W trakcie dyskusji na temat strategii rozwoju sektora obywatelskiego pojawił się po raz kolejny spór na temat istoty ekonomii społecznej. Pojawiła się też wyraźnie antykapitalistyczna wizja ekonomii społecznej – pisze Piotr Frączak w felietonie dla Ekonomiaspoleczna.pl.
Zysk nie jest żadną wartością, co najwyżej może być narzędziem do realizacji innych celów, które mogą być wartościowe lub nie. Sukces na rynku jest bardzo często efektem wyzysku pracowników, środowiska naturalnego, wykorzystaniem naiwności klienta. Taki sukces z punktu widzenia ekonomii społecznej jest porażką.
Podstawą funkcjonowania ekonomii społecznej jest praca a nie kapitał. Ważniejsze jest więc sprawiedliwe wynagradzanie pracy a nie zysk z kapitału. To ekonomia społeczna jest szansą na tworzenie dobrych miejsc pracy bez dużego kapitału początkowego. Kapitał oczywiście jest czasem potrzebny, ale najgorszym rozwiązaniem jest pożyczka z komercyjnego banku, który z zasady żyje z kapitału. A przecież pojawiają się inne formy – od spółdzielni, która w istocie jest formą społecznego tworzenia kapitału (im więcej członków tym większy kapitał) po idee crowdfundingu, czy nawet mądre społecznie odpowiedzialne (a więc nie nastawione w pierwszej kolejności na zysk finansowy) fundusze inwestycyjne.
Główną zasadą działania ekonomii społecznej jest skupienie się na dobru człowieka, a nie na wymiarze finansowym. W spółdzielniach jeden człowiek to jeden głos, bez względu na ilość udziałów. Ale to podejście ma też inny wymiar. Nadwyżka finansowa nie może być tworzona kosztem ludzi, tych pracujących jak i tych będących klientami. Od początku swej historii spółdzielnie powinny oferować dobry – w rozumieniu dobry dla ludzi a nie tylko wysokiej jakości – towar (usługę) za dobrą (nie wygórowaną) cenę.
Ekonomia społeczna to działalność, która ma w sobie wpisany cel społeczny. Celem ekonomii nie jest więc podniesienie jakości życia jednostki, choćby najbardziej wykluczonej. Celem ekonomii społecznej jest danie szansy każdemu na godne życie. Niby podobne a nie to samo. Nie chodzi o to, by jeden bogacił się kosztem drugiego, ale, aby oboje mieli godne podstawy życia i równe szanse.
Z płacą jest (szczególnie w organizacjach pozarządowych) problem. Wiele się mówi o godnym zarabianiu w sektorze. Nie ma wątpliwości że za potrzebną i dobra robotę należy się odpowiednie wynagrodzenie. Ale to odpowiednie oznacza ani za niskie ani za wysokie. System finansowy to zespół naczyń połączonych. Jeśli gdzieś jest więcej, gdzieś jest mniej. Odpowiedzialność ekonomii społecznej polega na tym, aby wiedzieć kosztem czego lub kogo są dokonywane np. podwyżki płac. Czy płaci za to klient usługi, czy zabieramy to z puli budżetowej na pomoc beneficjentów. Tu uczciwa kalkulacja kosztów jest najważniejsza.
Starożytna maksyma głosi, „jemy aby żyć, a nie żyjemy aby jeść”. Rynek z założenia promuje konsumpcje, gdy zdrowy rozsądek i ekonomia społeczna każe ją ograniczać. Mieć więcej, taniej, okazyjnie nie jest żadna wartością, mieć tyle ile trzeba to już może być wartość. Ekonomia społeczna jest po to aby zaspokajać potrzeby podstawowe i budzić potrzeby wyższe, a nie by zaspokajać potrzeby luksusowe i rozbudzać niskie potrzeby. Dlatego działania PR-owe, reklamowe immanentnie kłócą się z działaniami ES.
Istotą działania ekonomii społecznej jest solidarność, a nie konkurencja, poczucie wspólnoty, a nie tylko wspólny interes ekonomiczny. Celem działania jest wysoka jakość życia (co często kłóci się z rozbudowana konsumpcją) w poczuciu odpowiedzialności za siebie nawzajem i za świat w którym żyjemy. To oznacza, że musimy zmieniać nasze przyzwyczajenia, a czasem i tradycyjne przekonania.
Moim zdaniem są to podstawowe wyzwania, podstawowe wartości, które powinna nieść z sobą działalność chlubiąca się byciem ekonomią społeczną i dodam od razu, że nie są to postulaty radykalne (znamy teorie które idą dużo dalej np. równa płaca za godzinę bez względu na rodzaj wykonywanej pracy) . Ciekawy jestem, czy polskie podmioty ekonomii społecznej dążą do takiego ideału?
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl