Według oficjalnych statystyk dwie trzecie Ukrainek doświadcza przemocy psychicznej lub fizycznej. Większość z nich nigdzie jej nie zgłasza. Powodem takiego stanu rzeczy nie jest jednak lęk czy wstyd, jak w przypadku typowych ofiar przemocy, powodem jest tu najczęściej przyzwyczajenie.
– Kobiety, ofiary przemocy domowej, nie zostawiają swojego męża-kata, ponieważ przywykły do takiej sytuacji. Nawet jeśli od niego odejdą, to i tak powielają ten sam schemat w swoim nowym związku – zapewnia przypadkowa lwowianka, przechadzająca się Prospektem Swobody.
Czy rzeczywiście taki schemat się powtarza i dlaczego kobietom tak często zarzuca się masochizm?
Czy kultura, w której żyjemy nie utwierdza kobiet w ich bezradności wobec przemocy? Odpowiedzi na te i inne, podobne pytania postanowiłam poszukać u kobiet, które zetknęły się z przemocą domową.
Pierwsza miłość
Oksana umówiła się na rozmowę ze mną w kuchni, gdzie często przebywa, pracując w hotelu na Krymie. Do jej oficjalnych obowiązków należy sprzątanie pokoi, ale jak się później dowiedziałam, prasuje również koszule i gotuje obiady dla kierowców, dobrowolnie – jak twierdzi.
Przyszłam punktualnie o 16. Oksana niesie podgrzany na kuchence barszcz dla kierowcy, po czym zamyka drzwi i siada przy stole, koło mnie. Na pytanie, dlaczego robi to wszystko dla swoich współpracowników, odpowiada, że to normalne: – Ich żony są daleko, ktoś musi im pomóc. – po czym niemo spogląda w okno, oczekując następnego pytania.
Moja rozmówczyni skończyła trzydzieści jeden lat, ma czternastoletniego syna. Zaszła w ciążę i wyszła za mąż będąc niepełnoletnią. Mąż Oksany, technik informatyk, nie miał stałej pracy. Po pojawieniu się dziecka odciął się od rodziny. Zaczął być agresywny, szczególnie gdy mowa była o pieniądzach. W końcu wyprowadził się do swoich rodziców, gdzie znalazł aprobatę i wsparcie. Jego rodzina utwierdzała go w takiej postawie, tłumacząc, że „żona źle się prowadzi, wobec czego sama jest sobie winna”.
– Zakochałam się – tłumaczy, jakby sama sobie, Oksana. – Teraz bym tak nie postąpiła, ale to była pierwsza miłość.
Nie planowali dziecka, u niej w szkole były jedne zajęcia o antykoncepcji, jednak tabletki sprzedawane na Ukrainie bez recepty zawiodły. Oksana zaszła w ciążę. Z początku chciała usunąć, jednak nie w klinice, lecz domowym sposobem.
– Myślałam o czerwonym winie i o gorącej wodzie. Bałam się, że po aborcji w klinice będę bezpłodna – powtarza porady swoich szkolnych koleżanek.
Dzięki wsparciu rodziców urodziła zdrowego syna. Wychowuje go sama, w nadziei, że nie pójdzie w ślady ojca. Dziecko zaczęło jednak szukać z nim kontaktu. Na próżno, bowiem ojciec nie był zainteresowany swym potomstwem.
– Z jednej strony ten ślub był niepotrzebny, mąż podnosił na mnie rękę, nie utrzymywał dziecka, jednak z drugiej strony trudno sobie wyobrazić ciążę bez niego, zresztą na początku miałam nadzieję, że jakoś to będzie – wspomina.
Mąż twierdził, że idzie do pracy, po czym szedł z kolegami na piwo lub do domu rodziców.
Czy był aż tak niedojrzały, czy miał tak podły charakter, tego Oksana nie wie, ale jednego jest pewna, jej cierpliwość się skończyła.
– Gdy dzwoniłam po alimenty, odpowiadał, że nie ma pieniędzy – skarży się.
Na wezwanie do sądu się nie stawiał, sprawa więc się ciągnęła, a dziecko pozostawało bez grosza. Oksana była bezradna, jednak najbardziej nie mogła sobie odżałować bicia i braku szacunku. Tego nie może zapomnieć mu najbardziej.
Oksana uważa, że nie tylko w Tarnopolu, ale i na całej Ukrainie nie istnieje żadna pomoc dla kobiet samotnie wychowujących dziecko.
– U nas nie ma czegoś takiego – przekonuje. Na pytanie, czy szukała odpowiada: – Nie szukałam, bo wtedy w ogóle o czymś takim nie było mowy.
O pomoc finansową zwróciła się do swojej rodziny. Psychicznie wspierali ją znajomi, w większości mężczyźni, jak twierdzi.
– Jakoś łatwiej mi się rozmawiało z kolegami, bo kobiety na Ukrainie są zazdrosne o wszystko, traktują się nawzajem jak rywalki.
Będąc bezrobotną, Oksana korzystała z kursów manicure, pedicure i przedłużania paznokci, organizowanych przez Urząd Pracy. Otrzymywała też zasiłek dla bezrobotnych, wynoszący 700 hrywien. Po kursach zdecydowała się na dodatkowe, prywatne szkolenia kosmetyczne, by zwiększyć swojej kwalifikacje w tej dziedzinie. By zdobyć na to pieniądze, zatrudniła się w supermarkecie jako kasjerka.
– Jeśli wszystko było w porządku, dostawałam 150 hrywien premii. Byłyśmy stale kontrolowane, sprawdzano na przykład, czy żegnamy się z klientami mówiąc „Dziękujemy za zakupy” itp. Wszystkie kasjerki bardzo się starały, bo sama podstawa pensji była za niska, żeby z niej wyżyć – wspomina.
Na pytanie o swoje plany na przyszłość, Oksana odpowiada, że marzy o rodzinie, bezpieczeństwie i o mężu, na którego można liczyć.
Złota klatka...
Numer telefonu komórkowego do Marii dostałam od znajomych ze Lwowa. Doktoryzuje się na filologii, prowadząc jednocześnie zajęcia na uniwersytecie. Jej chłopak dzwoni podczas naszej rozmowy. Maria przeprasza i odbiera telefon.
„Tak, jestem z koleżanką w kawiarni. Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię później. No, pa!”, rozłącza się i prosi, by przypomnieć na czym stanęła nasza rozmowa, bo zapomniała. Powtarzam więc pytanie i kontynuujemy. Maria jest ze swoim chłopakiem, Andrijem, od czterech miesięcy. On bardzo nie lubi, kiedy ona wychodzi gdzieś bez niego. Poznali się przez znajomych. Przyjaciółki Marii uważają, że jej chłopak za bardzo ją kontroluje, że nie powinna była do tego dopuścić. Maria jednak tłumaczy to tym, że ma wyższy poziom tolerancji w stosunku do Andrija, bo go kocha.
– Ludzie są różni, a Andrij nigdy mnie nie uderzył. Czasami krzyczy, ale ma słabe nerwy. Za dużo stresu po prostu – zwierza się.
Nie minęła godzina, telefon znów dzwoni. To Andrij. Słyszę, jak Maria obiecuje mu, że niedługo wróci, że będzie za pół godziny i wyjaśnia, jak mnie poznała. Po czym rozłącza się i prosi o rachunek.
– Przepraszam Cię, ale mam tylko parę minut – tłumaczy wyciągając portfel.
Pomoc i późna prewencja
Najważniejszą organizacją we Lwowie, udzielającą wsparcia samotnym matkom oraz innym kobietom potrzebującym pomocy jest Zachodnioukraińskie Centrum Kobiece Perspektywy. Zastępca prezesa organizacji, Marta Czumało, uważa, że na Ukrainie Zachodniej przyjęło się najbardziej stereotypowe myślenie o kobietach, ze względu na szczególne przywiązywanie wagi do tradycji i patriarchalnego stylu życia, który, niestety, dopuszcza przemoc wobec kobiet jako „normalne zjawisko”.
– Nasze klientki to najczęściej ofiary przemocy domowej, ale mamy też sprawy rozwodowe, sprawy o podział majątku, alimenty i skargi na pracowników milicji – wylicza Czumało.
„Kobiece Perspektywy” rozpowszechniają również informacje o instytucjach, do których ofiary przemocy mogą zwrócić się z prośbą o wsparcie. Na stole, przy wejściu do biura, leży mnóstwo kolorowych ulotek, rozdawanych przy wielu okazjach przez wolontariuszki.
– Wypłacamy również zasiłek macierzyński oraz wspieramy finansowo matki z dzieckiem do trzeciego roku życia – informuje Czumało.
W Zachodnioukraińskim Centrum Kobiece Perspektywy aktywna jest niebieska linia dla ofiar przemocy, a także organizowane są szkolenia m.in. dla pracowników socjalnych i milicji na temat udzielania wsparcia kobietom.
Mimo iż wymienione działania to tylko niektóre z aktywności organizacji, większość Ukrainek i tak żyje w przekonaniu, że w ich okręgu nie istnieje żaden ośrodek pomocowy.
Pracownice „Kobiecych Perspektyw” tłumaczą taki stan rzeczy ogromną skalą problemu.
– Mamy nadmiar klientek, w ciągu tygodnia przychodzi ok. 30 osób, wiele z nich wraca np. z powodu przewlekłych procesów sądowych.
Berehyni i lalka Barbie, czyli jak być przykładną Ukrainką
Wieloletnie doświadczenie instytucji i organizacji społecznych zajmujących się ofiarami przemocy pokazuje, jak wielkie znaczenie ma edukacja jako skuteczny środek prewencyjny. Niestety, dzieci bardzo często wychowywane są na Ukrainie w przekonaniu, że kobieta powinna być podporządkowana mężczyźnie. Niezależnie od tego czy jest to przekaz niebezpośredni, badania pokazują, że większość podręczników w ukraińskich szkołach instrumentalizuje lub infantylizuje kobiety.
– Nie tylko naszych studentów, ale także wykładowców uczy się bzdurnych stereotypów, które oni później odtwarzają i kultywują w szkole, nauczając chłopców, jak być dżentelmenem i rycerzem, a dziewczynki, jak być strażniczką ogniska domowego i bezmyślną lalką spełniającą męskie zachcianki – twierdzi dr Oksana Kis, pracownik naukowy Instytutu Etnologii Państwowej Akademii Nauk Ukrainy.
Według niej przed ukraińską psychologią i pedagogiką jeszcze daleka droga do zrozumienia problematyki Gender Studies, a tym bardziej do jej nauczania. Wychowanie dzieci ma ogromny wpływ na ich zachowanie w dorosłym życiu. Na Ukrainie kultywuje się tradycyjny podział ról: pasywnej, podporządkowanej woli mężczyzny kobiety oraz niezależnego, silnego mężczyzny, który zajmuje się tylko poważnymi sprawami, jak na przykład kariera zawodowa.
Według Marty Czumało, taki model postaw prezentuje przede wszystkim cerkiew, a na zachodzie Ukrainy ma ona szczególny wpływ na codzienne życie kobiet i ich rodzin.
Brak równouprawnienia kobiet i mężczyzn przyczynia się do narastania przypadków przemocy, występuje ona bowiem tam, gdzie jeden człowiek jest podległy drugiemu. Mimo to cerkiew jest przeciwna nauczaniu o genderowej równości, której tak bardzo na Ukrainie brakuje.
Od red.: Dziękujemy autorce, p. Lucynie Dąbrowskiej za udostępnienie tekstu.
Źródło: inf. nadesłana