Ratowanie koni stanowi znaczną część działań Fundacji Viva! na rzecz zwierząt. Od tego fundacja zaczynała 20 lat temu i do dziś działa w zakresie ich ochrony. Przełom roku to czas na podsumowania i plany nas kolejny rok.
W 2023 roku Viva! uratowała 16 koni, które miały zostać zabite w rzeźni. Mięsem miały zostać Kalinka, Rysio, Jawor, Murcja i Ina. Na taki sam los właściciele skazali Miśka, Pyzę, Kalinę i Kamę. Spod rzeźnickiego nożna udało się także wyrwać Bajrona, Dyzia, Galinę, Aronię, Zefira, Czako i jego matkę Czakę. Wszystko dzięki dobrym sercom miłośniczek i miłośników koni.
– Viva! nie dostaje państwowych dotacji – podkreśla Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva! – Działamy tylko i wyłącznie dzięki darczyńcom. I choć czasy są ciężkie, a darowizn znacznie mniej niż w ubiegłych latach, to wciąż udaje się nam ratować konie przed śmiercią w rzeźni. Musimy jednak pamiętać, że wykupienie konia z rzeźni to dopiero początek walki o jego godne życie. Bo każdy uratowany koń to zobowiązanie, jakie podejmujemy na lata. Kosztowne zobowiązanie – leczenia, karmienia i najlepszej na świecie opieki – tłumaczy.
Uratowane konie praktycznie zawsze potrzebują leczenia. Nie tylko bezpośrednio po przyjeździe do schroniska. Bo konie Vivy! to zwykle zwierzęta stare, schorowane, nikomu niepotrzebne. W 2023 roku Viva wzywała do stajni lekarza weterynarii aż 47 razy. Za wszystkie wizyty zapłaciła 59 000 zł. 14 razy wyraziła zgodę na operacje ratujące życie. Koszt tych operacji to 75 000 zł.
Teraz Viva! ratuje Lolka. Źrebak został zabrany od matki. Nikomu nie przeszkadza to, że to jeszcze końskie dziecko.
– Powiedzmy to wprost. Lolek ma zostać włoskim kotletem – mówi Magdalena Matulka z Vivy! – Teraz u handlarza czeka na transport do Włoch. Z zasady nie wykupujemy koni od handlarzy, bo to napędza rynek, ale w ostatnich dniach ubiegłego roku postanowiliśmy zrobić wyjątek. Rocznie w Polsce zabija się od 20 do 30 tysięcy koni, kolejnych 10 tysięcy wyrusza w ostatnią podróż do włoskiej rzeźni. Wybór tego jednego, który otrzyma szansę na długie życie, jest strasznie obciążający – tłumaczy.
Dlatego Viva! przyłączyła się do walki o wprowadzenie unijnego zakazu zabijania koni na mięso. Podpisy w Europejskiej Inicjatywie Obywatelskiej można składać na stronie www.stopubojowikoni.pl.
W 2023 roku Viva! wzięła udział w 17 rozprawach sądowych, dotyczących znęcania się nad końmi. Żeby reprezentować konie przed sądem – aktywiści pokonali w sumie prawie 5200 km.
W efekcie Viva! wygrała proces o znęcanie się nad koniem, którego życia nie udało się uratować. W tej historii pomoc fundacji przyszła, niestety, za późno. Klacz została na miejscu interwencji poddana eutanazji.
– Musieliśmy podjąć taką decyzję, aby ulżyć jej w cierpieniu – mówi Magdalena Matulka z kampanii Ratuj Konie Fundacji Viva! – W tej sprawie odbyło się 6 rozpraw sądowych. Kosztowały nas niesamowicie dużo nerwów i czasu. Ale jestem pewna, że było warto walczyć! Wyrok w tej sprawie to między innymi przepadek drugiego konia. Odebraliśmy go podczas interwencji i od tamtego dnia jest bezpieczny. A dziś już wiemy, że nigdy nie wróci do swojego oprawcy – tłumaczy.
