Przez ostatnie kilkanaście dni trwała dość zaskakująca atmosfera wokół sporządzania listy organizacji pożytku publicznego, które będą mogły otrzymać 1% podatku od osób prywatnych za 2010 rok. Nowe przepisy, które weszły w życie w zeszłym roku, zaskoczyły i część organizacji, i opinię publiczną – oraz jak się okazało Departament Pożytku Publicznego, który za ich egzekwowanie odpowiada.
Przypomnijmy – jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie zna sprawy – lista organizacji pożytku publicznego „uprawnia” te organizacje do otrzymywania 1% podatku za 2010 rok. Aby znaleźć się na liście, organizacja musiała wywiązać się ze swego ustawowego obowiązku – to jest wysłać sprawozdanie w formie pisemnej do Ministerstwa Pracy w określonym terminie.
Od razu zapowiem, że jestem zwolennikiem restrykcyjnego przestrzegania przepisów, dotyczących sprawozdawczości organizacji pożytku publicznego (OPP). Już wcześniej wypowiadając się w tej sprawie, podkreślałem, że tak jak 1% nigdy nie miał z założenia być główną motywacją do uzyskania statusu OPP, tak i obowiązek składania sprawozadań nigdy nie miał być barierą biurokratyczną dla małych organizacji pozarządowych.
Jednak cała sprawa „listy OPP” pokazuje, z jak ogromnym nieporozumieniem mamy do czynienia. Z jednej strony Departament Pożytku Publicznego, który najpierw realizuje zapisy literalnie – i nie zamieszcza na liście wszystkich organizacji, które nie złożyły sprawozdania w formie pisemnej lub złożyły takie sprawozdanie po terminie. Z drugiej strony organizacje, które wyciągają ze swojego arsenału najbardziej emocjonalne argumenty, by usprawiedliwić swoje zaniedbanie lub nieznajomość obowiązków.
Pojawiają się pytania: po co Ministerstwo Pracy nastraszyło najpierw organizacje usunięciem z listy OPP, a potem wycofało się z tego? Na jakiej podstawie najpierw wydano listę uboższą o 2500 podmiotów, a potem przywrócono niemal 2000? Czy w międzyczasie zmieniły się przepisy? Na jakiej podstawie Minister mógł uznać, że organizacje, które nie złożyły sprawozdań w terminie, a złożyły je dopiero np. w grudniu jednak mogą znaleźć się na liście? Czy na pewno prawo pozwala na takie swobodne interpretowanie dość precyzyjnego jednak zapisu? Dlaczego Ministerstwo Pracy wcześniej nie przeanalizowało konsekwencji swoich działań? Dlaczego i pod czyim naporem się ugięło?
Z drugiej strony pojawiają się pytania do organizacji pożytku publicznego. Czy naprawdę uzyskując status OPP, nie znały swoich obowiązków? Dlaczego ich nie dopełniły? Czy tylko sankcja może wymóc odpowiednie działania? Czy organizacje – które odwołują się do rzędu wyższych potrzeb – nie czują moralnego zobowiązania do bycia fair wobec tych, którzy przekazują im pieniądze?
Rozumiem jeszcze te organizacje, które opublikowały w terminie sprawozdanie na stronie internetowej www.pozytek.gov.pl i nie wysłały wersji papierowych. Dla osób, które nie mają na codzień do czynienia z przepisami, instrukcja zamieszczona na tej stronie mogła dawać złudzenie, że elektroniczne opublikowanie sprawozdania wypełnienia obowiązku przesłania sprawozdania do ministra. Co jednak z tymi, którzy sprawozdań nie zamieścili nawet tam?
Można złorzeczyć na obowiązek sprawozdawczy. Że nie zapewnia on jawności, nie służy przejrzystości działań i finansów, że de facto sprawozdanie może być albo naprawdę czytelne, albo można też je sporządzić tak, żeby nikt się o niczym z niego nie dowiedział. Ale jak pamiętam w pracach nad nowelą Ustawy nigdy nie pojawił się głos, że jest to obowiązek albo bezsensowny, albo bezsensownie ustawa go wymaga. Nigdy takie głosy nie padały ze strony organizacji mających status OPP.
