Konferencja, która miała być początkiem debaty o przyszłości spółdzielczości w Polsce przekształciła się w wielką awanturę pokrzywdzonych przez władze spółdzielni mieszkaniowych. Prezes KRS, Alfred Domagalski wyklaskany, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS, Przemysław Gosiewski próbował go ratować. Wniosek jest jeden- spółdzielczość mieszkaniową w Polsce trzeba zacząć budować od nowa. Nic już nie da jej naprawianie, poprawianie i nowelizowanie ustaw.
Jak odnowić spółdzielnie?- to podstawowe
pytanie Konferencji Programowej „Rola spółdzielczości w budowie
solidarnego państwa”. Takie pytanie stawiali organizatorzy ( Klub
Parlamentarny PiS) oficjalnie, mówił o tym poseł Przemysław
Gosiewski, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS otwierając
obrady. W rzeczywistości okazało, ze nawet niektórzy prelegenci,
jak poseł Gabriela Masłowska, zupełnie inaczej interpretowała cel
spotkania w Sali Kolumnowej Sejmu RP. Inne oczekiwania miała także
zdecydowana większość z 200 –osobowej grupy uczestników tej
konferencji. Wiele osób przyszło, aby dać wyraz swojej bezsilności
w walce z lobby prezesów spółdzielni mieszkaniowych, głośno
pokazać, jak spółdzielcze władze zawłaszczają majątek swoich
członków. Wielu przybyło do Sali Kolumnowej, aby nadal szukać
rozwiązań nad uzdrowieniem polskiej spółdzielczości i wyciągnięciem
jej z trwającego od ponad 18 lat kryzysu. I ta grupa z wielką uwagą
wysłuchała rzeczowego, pełnego konkretów wystąpienia posła
Krzysztofa Jurgiela, wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji
Rolnictwa i Rozwoju Wsi, który przedstawił swój autorski pomysł na
rozwój spółdzielczości na obszarach wiejskich. Szkoda tylko, że w
dyskusji do tych propozycji odniosło się zaledwie dwóch
uczestników. I nie ma się czemu dziwić, gdyż uczestników przede
wszystkim interesowały problemy spółdzielczości mieszkaniowej.
Już po pierwszych po wystąpieniach prelegentów
doszło do wielkiej awantury. Prezes Krajowej Rady Spółdzielczej,
Alfred Domagalski, już po trzech minutach swojego wystąpienie
został wyklaskany przez uczestników konferencji. I nie ma się czemu
dziwić, gdyż wypowiadane przez niego słowa nijak się miały do
faktycznego obrazu spółdzielczości w Polsce, a poza tym nie mówił
on w imieniu prawie 10 mln członków spółdzielni, ale prezentował
interesy prezesów i zarządów. Tym bardziej, że uczestnicy
konferencji mieli wiele dokumentów świadczących o tym, że
spółdzielcze władze ( KRS i związki rewizyjne) wręcz instruowały
zarządy spółdzielni mieszkaniowych, jak obejść przepisy
znowelizowanej w ubiegłym roku ustawy o spółdzielniach
mieszkaniowych i nadal zachowując pozory demokracji rządzić bez
kontroli członkowskiej i czerpać prywatne profity. Uczestnicy
Konferencji, a byli wśród nich także członkowie obecnych władz
kilkunastu spółdzielni, nie chcieli słuchać prezesa Domagalskiego.
Sytuację próbował ratować wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego
PiS, ale na niewiele się zdało. Domagalski opuścił szybko salę
obrad, a szkoda, bo podczas wielogodzinnej dyskusji mógł się wiele
dowiedzieć o stanie polskiej, a zwłaszcza mieszkaniowej,
spółdzielczości. Być może z perspektywy ulicy Jasnej w Warszawie
zupełnie inaczej spojrzałby na problemy zwykłych spółdzielców i
może wykorzystałby to do przygotowania mającego w tym roku odbyć
się kolejnego Kongresu Polskiej Spółdzielczości. Może po raz
pierwszy w powojennej Polsce mielibyśmy prawdziwy zjazd
spółdzielców, a nie kolejne spotkanie z prezesami i popieranymi
przez nich członkami rad nadzorczych.
Dyskusja podczas Konferencji była niezwykle
emocjonująca. Zbyt wiele krzywd już wyrządzono od 1989 roku ludziom
przypisanym niegdyś spółdzielczości mieszkaniowej i praktycznie
nikt nie poniósł za to konsekwencji. „ Na sądy nie ma co liczyć,
gdyż one i tak zawsze są po stronie prezesów spółdzielni. W
przyczyny tego stanu rzeczy, które dla mnie są oczywiste, przecież
sędzia gdzieś mieszka, ma dzieci, które będą potrzebują mieszkania,
nie będę wnikał”- mówił jeden z dyskutantów z Białegostoku. Mówiono
o licznych patologiach w kierowaniu spółdzielniami, o manipulowaniu
wyborami spółdzielczych władz, o uwłaszczaniu się na spółdzielczym
majątku i „kokosowych” zarobkach prezesów, które są zupełnie nie
adekwatne do wkładu ich pracy i kondycji ekonomicznej spółdzielni.
Wiele gorzkich słów padło pod adresem spółdzielczych władz
związanych z niehumanitarnym traktowaniem członków- właścicieli
spółdzielni. Pokazano także, jak prezesi spółdzielni
mieszkaniowych, korzystając z instrukcji związków rewizyjnych
spółdzielni mieszkaniowych, zawiązali antypaństwowy spisek (
inaczej się tego nie da nazwać) przeciwko zapisom ustawy
znowelizowanej w ubiegłym roku. Pod pretekstem, że niektóre
przepisy ustawy zostały zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego
przestali realizować obowiązujące przepisy prawne. Sabotują te
dotyczące przyjęcia nowych statutów, nie rejestrują ich w sądach
rejestrowych, a przede wszystkim już zaczynają się wybierać na
kolejne lata według starych zasad i prawa już nie
obowiązującego.
Z dyskusji może było wysnuć jeden wniosek,
spółdzielczość mieszkaniowa w Polsce praktycznie nie istnieje. Pod
jej przykrywką funkcjonuje kilka tysięcy etatów dla prezesów,
wiceprezesów i członków zarządów, który co miesiąc prawie 4, 5 mln
przypisanych członków składa się na płace, najczęściej wyższe niż
zarobki premiera rządu, ministra czy też prezydenta dużego
polskiego miasta. Nie ma w tej sytuacji innego rozwiązania na
przyszłość niż budowanie spółdzielni mieszkaniowych od nowa, od
postaw. Ze strony Sejmu RP, rządu polskiego potrzebne są radykalne
działania, być może nawet specustawa dokonująca likwidacji obecnych
struktur spółdzielczych i tworzenia tej organizacji od nowa. Z
wypowiedzi uczestników Konferencji, jak również niektórych
polityków w niej uczestniczący wynikało jasno, że żadne zmiany
obowiązującego prawa nie dają efektów, a wręcz pogłębiają
frustrację ludzi, którzy w latach PRL chcą mieć mieszkanie,
zostawali z przymusu spółdzielcami.
Źródło: Hieronim Teodor Wawrzyński