W 2023 roku Viva! opublikowała wyniki 2 dużych śledztw. Pierwsze z nich poświęcone było nielegalnemu procederowi handlu paszportami koni na czarnym rynku. Ten proceder udało się ujawnić po tym, jak ukradziono paszport fundacyjnej, nieżyjącej klaczy Mirty. Aktywiści odkryli, że jakiś inny koń został zabity w rzeźni na podstawie tego ukradzionego paszportu.
– Zidentyfikowaliśmy całą siatkę powiązań i o wszystkim powiadomiliśmy prokuraturę – mówi Anna Plaszczyk z Vivy! – Od lat wiedzieliśmy, że handel paszportami koni na czarnym rynku kwitnie, ale nie mieliśmy dowodów. Aż ktoś postanowił ukraść paszport naszej klaczy, którą poddaliśmy eutanazji z powodu stanu zdrowia w wieku 31 lat. Paszport, wraz z nieznanym koniem, trafił do jednej z polskich rzeźni. Prokuratura wszczęła postępowanie, a my mamy w nim status pokrzywdzonego – dodaje.
Drugie śledztwo to efekt 10 lat walki o ratowanie koni z Morskiego Oka i tysięcy godzin, poświęconych na analizę danych. Viva! ujawniła, że nie żyje 64% koni, które pracowały na trasie do Morskiego Oka pomiędzy 2012 a 2022 rokiem. 433 zwierzęta zostały zabite w rzeźni, 24 zmarły, a ich zwłoki poddano utylizacji. Raport ma ponad 300 stron i zawiera wszystkie istotne informacje o losie koni, które los rzucił na ten najpopularniejszy szlak turystyczny w polskich Tatrach.
– Ten raport w każdym normalnym państwie doprowadziłby do likwidacji tego nieetycznego transportu – mówi Anna Plaszczyk – Ale oczywiście nie w Polsce. W Polsce Tatrzański Park Narodowy sprawdza, czy opublikowane przez nas dane są prawdziwe. I robi to już 4 miesiące. A ministerstwo środowiska po publikacji nawet nie skomentowało sprawy, choć bezpośrednio odpowiada za nadzór nad parkami narodowymi. Mamy nadzieję, że 2024 rok i zmiana władzy w końcu przyniesie adekwatną do cierpienia koni z Morskiego Oka reakcję władz. Oczywiście nie pozostawiamy tego losowi i podejmujemy działania w tym zakresie – tłumaczy.
W ramach walki o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka, Viva, wspólnie z Matyldą Sałajewską, artystką wizualną, zorganizowała dwa happeningi. Pierwszy to instalacja poświęcona koniom z Morskiego Oka, które zostały zabite w rzeźni. Ze stalowej konstrukcji zwisały rzeźnicze haki, a z nich – kartki z imieniem, datą urodzenia i datą śmierci w rzeźni. Wszystko zatopione w dźwiękach z trasy do Morskiego Oka.
Druga odbyła się na trasie do Morskiego Oka. 8 artystek i artystów wizualnych przygotowało symboliczne kapliczki, poświęcone koniom, które uległy tam wypadkowi. Matylda Sałajewska jest też autorką pierwszej kolekcji Fundacji Viva, poświęconej ratowaniu zwierząt. Wspólnie z Martą Woszczyną przygotowała kolekcję „Hańba Podhala”, która wpisuje w piękne i barwne podhalańskie wzornictwo i „tradycję” zamęczania koni na trasie do Morskiego Oka. W pierwszej chwili odbiorca widzi piękne rzeczy, wpisujące się w modny dziś klimat etno. Wzory są kolorowe, florystyczne, nawiązujące do sztuki Podhala. Dopiero po chwili można dostrzec w tej tradycji cierpienie. Cierpienie koni, które na trasie do Morskiego Oka ciągną wozy za ciężkie o około tonę.
– Nowy Rok niesie nam nowe wyzwania – mówi Magdalena Matulka – Nie boimy się ich podejmować, bo to co robimy daje nam satysfakcję i realnie ratuje życie koni. Czujemy również dumę, że mamy wokół nas dobrych ludzi, z ogromnymi pokładami empatii i serca dla zwierząt. To daje nam siłę i realną możliwość pomocy zwierzętom – dodaje.
Źródło: Międzynarodowy Ruch na rzecz Zwierząt Viva