Mieszka w domu wykonanym z gliny, energię czerpie ze słońca i korzysta z prywatnej przydomowej oczyszczalni ścieków. To jednak tylko namiastka jego proekologicznej działalności. Jeszcze w ubiegłym stuleciu Radosław Gawlik przyczynił się do porzucenia przez ówczesny rząd planów budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu. Dzisiaj oddaje się działalności na rzecz ochrony Bałtyku i łąk, nie zapominając przy tym o ciągle powracających dylematach związanych z energią jądrową. Przedstawiamy Człowieka Roku 2010 Polskiej Ekologii.
Tytuł Człowieka Roku Polskiej Ekologii przyznawany jest przy okazji Międzynarodowego Dnia Ziemi. Zwycięzcę wybiera kapituła konkursu, w skład której wchodzą znani działacze na rzecz środowiska oraz laureaci poprzednich edycji. Zgłoszenia napływały do organizatorów od NGOs-ów, instytucji i osób prywatnych.
W tym roku ekologiem numer jeden został działacz i społecznik Radosław Gawlik. Z ekologią jest związany od lat osiemdziesiątych, w międzyczasie był między innymi posłem na sejm i sekretarzem stanu w Ministerstwie Ochrony Środowiska. Obecnie przewodniczy Stowarzyszeniu Ekologicznemu „Eko-Unia”. Reprezentuje też organizacje społeczne w Komitecie Monitorującym Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko na lata 2007-13.
– Czuje się pan wojownikiem na rzecz ekologii?
Radosław Gawlik: – Trochę tak, bo nadal jesteśmy w trakcie wojny, nadal dzieją się rzeczy, które bardzo się nam nie podobają i którymi jesteśmy zaskakiwani. Chodzi między innymi o inwestycje degradujące przyrodę, które są prowadzone bez przemyślenia.
– Niewiele się zmieniło od czasu, gdy protestował pan przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu?
R.G.: – Właściwie tak. Decyzja o budowie elektrowni w 1988 roku nie była poprzedzona żadnymi analizami ekonomicznymi, żadną analizą wielowariantową. Dzisiaj wydarzenia w Japonii także nie skłaniają rządu do refleksji. Przynajmniej powinna zacząć się dyskusja. Tymczasem debaty nie ma, jest tylko stwierdzenie – my powinniśmy mieć elektrownię atomową i już.
– Czuje pan na sobie ciężar krytyki za to, że w Żarnowcu z elektrowni zostały tylko fundamenty?
R.G.: – Ja na to odpowiadam: na szczęście zostały tylko fundamenty. Gdyby ta inwestycja była kontynuowana, ogromnie byśmy się zadłużyli, a elektrownia i tak pewnie nie byłaby do dziś gotowa.
Zawsze też sprzeciwiam się tezom, że dla energii jądrowej nie ma alternatywy. Pierwszą alternatywą dla nas jest oszczędzanie energii, bo jesteśmy krajem bardzo marnotrawczym, zużywamy trzy razy więcej energii od krajów „piętnastki”. To dziurawe wiadro, jeśli je uszczelnimy, możemy sobie odpuścić ze dwie elektrownie. Druga alternatywa to odnawialne źródła energii, które wbrew powszechnym opiniom mogą być opłacalne. Koszty postawienia wiatraków w przeliczeniu na pozyskaną energię już teraz są porównywalne z elektrowniami atomowymi, tyle że nie generują dodatkowych kosztów w postaci chociażby konieczności składowania radioaktywnych odpadów. W trzy lata można też wybudować na przykład elektrownię gazową. Trzecią alternatywą mogłoby być zmodernizowanie sieci energetycznych, co według szacunków pozwoli zaoszczędzić około dziesięciu procent wartości zapotrzebowania na energię.
– Wykorzysta pan to, że energetyka jądrowa jest na tapecie i zobaczymy jakąś spektakularną akcję z pana udziałem?
R.G.: – My cały czas działamy w tym obszarze. Zrobiliśmy na przykład dużą akcję w rocznicę katastrofy w Czarnobylu. Łącznie odbyło się kilkanaście protestów w różnych miastach w kraju. We Wrocławiu wystąpiło na przykład dwudziestu pięciu ludzi przebranych na biało z zaklejonymi ustami, były bębny. Byliśmy też między innymi w Warszawie, Gdańsku czy Krakowie.
Obecnie jestem cały czas czynny, gdzie mnie zapraszają, tam jadę. Swoją wiedzę i doświadczenie przedstawiam, gdzie tylko mogę.
– W zeszłym roku zorganizowaliście państwo spotkanie antyatomowe w Darłowie. W tym roku będzie kolejne?
R.G.: – Na pewno aktywizacja organizacji, które się w to włączyły zaowocuje dalszymi działaniami, być może więc znowu pojedziemy do Darłowa. Ta lokalizacja nie jest przypadkowa – tam ma być zlokalizowana druga po Żarnowcu elektrownia atomowa. Tam też pokazał się lokalny ruch osób, które sprzeciwiają się powstaniu elektrowni.
– Co uważa pan za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie?
R.G.: – W latach osiemdziesiątych pokazaliśmy, że ekologia jest czymś ważnym społecznie. Po drugie pokazaliśmy, że można „truciciela” zamknąć – między innymi udało się to w przypadku Huty Siechnice, zakładów Solvay pod Krakowem, kilku zakładów azbestowych i wreszcie była to też elektrownia atomowa Żarnowiec. Oczywiście w przypadku tej ostatniej swoimi protestami tylko skłoniliśmy rząd do przeanalizowania sprawy. Państwowa Agencja Atomistyki opracowała raport, który pokazał, że inwestycji nie opłaca się kontynuować. Wtedy rząd Tadeusza Mazowieckiego zdecydował o zamknięciu budowy „Żarnowca”.
Brałem też udział w obradach Okrągłego Stołu. Tam udało się wypracować coś niebywale ważnego – przenieśliśmy leśnictwo z resortu rolnictwa do resortu ochrony środowiska. Przez to 28% powierzchni Polski znalazło się pod specjalną kuratelą. Moim zdaniem to do dzisiaj ma ogromne znaczenie.
Poza tym jako poseł w sejmie, a później jako sekretarz stanu w Ministerstwie Ochrony Środowiska uczestniczyłem w nadawaniu formy prawnej systemom finansowania ochrony środowiska, tj. Narodowemu i Wojewódzkiemu Funduszowi Ochrony Środowiska. Dzisiaj te systemy są stawiane jako wzór innym krajom na świecie.
– Usłyszałem od pana: „Ekolodzy niewiele robią, bo muszą skupiać się na blokowaniu”. Rzeczywiście uważa pan, że konieczność protestowania nie pozwala ekologom w Polsce działać?
R.G.: – Rzeczywiście chcąc chronić to, co jest bliskie dla nas i powinno być bliskie dla społeczeństwa, musimy marnować energię na blokowanie różnych głupich inwestycji. Myślę jednak, że coraz więcej jest też pozytywnych akcji i budowania społecznej świadomości. Ja z moimi organizacjami realizuję różne projekty i tylko jeden z niewielkich dotyczy monitorowania sytuacji, śledzenia i pomocy przy interwencjach. Generalnie robimy duże projekty między innymi dotyczące ochrony Bałtyku czy ochrony łąk. To wszystko jest bardziej budowaniem czy edukowaniem niż protestowaniem.
– Jak realizuje pan ekologię w swoim prywatnym życiu? Wiem, że ma pan ekologiczny dom i jest pan wegetarianinem…
R.G.: – Dom rzeczywiście wybudowałem z gliny. To oznacza, że sam proces jego budowy był znacznie mniej energochłonny od tradycyjnego. Na dachu mam kolektory słoneczne i tu na marginesie zapewniam, że jest to bardzo opłacalne: od marca do września praktycznie nie płacę za ciepłą wodę. Przy domu mamy też małą oczyszczalnię ścieków: dwa zbiorniki, dwumetrowy filtr i pompa. Tej wody używamy do podlewania ogródka. Staram się też pracować nad poprawą swojego stylu życia – coraz częściej wsiadam na rower. Wegetarianinem jestem od ponad dwudziestu lat.
Pobierz
-
201105041105550025
655599_201105041105550025 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl