
Po ponad godzinie przetrzymywania dr Katarzyny N. w dziekanacie, do pomieszczenia weszły dwie kobiety z działu kadr ŚUM, zamknęły za sobą drzwi i wręczyły do podpisu dr Katarzynie N. zwolnienie z pracy. Jedna z pań wręczyła dr Katarzynie N. długopis i podyktowała tekst do napisania na dokumencie: „przyjmuję do wiadomości”.
Zdziwienie, szok i niedowierzanie dr Katarzyny N. były tak ogromne, że nie była w stanie powiedzieć nic innego niż: „ale dlaczego… przecież ja nic złego nie zrobiłam, ja dopiero wróciłam z urlopu macierzyńskiego”.
Z dziekanatu została wypuszczona dopiero po podpisaniu dokumentu…
Cały artykuł znajduje się na https://sciencewatch.pl/index.php/205-sum-slaski-uniwersytet-medyczny-czy-slaski-uniwersytet-mobbingu
dr Joanna Gruba
Prezes Fundacji
Science Watch Polska
email: joanna.gruba@sciencewatch.pl
Źródło: Fundacja Science Watch Polska