Rolnicy wieszczą katastrofę, wynikającą z nadania organizacjom ochrony zwierząt uprawnień do ich odbierania
Tymczasem takie przepisy obowiązują już od ponad 20 lat! Gorąca dyskusja wokół projektu tzw. Piątki dla Zwierząt rozgorzała głównie w wyniku sprzeciwu wąskiej grupy przedsiębiorców, którym poprawa prawnej ochrony zwierząt w Polsce nie jest na rękę. W ten sposób w debacie publicznej pojawiło się wiele nieprawdziwych informacji. Jedną z nich jest kwestia uprawnień organizacji do odbioru zwierzęcia, którego życie lub zdrowie są zagrożone.
Zgodnie z obecnie obowiązującym artykułem 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt, jeśli dalsze pozostawanie zwierzęcia pod opieką obecnego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, to takie zwierzę powinno zostać czasowo odebrane. Takiej czynności może dokonać zarówno policjant, strażnik gminny, jak i przedstawiciel organizacji społecznej, zajmującej się ochroną zwierząt. W obecnie trwającej dyskusji nad nowelizacją ustawy, ze strony rolników padają nieprawdziwe argumenty, jakoby takie czynności były nielegalne, samowolne i przede wszystkim zupełnie bezpodstawne. Tymczasem obowiązujące od lat przepisy precyzują bardzo dokładnie całą procedurę takiego odbioru zwierzęcia.
– W żadnym wypadku nie można tutaj mówić o pozbawianiu kogokolwiek prawa własności, bo odbiór czasowy, jak sama nazwa wskazuje, nie jest ostateczny – mówi adwokat Katarzyna Topczewska, od lat zajmująca się kwestiami prawnej ochrony zwierząt. – Zwierzę jest odbierane na czas trwania postępowania przeciwko właścicielowi zwierzęcia, które potwierdzi lub wykluczy czy do znęcania doszło. Każdy taki odbiór jest weryfikowany dwustopniowo, zarówno przez organ administracyjny, jak i karny, w dwóch osobnych postępowaniach, często w wielu instancjach. Ostateczna decyzja o przepadku zwierzęcia zawsze należy do sądu. Taki stan prawny obowiązuje od 1997 roku i przedstawianie go jako novum jest czystym populizmem, który nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością – tłumaczy.
Co tak naprawdę zmienia w tej materii tzw. Piątka dla Zwierząt? Projekt, w obecnie procedowanym kształcie, dokłada do już obowiązującego przepisu obligatoryjną obecność policji oraz zapewnia jej lub lekarzowi weterynarii możliwość przerwania czynności, jeśli uznają ją za bezzasadną. Głosy krytyki wobec tej zmiany pojawiają się z obu stron barykady. Przy czym przeciwnicy ochrony zwierząt, którzy jak była posłanka Renata Beger, otwarcie deklarują, że nie obchodzi ich cierpienie zwierząt, odnoszą się do rozwiązania z przedłożenia nowelizacji, a nie jej aktualnego kształtu po zmianach dokonanych w komisji rolnictwa. Podnoszą oni, że przyznanie organizacjom asysty policji doprowadzi do masowego odbierania zwierząt rolnikom.
Tymczasem obecne brzmienie nowelizacji de facto zmniejsza uprawnienia organizacji w stosunku do aktualnego stanu prawnego. Organizacje mają zostać pozbawione możliwości podjęcia decyzji o czasowym odbiorze zwierzęcia, i przekazuje ją wyłącznie lekarzowi weterynarii lub policji. Fundacje i stowarzyszenia obawiają się sytuacji, w której podczas takiej czynności trafią na lekarza weterynarii lub funkcjonariusza zaprzyjaźnionego z właścicielem, co szczególnie w mniejszych miejscowościach jest bardzo prawdopodobne.
