Jeszcze nic nie jest stracone - wciąż możemy powalczyć o ekonomię społeczną kształtowaną w oparciu o oddolną samoorganizację a nie państwowe planowanie. I wspólnie zastanowić się, jak wnieść wartość dodaną do tego, co proponuje rząd - pisze Piotr Frączak w tekście dla Ekonomiaspoleczna.pl.
Najprościej jest zignorować państwo i biznes i robić swoje społecznie, własnym sumptem, na swoja miarę. Takie inicjatywy są najcenniejsze i bez nich cała gadka o społeczeństwie obywatelskim czy ekonomii społecznej nie ma sensu. Bez aktywności społecznej przedsiębiorstwo nie przetrwa, choćby z tego powodu, że nie będzie miejsca na kapitał społeczny, który bardziej niż pieniądze i wykształcenie decyduje o powodzeniu.
Wartość organizacji czyli ich wartość dodana
Mała organizacja społeczna łatwo może pokazać, co dobrego zrobiła. Organizacja duża, żyjąca z prywatnych dotacji czy publicznych subwencji, ma dużo trudniej. Musi choćby udowodnić, że mimo iż korzysta z prywatnych bądź publicznych pieniędzy, wykonuje swoje zadania lepiej niż firma czy administracja.
Tu często słyszymy, że organizacja jest rzekomo lepsza, gdyż bierze mniej pieniędzy. To bardzo głupi argument. Trafia zresztą przede wszystkim do takich urzędników, którzy są raczej księgowymi niż liderami społeczności lokalnej. Argument taki miałby uzasadnienie jedynie wówczas, gdyby zaoszczędzone pieniądze wydano na coś sensownego. Z reguły jednak tak się nie dzieje.
Moim zdaniem nie warto w ogóle rozmawiać o jakości czy cenie. Oczywiste powinno być, że organizacja czy przedsiębiorstwo społeczne kosztuje mniej więcej tyle samo co firma czy agencja publiczna. Oczywiste jest również, że za tę cenę powinniśmy oczekiwać porównywalnej jakości.
Co to oznacza w praktyce? Powiedzmy, że organizacja stara się o pieniądze na przeszkolenie tysiąca osób w zakresie zakładania spółdzielni socjalnej. Może to zadanie nie najsensowniejsze (z tysiąca przeszkolonych dostaniemy jedynie kilku spółdzielców), ale właśnie taki konkurs został ogłoszony i na to są pieniądze.
Zanim organizacja zdecyduje się na start w konkursie, powinna zadeklarować (sama przed sobą) co, poza solidnym zrealizowaniem zadania, może dać społeczeństwu. Jeśli bowiem ma dać tylko tyle, ile zaplanował grantodawca, być może nie ma sensu się za zadanie zabierać.
Z punktu widzenia organizacji właściwym celem projektu powinno być wygenerowanie dodatkowo dobrego publicznego, przy okazji realizacji celów określonych przez administrację.
Czy w waszych organizacjach macie jasno sformułowane cele dodatkowe projektu? Czy oceniacie stan realizacji tych celów w trakcie i po zakończeniu projektu? Czy projekt przyczynił się nie tylko polityce publicznej, ale i waszej misji?
Jeśli nie, to jesteście tylko wyrobnikami.
Siła współpracy wewnątrz i na zewnątrz
Nie wystarczy wziąć udział w konsultacjach i wyrazić swoją opinię. To tylko zarysowanie naszych preferencji i pozostawienie decyzji innym. Aby to miało sens, musimy jednak włączyć się do dyskusji nad całością rozwiązań. Najwspanialsza propozycja dotyczących tylko wąskiego wycinka rzeczywistości, niewpasowana w całokształt polityki, może okazać się nie tylko nieskuteczna, ale czasem wręcz szkodliwa.
Zaniechanie myślenia systemowego może prowadzić do bardzo złych sytuacji. Załóżmy, że administracja zbuduje system, który na papierze ma sens, ale w praktyce okazuje się niewypałem. Coś jak system wsparcia dla ekonomii społecznej w kończącym się okresie programowania. Z zamierzeń niewiele zostało. Niektóre wskaźniki zrealizowano w 1000%, system wsparcia nie powstał, a ilościowo i jakościowo ekonomia społeczna nie wykonała znaczącego kroku do przodu.
Wielokrotnie pisałem, jakie są – moim zdaniem – przyczyny klęski systemu wsparcia. Jedna jest jednak najważniejsza. Ekonomie społeczną w Polsce próbuje się budować od góry. W rezultacie dostajemy przedsiębiorstwa, które zamiast robić to co uznają za słuszne, muszą robić to, co im się każe.
A przecież nie jest tak, że nie mamy dobrych doświadczeń, że nie mamy osób, które wierzą w ekonomię społeczną, organizacji, które chciałyby się zająć oddolnym kształtowaniem rozwoju sektora. Cóż z tego, kiedy narzuca się im z jednej strony wskaźniki i ramy działania, z drugiej zaś one same mają kłopot ze swoją tożsamością? Starają się prawem mimikry przygotować do każdej ewentualnej rządowej propozycji.
Powalczmy o nasz sektor
Źródło: ekonomiaspoleczna.pl