Sąd karze ekologów, którzy ujawnili wycinkę dębów w rezerwacie
22 kwietnia Adam Bohdan i Tomasz Tumiel udali się do rezerwatu Starodrzew Szyndzielski, by poinformować robotników wycinających drzewa o postanowieniu ministra nakazującym wstrzymanie prac. Zdaniem leśniczego nadzorującego prowadzone prace naruszyli wtedy prawo.
Na jego wniosek Wyrokiem Sądu w Sokółce
członkowie Pracowni na rzecz Wszystkich Istot - Adam Bohdan i
Tomasz Tumiel zostali ukarani grzywną w wysokości 300 zł. Sad
zarzucił im naruszenie art. 15 ustęp 1 pkt 1 Ustawy o ochronie
przyrody, który zakazuje budowy obiektów budowlanych na terenie
rezerwatu. Pozostałe zarzuty sądu, to zerwanie brodaczki (porostu
chronionego) oraz poruszanie się poza szlakami do tego
wyznaczonymi.
Zdaniem oskarżonych jest to nieporozumienie,
gdyż nigdy nie wznosili obiektów w rezerwacie. Nie zgadzają się
również z zarzutem zerwania brodaczki. Próbka chronionego porostu,
którą mieli przy sobie ekolodzy pochodziła z opadłej na ziemię
gałązki jednego ze 190 dębów ściętych w Dzień Ziemi na wniosek
Nadleśniczego Nadleśnictwa Czarna Białostocka. Podnosząc z ziemi
porost ekolodzy kierowali się wytycznymi wybitnej specjalistki od
porostów - dr Katarzyny Kolanko z Instytutu Biologii w Białymstoku,
zdaniem której zabranie opadłego na ziemię porostu nadrzewnego nie
powoduje szkody w środowisku, gdyż porosty nadrzewne po opadnięciu
na ziemie ulęgają obumarciu. Porost został zabrany w celu
oznaczenia gatunku, a tym samym oszacowania szkód w środowisku
powstałych po wycięciu drzew, na co w krótkim czasie Pracownia
otrzymała zgodę Ministra Środowiska.
Pracownia we współpracy z dr Kolanko dokonała
kompleksowego rozpoznania porostów porastających wycięte dęby,
które uległy zniszczeniu. W wyniku przeprowadzonych prac okazało
się, że wszystkie zbadane drzewa były porośnięte gatunkami
chronionymi.
Ekolodzy chcieli we współpracy z naukowcami z
Politechniki Białostockiej zbadać dodatkowo florę rezerwatu, jednak
zgodę konserwatora na prowadzenie inwentaryzacji zaskarżyły Lasy
Państwowe.
- Bardzo nas dziwi to, że Lasom nie zależy na zaktualizowaniu danych dotyczących walorów przyrodniczych rezerwatu – mówi Adam Bohdan.
Nie ulega wątpliwości, iż zgłoszenie przez
nadleśniczego rzekomego naruszenia prawa i wyrok sądu jest zemstą
za ujawnienie zabiegów, jakie w rezerwacie prowadziły od lat Lasy
Państwowe. Ekolodzy ujawnili, że od końca 2005 roku leśnicy wycieli
w rezerwacie ponad 1000 dębów !!!
Oskarżeni podkreślają, że działali w myśl
dozwolonej prawem zasady wyższej konieczności chcąc powstrzymać
wycinkę drzew - co nakazał Minister. Twierdzą, iż poruszali się
zgodnie z przepisami - tj. po szlakach, za jakie uznali drogi na
obszarze rezerwatu. Faktem jest, że przy żadnej drodze wjazdowej do
rezerwatu nie ma mapy przedstawiającej rozmieszczenie szlaków, po
których należy się poruszać. Obowiązujący w rezerwacie zakaz
poruszania się poza wyznaczonymi szlakami (które de facto nie są
wyznaczone) jest więc niedorzeczny i daje leśnikom podstawy do
ukarania każdego, kto znajdzie się w rezerwacie. Ekolodzy
zauważają, że przez środek rezerwatu przebiega droga ze znakiem
zakazu wjazdu, po której każdego dnia przejeżdżają dziesiątki
pojazdów.
- Ta sytuacja pokazuje, że Lasy Państwowe traktują rezerwaty jak prywatny folwark, z którego można czerpać profity z wycinki tysięcy drzew, a do którego prawo wstępu mają tylko wybrani - komentuje sprawę obwiniony Adam Bohdan.
W ostatnich dniach na wniosek Ministra sprawę
opiniowała Państwowa Rada Ochrony Przyrody i ekspert Ministerstwa
dr Lech Buchholz. Obie opinie są miażdżące dla Lasów
Państwowych.