Ta pogłoska co prawda nie była zwykłą przedwyborczą kiełbasą, ale, jak zorientowali się zapewne nasi Czytelnicy i Czytelniczki - primaaprilisowym żartem. A szkoda…
Nieoficjalnie dowiadujemy się, że rząd zmienia politykę wobec organizacji pozarządowych. I to w sposób bardzo wymierny: każde ministerstwo przeznaczy średnio ok. 100 mln złotych na współpracę z NGO-sami. Do tego zostanie utworzony fundusz wspierający najbiedniejsze samorządy, które dzięki tym pieniądzom będą mogły zlecać organizacjom lokalne zadania publiczne na szerszą skalę.
– Zabiegaliśmy o to od lat – mówią nam członkowie pozarządowej części Rady Działalności Pożytku Publicznego. – Mamy nadzieję, że żadne zawirowania polityczne nie zmienią tych deklaracji. Chodzi o to, by zasada pomocniczości i partnerstwa była naprawdę stosowana w życiu społecznym.
– Zmusza nas do tego ocena wydatkowania środków w poprzednim okresie programowania, dokonana przez Komisję Europejską – przyznaje anonimowo urzędnik wysokiego szczebla. – Administracja jest zbyt ciężka, by poprowadzić lekkie, innowacyjne projekty, zwłaszcza te proaktywizujące i probywatelskie, a to one są przyszłością Europy. Chodzi także o to, że organizacja robią dużo rzeczy sprawniej i efektywniej. A teraz liczymy każdą złotówkę.
Jak zawsze, propozycja ta spotyka się też z krytyką. Wielu nieufnych działaczy III sektora komentuje, że ta pogłoska jest zwykłą przedwyborczą kiełbasą, a pieniądze zostaną i tak w urzędach, które pozakładają różne fundacje.