Coraz powszechniej mówi się o potrzebie standaryzacji różnych obszarów zadań publicznych: tak realizowanych przez administrację publiczną, jak przez organizacje pozarządowe. Czy standaryzacja oznacza ograniczenie działań organizacji pozarządowych? A może wręcz przeciwnie, wypracowane wspólnie standardy pozytywnie wpłyną na naszą efektywność? Zapraszamy do dyskusji!
Widmo standaryzacji krąży nad Polską
Piotr Todys, członek Zarządu
Wspólnoty Roboczej Związków Organizacji Socjalnych WRZOS, mówi: -
Koszmarny sen działacza organizacji pozarządowej może wyglądać
mniej więcej tak: gmina stworzyła standardy zadań zlecanych
organizacjom i na ich podstawie ogłosiła konkurs. Ministerstwo
stworzyło opis sposobów współpracy z trzecim sektorem i kontaktuje
się tylko z tymi, którzy przestrzegają tych zasad. Urząd
marszałkowski dofinansowuje działania tylko tych organizacji,
którym przyznał wcześniej certyfikat jakości.
I nikt – co budzi największą grozę
- z działaczem pozarządowym rozwiązań tych nie konsultował.
Czy zatem jedynym zatem powodem
zainteresowania się standaryzacją działań czy usług organizacji ma
być obawa, by nikt za nas nie stworzył norm czy modeli, według
których mamy pracować?
Problem ten nie jest tylko
teoretyczny, gdyż fala powodziowa standaryzacji zbliża się coraz
bardziej. W dokumentach opisujących fundusze strukturalne (np.
Szczegółowym Opisie Priorytetów Programu Operacyjnego Kapitał
Ludzki 2007 – 2013) aż roi się od zapisów typu: wprowadzenie
standardów, poprawa standardów, upowszechnianie standardów,
podnoszenie standardów, analiza standardów.
Wydaje się, że organizacje
pozarządowe dystansują się wobec standardów z wielu powodów. Po
pierwsze, standardy mogą zmierzyć i obnażyć jakość świadczonych
przez nas usług. Po drugie, mogą uświadomić klientom, czego mogą od
nas oczekiwać. Obawiamy się też, że wprowadzenie standardów zabije
w nas spontaniczność, tak ważną w naszej społecznej robocie. I
wreszcie: standardy nie kojarzą nam się zbyt dobrze: dziwny skrót
ISO i niezrozumiałe liczby obok: przywołują obraz wielkich fabryk i
seryjnych produktów. Więc po co to nam, małym organizacjom. I w
końcu, nie bez racji obawiamy się, że standaryzacja usług
społecznych jest po prostu niemożliwa, a przynajmniej niezmiernie
trudna.
Nie bójmy się standaryzacji: ona sprzyja i obywatelom, i organizacjom
Jerzy Boczoń, prezes Zarządu
Sieci Wspierania Organizacji Pozarządowych SPLOT: - Moim zdaniem
sfera społeczna w Polsce jest obszarem jednej wielkiej improwizacji
i „wolnej amerykanki”. Każdy działa, jak mu się podoba. Poza czysto
urzędniczymi ograniczeniami, które nie są żadnymi standardami, nie
ma prawie żadnych opracowań, które pomogłyby w uporządkowaniu sfery
społecznej. Z jednej strony mamy zatem zadania zlecane przez
administrację, która w czysto administracyjny sposób określa, co
powinno być zrobione, a czego nie można za przekazane środki
wykonać. Z drugiej mamy szereg, często bardzo ciekawych autorskich
opracowań, opisujących modele działania w pewnych wybranych
fragmentach istotnych kwestii społecznych, których autorzy jako
autorytety w środowisku przekonują, że ich metoda jest najlepsza i
zabiegają o ich finansowanie, rzadko poddając się ocenie.
Oczywiście, że z takich autorskich projektów powstają czasami
bardzo cenne programy działania. Ale zanim się je upowszechni,
należy poddać je swego rodzaju „obróbce”, która w bardziej
obiektywny sposób oceni ich jakość.
Po co więc standaryzacja? Przecież
nie dla samej standaryzacji. Chodzi o to, aby podejmowane działania
przynosiły założone lub przynajmniej zbliżone do założonych,
efekty. Każda usługa musi mieć postawiony cel, który powinno się
osiągnąć. Czyli jakaś zmiana w sytuacji użytkowników powinna
nastąpić i działanie zgodne z wypracowanych standardem pozwala z
dużym prawdopodobieństwem ten cel osiągnąć lub przynajmniej
przybliżyć się do niego. Jak wiele jest w naszej rzeczywistości
podejmowanych działań, których efektywności nie potrafimy ocenić.
Jak wiele z nich prawdopodobnie nie powinno być ogóle
podejmowanych, gdyż od samego początku „wiadomo było”, że albo
zainwestowano w realizację zadnia zbyt mało środków, albo ludzie
mieli zbyt niskie lub nieodpowiednie kwalifikacje. W takich
sytuacja można powiedzieć, że standard minimalny nie został
zabezpieczony, tylko że trzeba wiedzieć, jak ten minimalny standard
wygląda.
Kolejną kwestią jest wybór przez
administrację realizatora usługi czy zadania. Jak można
odpowiedzialnie dokonać wyboru oferty, nie mając wzorca, który
byłby w danych warunkach najbardziej adekwatny do sytuacji
(realizacji usługi, warunków i potrzeb klienta). Wiemy, jaki efekt
osiągnięto w usługach opiekuńczych, kierując się wyłącznie ceną
usługi. Przecież chyba nie o to chodzi.
I tu pewnie dochodzimy do kwestii,
kto ma ustalać standardy. Czy urzędnicy, czy jakiś super-ekspert.
Osobiście jestem za wypracowaniem standardów przez przedstawicieli
różnych środowisk, ludzi o różnych doświadczeniach, którym dane
zjawisko (problem) nie jest obojętne. Przy czym nie chodzi o
„głosowanie” nad konkurencyjnymi rozwiązaniami, a raczej o dialog i
wzajemne edukowanie się. Proces standaryzacji rozumiany w ten
sposób, może nie tylko dać nam dobre wzory postępowania
(standardy), ale również wpłynąć na integrację środowiska. Mamy w
tym względzie bardzo dobre doświadczenia z Pomorskiego.
Dlatego jestem przekonany, że
standaryzacja przeprowadzona rozsądnie i w oparciu o sprawdzone
procedury, może nie tylko udoskonalić podejmowane działania, ale
również uprościć podejmowanie decyzji. Myślę, że takie podejście do
problematyki standaryzacji, uwzględniające specyfikę danego
środowiska i realne możliwości ekonomiczne, pomoże trzeciemu
sektorowi bez większych problemów „przejąć” od samorządów wiele
nowych zadań wraz z adekwatnym do potrzeb finansowaniem. Będzie
więc czynnikiem rozwoju trzeciego sektora
Potrzeba debaty i samoregulacji
Marcin Dadel, prezes Zarządu
Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych (OFOP): - W
ciągu ostatnich kilku lat po stronie administracji publicznej
pojawiło się kilka pomysłów regulacyjnych, związanych z
działalnością organizacji pozarządowych. Warto choćby wspomnieć o
propozycji nowelizacji Ustawy o fundacjach czy Ustawy o
działalności pożytku publicznego. Każde nowe zapisy nakładają na
nas nowe obowiązki oraz wymierne sankcje za ich nierealizowanie.
Zawsze spotyka się to z protestem środowiska organizacji. To
zrozumiałe. Ale jednocześnie brak wewnątrz naszego środowiska
debaty o tym, co nam wolno, a czego nie – nie w wymiarze prawnym,
ale w wymiarze wartości, misji i idei. Debata o tym i wnioski muszą
wypłynąć ze środowiska organizacji, być przez nie akceptowane i
realizowane. Tylko taki proces samoregulacyjny może wzmocnić
wizerunek sektora pozarządowego i odsunąć w niebyt kolejne pomysły
regulowania sektora przez państwo. Nikt nie szkodzi sektorowi
pozarządowemu bardziej niż nierzetelna, nieprzejrzysta bądź
nieuczciwa organizacja.
Rekomendacja Rady Europy dotycząca prawnego statusu organizacji pozarządowych w Europie, wspomniane już ustawy, czy Kara Zasad Działania Organizacji Pozarządowych, to dokumenty, które stanowią punkt wyjścia w naszej dyskusji. W dotychczasowych rozważaniach o etyce i standaryzacji funkcjonowania trzeciego sektora powstały też wartościowe teksty, do lektury których warto wrócić, jak choćby raport "Standardy współpracy administracji publicznej z sektorem pozarządowym" , czy też "Poradnik standaryzacji usług społecznych" .
Porozmawiajmy, jak wspólnie można poradzić sobie z problemem standaryzacji i jak wspierać proces jej opracowania i wdrażania aby nie obudzić się któregoś dnia w trudnej do zaakceptowania rzeczywistości.
Źródło: WRZOS, SPLOT, OFOP