Inna sprawą jest, że zespół prawny Rady Działalności Pożytku Publicznego podczas prac nad Ustawą o pożytku zaproponował poprawkę, która zobowiązała Ministra do wydania wzoru sprawozdania – w tym z wydatkowania 1%. Minęło 10 miesięcy – wzoru nie ma, a okres sprawozdawczy zakończony.
Niestety całe zamieszanie z 1% w tym roku, podobnie jak wcześniej zezwolenie na przekazywanie 1% na rzecz konkretnych osób indywidualnych – pokazuje niesamowitą słabość urzędników. Pod naciskiem emocjonalnych argumentów są w stanie przeinterpretować prawo w taki sposób, że można być zarówno za, jak i przeciw. Takie działanie może i przynosi pożytek na krótką metę. Jednak w dłuższej perspektywie zupełnie podważa zaufanie do państwa prawa, ukazując je jako słabe i nawet w słusznej sprawie łamiące się pod naporem polskiego „jakoś to będzie”.
Podważa również zaufanie do organizacji pożytku publicznego, które w dużej liczbie same wystawiają sobie mało wiarygodne świadectwo umiejętności zarządzania swoją organizacją.
Jest jeszcze inna konsekwencja tego zamieszania: ci, którzy do sprawy podchodzą poważnie – i realizują swoje obowiązki – mogą czuć pewnego rodzaju dyskomfort. Nawet jeżeli im sprawiało trudność wywiązanie się z ustawowych zapisów – zrealizowali je w terminie. A przecież ostatecznie okazało się, że nie ma to większego znaczenia. Ja tym bardziej chylę czoła przed zdecydowaną jednak większością, która zdaje się rozumieć, że status OPP to nie tylko wyciąganie ręki po jednoprocentową kasę, ale i pewnego specyficznego rodzaju odpowiedzialność.
Mam nadzieję, że ci których nie było przez te kilka dni na liście OPP i nie znaleźli się tam z własnej z własnej winy (a nie winy urzędników) chociaż przez kilka dni poczuli tę odpowiedzialność.
Na marginesie
W powyższym tekście świadomie nie odnoszę się do tego, co na co dzień jest przedmiotem działalności organizacji, których nie było na liście. Nie o to w tej sprawie chodzi. Bo przecież wszystkie OPP działać muszą dla pożytku publicznego. Oddzielam sferę misji organizacji od obowiązków, które na siebie bierze, starając się o status OPP. Trudno mi sobie wyobrazić, czym musiałaby zajmować się organizacja i w jaki sposób, by nie mogła dopełnić dość prostego obowiązku sprawozdawczego. Nie jest to kwestia mojej wrażliwości, czy jej braku wobec działań tych 2500 organizacji. Ale oczekiwanie odpowiedzialności i solidarność z pozostałymi ponad 6000.
Jako członek RDPP tak rozumiem reprezentowanie interesów organizacji, by dbać o ich dobre imię i jak najlepsze warunki dla ich funkcjonowania, a nie usprawiedliwiać niewiedzę czy nieroztropność.
Na drugim marginesie
Zgadzam się z tymi głosami organizacji, które część odpowiedzialności przerzucają na Departament Pożytku Publicznego. Jednak odpowiedzialność Departamentu widzę jedynie w braku jasnej informacji na stronie www.pozytek.gov.pl o konsekwencjach nowych przepisów dla OPP. Postulat, by Ministerstwo pisemnie informowało każdą organizację, że może być skreślona z listy, to wyrzucanie pieniędzy publicznych w błoto. Równie dobrze można byłoby do każdego obywatela wysłać list z informacją, że jak się spóźni z przekazaniem PIT-u to zapłaci karę.
Departament sukcesywnie wysyła informacje o braku sprawozdania do tych, którzy go nie złożyli. Jednak wysłanie takiego pisma oznacza, że organizacja nie dopełniła obowiązku – a więc na liście nie powinna się znaleźć. Warto przypomnieć w tym miejscu, że brak reakcji na takie pismo w ciągu 30 dni jest dla Ministra podstawą do wystąpienia do sądu o wykreślenie statusu OPP z Krajowego Rejestru Sądowego.