Już w obowiązującym stanie prawnym służby mundurowe mają obowiązek współpracować z organizacjami przy realizacji przepisów o ochronie zwierząt i już od 1997 roku organizacje mają uprawnienia do zabezpieczania zwierząt, których życie jest zagrożone. Gdyby rzeczywiście miało dochodzić do masowego odbierania zwierząt rolnikom, to działoby się to i w obecnej rzeczywistości prawnej, a takiego zjawiska na wieszczoną przez rolników skalę nie ma i nigdy nie było. Z danych Fundacji Viva! wynika, że interwencje na wsi, dotyczące zwierząt gospodarskich, nie stanowią nawet jednej piątej wszystkich prowadzonych interwencji, nie mówiąc już o przypadkach odbioru zwierząt gospodarskich, które są jednostkowe.
To co naprawdę niepokoi to fakt, że jeśli przepisy weszłyby w życie w takim kształcie jaki przybrały na dzień dzisiejszy to tak naprawdę ratowanie umierających zwierząt byłoby mocno utrudnione, bo nie dość, że praktycznie nikt poza organizacjami tego nie robi, to musiałyby one liczyć nie tylko na dostępność załogi Policji w danym momencie, ale także na dostępność lekarzy weterynarii, a także na ich przychylność i niezależność. Zarówno Policja, jak i Inspekcja Weterynaryjna nie posiadają ani nadmiaru etatów ani nie cierpią na brak obowiązków. Procedura odbioru zwierzęcia jest już w tym momencie na tyle restrykcyjna, że nie ma obiektywnych powodów, aby jeszcze bardziej ją utrudniać.
– Instytucja tak zwanego “interwencyjnego” odbioru zwierzęcia to przepis szczególny, stosowany tylko w szczególnych sytuacjach, kiedy nie można ryzykować pozostawienia zwierzęcia w zastanej sytuacji, bo może ono tego zwyczajnie nie przeżyć. W zdecydowanej większości sytuacji udaje się doprowadzić do poprawy warunków życia zwierzęcia bez konieczności jego odbierania – mówi Paweł Artyfikiewicz, koordynator grupy interwencyjnej Fundacji Viva! a także biegły sądowy w dziedzinie ochrony zwierząt – W sytuacjach, kiedy dochodzi do czasowego odebrania zwierzęcia, organizację obowiązuje procedura związana z zatwierdzeniem tej decyzji przez samorząd i w tym celu organizacja musi udowodnić, że zabezpieczenie zwierzęcia było zasadne. Orzecznictwo urzędów i sądów pokazuje, że organizacje dopełniają tych formalności. – dodaje.
Czy w takim razie obecny system działa? Raport “Filantropi czy złodzieje”, przygotowany przez Fundację Czarna Owca Pana Kota oraz Ekostraż, w ramach programu realizowanego przez Fundację Batorego, podaje bardzo szczegółowe dane pozyskane z jednostek samorządowych, kolegiów odwoławczych i sądów administracyjnych, z których wynika, że odbiory zwierząt już w pierwszej instancji są zatwierdzane w ponad 80% przypadków. Jak również wskazuje raport, zwierząt gospodarskich dotyczyło maksymalnie 15% wszystkich prowadzonych przez samorządy postępowań. Od wielu lat nie było też żadnej interwencji organizacji społecznej w hodowlach przemysłowych krów, świń czy kur, ani nigdy nie doszło do odbiorów w takich miejscach.
