POLUBICKA: Sądzę, że ustawodawca powinien uprościć formalności obciążające obecnie istniejące zrzeszenia, zamiast tworzyć zupełnie nowy, „odformalizowany” typ.
Obserwując toczące się dyskusje dotyczące form organizacyjnych społeczeństwa obywatelskiego, zauważam, że bardzo nośne są idee powoływania tworów innego typu niż obecnie usankcjonowane polskim prawem. Pojawia się pokusa przenoszenia zagranicznych rozwiązań na rodzimy grunt albo wypracowywania takich, których specyfika byłaby zgodna z naszą obecną rzeczywistością społeczną. Przyglądam się z zaciekawieniem, jak kolejne inicjatywy powstają i ewoluują. Niektóre odnoszą sukces, ale są też mniej udane, które mogą być przyczynkiem do kolejnych prób. Uważam, że dzięki temu jesteśmy coraz bliżej wykrystalizowania się nowej jakości i podzielam stanowisko, że wraz ze zmianami społeczeństwa i jego potrzeb powinny powstawać odpowiadające mu formy zorganizowanej działalności społecznej.
Z drugiej strony odnoszę się z rezerwą do nadregulacji aktywności obywatelskiej. W szczególności obawiam się tworzenia nowych przepisów prawa sankcjonujących nowe typy organizacji pozarządowych bez zrozumienia ich charakteru. Sądzę, że ustawodawca powinien uprościć formalności obciążające obecnie istniejące zrzeszenia, zamiast tworzyć zupełnie nowy, „odformalizowany” typ.
Przepisy nie ograniczają różnorodności
W mojej opinii konstrukcje prawne stowarzyszenia i stowarzyszenia zwykłego nie ograniczają różnorodności. Rozpiętość między stowarzyszeniem zwykłym skupiającym trzech filatelistów-pasjonatów a stowarzyszeniem powołującym jednostki organizacyjne w kilku województwach z majątkiem obejmującym nieruchomości jest przeogromna. Oceniam obecne zapisy ustawy Prawo o stowarzyszeniach jako sprzyjające różnicowaniu się. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że statut stanowi konstytucję uchwalaną przez członków, która kreuje ustrój rzeczy wspólnej. Zdaję sobie sprawę z tego, że sądy rejestrowe i organy nadzoru nierzadko blokują takie zapisy, które nie są typowe dla większości lub nie są zgodne z dotychczasowymi schematami. W związku z tym uważam za słuszne dążenie do wypracowania jednolitej i racjonalnej wykładni prawa, a czasem do zmiany treści przepisów, gdy zajdzie taka potrzeba. Natomiast tworzenie całkowicie nowych konstrukcji, gdy praktyka jeszcze nie okrzepła, niesie za sobą co najmniej trzy potencjalne zagrożenia: jeszcze większą dowolność interpretacyjną organów państwowych, jeszcze większą zachowawczość (tj. zakazywanie na tak zwany „wszelki wypadek”) oraz posiłkowanie się „odpowiednio” orzecznictwem dotyczącym stowarzyszeń. Nie rozwiąże to problemów obecnych stowarzyszeń, a prawdopodobnie wtłoczy nowe formy organizacji w stare skostniałe ramy.
To, co spontaniczne, powinno takie zostać
Moje główne zastrzeżenia do tworzenia nowych form prawnych dotyczą przede wszystkim narzucania ich odgórnie, pisania za zamkniętymi drzwiami, na zamówienie polityczne, na przymus unijny, jako kampanię przedwyborczą itp. Ruchy oddolne, takie jak squaterskie w moim rodzinnym Białymstoku, wzbogacają strukturę społeczną. Organy państwowe nie powinny wtłaczać ich w sztywne prawne ramy, ponieważ tym, co stanowi o ich sile, jest spontaniczność i zmienność. Według mnie idealną sytuacją byłoby, gdyby dowolne osoby zrzeszały się w dowolny sposób i w dowolnym celu. Za swoją działalność odpowiadałyby głównie przed sobą, a także swoimi beneficjentami, darczyńcami i sympatykami, a niekoniecznie przed sądem, urzędem skarbowym i starostą. Sądzę, że uczestnicy takich ruchów celowo unikają kolejnych obowiązków wobec państwa i powołanie kilkunastu nowych, uproszczonych form zrzeszania się tego nie zmieni.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)