Od kilku miesięcy zajmujemy się bezpośrednio robotą na rzecz naszych przyjaciół z UA. Od pierwszego dnia wojny, na granicy i w całym kraju organizacje społeczne, polskie NGO, przyjęły falę uchodźczą i zaopiekowały się tak, jak potrafiły. Efektem tego było ugoszczenie kilku milionów rozbitych przez wojnę rodzin, kobiet i dzieci z Ukrainy.
Te rodziny trafiły do naszych rodzin, dostały to, co mogły dostać, czasem ta pomoc była nieudolna, nieprofesjonalna, ale zawsze była pełna serca, współczucia albo stwierdzenia, że tak po prostu trzeba.
Od pierwszego dnia wojny uczestniczę w najróżniejszych spotkaniach, czy to z ekipą rządową, czy wielkimi organizacjami humanitarnymi, pełnymi procedur, przepisów i rozporządzeń. Rozmawiamy, debatujemy, spotykamy się, online, na żywo, a później piszemy do siebie, przelewamy miliony słów. Mordujemy i niszczymy entuzjazm, i wyzbywamy się energii.
Pytacie nas o to, co tu się dzieje, czego potrzeba? Może macie jakieś pomysły, jak to naprawić? Wrzucacie nas, tych, którzy w tym wszystkim są bezpośrednio na styku zdarzeń, we własne procedury, w granty, w tytaniczną robotę, którą wykonujemy, mimo tego że na co dzień każdy z nas zajmuje się:
⁃ swoim własnym życiem
⁃ swoją rodziną
⁃ swoją pracą
⁃ swoimi organizacjami, które mają swoje codzienne obowiązki i zobowiązania
⁃ swoimi podopiecznymi
⁃ I wieloma innymi sprawami
Pytacie, my odpowiadamy, wysyłacie maile, my odpisujemy.
Wykonujemy dla uchodźców, ale i dla Was, dla Państwa – strony samorządowej, wojewódzkiej, rządowej, dużych NGO-sów z Polski i międzynarodowych wielkich organizacji humanitarnych, wykonujemy pracę, ogromną robotę u podstaw, u źródła.
Minęło już sto dni wojny, sto dni wspierania i pomagania, odpowiadania, podpowiadania, jeżdżenia, pisania itd. itd. Sto dni ciężkiej, smutnej, czasem radosnej, ale na pewno niesamowicie traumatyzującej pracy, sto dni czekamy na systemowe wsparcie psychologiczne.
Wyczyściliśmy swoje zasoby, albo lecimy na oparach. Tracimy początkowy entuzjazm, pojawiają się problemy, wątpliwości, przykre doświadczenia, plotki, kłamstwa, fake newsy. Brakuje nam wsparcia, konkretnego wsparcia idącego za deklaracjami i obiecankami.
Ale dalej to wygląda tak, że rzeczy niemożliwe robimy od ręki, na cuda trzeba trochę poczekać.
Dziś wstałem o 3:03, by ukołysać synka, który o to prosił, moich myśli nie byłem wstanie już ululać do snu. Zakładając koszulkę z Eugeniuszem Kwiatkowskim i jego tekstem, pomyślałem sobie: Oki, powiem to kolejny raz głośno: Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Dobrego dnia mimo wszystko, niech Wam się nie śnią ofiary wojny i wszyscy ci, którym nie możecie pomóc.
Źródło: Fundacja Q