Ze strony przeciwników ochrony zwierząt, na czele z byłym ministrem rolnictwa, Janem Ardanowskim, bardzo blisko związanym z przemysłem futrzarskim, pojawia się argument o zatrważającej ilości skarg na organizacje, które rzekomo nielegalnie odbierają zwierzęta. Jednak według danych otrzymanych z tego właśnie ministerstwa, skarg na organizacje ochrony zwierząt wpływa rocznie poniżej 5, co przy ponad 400 organizacjach ochrony zwierząt w Polsce nie wskazuje na problem masowej skali. Co więcej – nie sposób nie wspomnieć o tym, że skarżyć się może każdy, kto poczuł się pokrzywdzony czyimś działaniem, niezależnie od zasadności tejże skargi. Dla kontrastu, warto wspomnieć, że według danych otrzymanych z tego samego ministerstwa, liczba skarg na Inspekcję Weterynaryjną, na której barkach spoczywa nadzór nad realizacją ustawy o ochronie zwierząt, wpływa rocznie blisko 100. Na pytanie, czy obecny system działa, najlepiej odpowiada liczba wyroków, które zapadają w Polsce za znęcanie nad zwierzętami, a ta według danych z Ministerstwa Sprawiedliwości, z roku na rok rośnie. Warto również zaznaczyć, że obecnie obowiązujące prawo daje szereg instrumentów ochrony prawa własności, które są skuteczne, o ile rzeczywiście odbiór zwierzęcia okazałby się nielegalny czy bezpodstawny.
Komu tak naprawdę przeszkadza mocna rola organizacji? – Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem życia politycznego, żeby zauważyć, że od dłuższego czasu działalność organizacji prozwierzęcych przeszkadza tym, którzy na cierpieniu zwierząt zarabiają, a wydaje nam się, że najbardziej przeszkadza to przedsiębiorcom zarabiającym na hodowli zwierząt na futra – mówi Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva! – To w ich interesie byłoby, aby organizacje w ogóle przestały istnieć, bo nikt wówczas nie prowadziłby śledztw i nie ujawniałby prawdy o ich działalności – tłumaczy. Dyskredytowanie organizacji ochrony zwierząt to od lat podstawowy modus operandi hodowców zwierząt na futra, jednak próżno szukać w ich zarzutach wobec tych organizacji jakichś konkretnych przykładów nielegalnych odbiorów zwierząt czy samowolnego wchodzenia na prywatne posesje.
– Warto tu podkreślić, że jeśli podczas interwencji organizacji społecznej, właściciel posesji nie zgadza się na kontrolę, przedstawiciele organizacji społecznej zwracają się o pomoc do policji, która zabezpiecza zwierzęta jako dowody rzeczowe w sprawie z uwagi na to, że są to czynności niecierpiące zwłoki, szczególnie jeśli życie zwierząt jest zagrożone. Niejednokrotnie dochodzi w takich sytuacjach do wydania nakazu przeszukania posesji przez prokuratora – tłumaczy adwokat Katarzyna Topczewska – A żeby taki nakaz uzyskać, należy przedstawić organom ścigania wiarygodne dowody na popełnianie przestępstwa na terenie wskazanej posesji. Takie nakazy były wydawane na przykład podczas interwencji w schronisku w Radysach czy w hodowli zwierząt egzotycznych w Pyszącej pod Śremem. Nie ma i nigdy nie było mowy o samowolnym działaniu organizacji społecznych ratujących zwierzęta. I organizacje te nie chcą rozszerzenie swoich uprawnień, a tylko zachowania stanu prawnego, który umożliwia sprawne i skuteczne ratowanie życia cierpiących zwierząt – tłumaczy.
Przeciwnicy pozostawienia organizacjom uprawnień do odbierania zwierząt w obecnym kształcie za sojuszników mają liczne grono osób skazanych za znęcanie nad zwierzętami. Osoby te zabierały głos podczas wysłuchania publicznego w Senacie, opowiadając się za ograniczeniem organizacjom ochrony zwierząt od lat obowiązujących uprawnień, dzięki którym ich czyny zostały ujawnione i ukarane prawomocnymi wyrokami. Z drugiej strony natomiast, organizacje pokazują konkretne przykłady interwencji i historie cierpiących zwierząt, które udało się uratować dzięki już obowiązującym przepisom, a także konkretne wyroki skazujące oprawców tych zwierząt.
Źródło: Fundacja Viva!