Spółdzielnia socjalna w Łapach nie ma pieniędzy na start
Różni ich prawie wszystko: wykształcenie, wiek, doświadczenie życiowe, także zawodowe. Łączy jedno: mieszkają w Łapach i są bezrobotni. I wspólnie chcą założyć spółdzielnię socjalną, coś w rodzaju firmy, która pozwoliłaby im wrócić na rynek pracy – czytamy w „Gazecie Współczesnej”.
Artykuł Magdaleny Kleban przedstawia problemy kilkunastu mieszkańców Łap (woj. podlaskie), którzy po szkoleniu zorganizowanym przez Podlaski Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej zdecydowali się na założenie spółdzielni socjalnej. Każde z nich ma inny pomysł na działalność. Od usług przedszkolnych i gastronomicznych po projektowanie ogrodów. Każde z nich bało się założyć własną działalność. Uznali, że wspólnie będzie lepiej i bezpieczniej.
Do rozpoczęcia działalności przyszli spółdzielcy podeszli bardzo poważnie. „Pełni wiary i radości snuli plany na temat swojej przyszłości: planowali remont obiecanego im przez burmistrza budynku, robili spis rzeczy niezbędnych do rozpoczęcia działalności” – czytamy. Upewnili się też, że w urzędzie pracy przygotowane są środki finansowe na rozruch spółdzielni.
Tymczasem okazało się, że nie są w stanie spełnić jednego wymogu formalnego – odpowiedniego poręczenia majątkowego. – Niestety, od szefowej tutejszego pośredniaka usłyszeliśmy, że nie mamy szansy na dofinansowanie, dopóki każdy z nas nie znajdzie po dwóch poręczycieli gotowych za nami stanąć – mówi „Gazecie Współczesnej” Anna Pogorzelska, prezeska spółdzielni. Każdy z poręczycieli musiałby zarabiać ok. 2,5 tys zł miesięcznie, a jak przyznają bohaterowie artykułu, takich osób jest w Łapach niewiele.
„Gazeta Współczesna” zwróciła się w tej sprawie z pytaniem do Krystyny Tomczak, zastępcy dyrektora łapskiej filii Powiatowego Urzędu Pracy. Tomczak przyznała, że zawczasu uprzedzała spółdzielców o konieczności uzyskania poręczenia: – Innym wyjściem jest też weksel, albo blokada lokaty bankowej i znajdujących się tam środków. Tego warunku nie można obejść.
Łapy od lat borykają się z dużym bezrobociem. Cały lokalny rynek pracy był jeszcze kilka lat temu podporządkowany miejscowemu przemysłowi cukrowemu i Zakładom Naprawczym Taboru Kolejowego. Kiedy oba przedsiębiorstwa upadły miasteczko ogarnął marazm. Wszelkie przejawy przedsiębiorczości wśród mieszkańców, są więc tutaj na wagę złota.
Spółdzielcy nie zapowiadają, że nie zamierzają się poddawać. Funduszy będą szukać wśród biznesmenów i organizacji pozarządowych.
Źródło: „Gazeta Współczesna”