Przepis na tolerancję
Myślisz, że wiesz czym jest tolerancja? A może szukasz sposobu jak stać się bardziej otwartym na innych? Przy okazji Dni Równości i Tolerancji podajemy przepis na tę popularną dziś wartość. Uważnie przeczytaj wszystkie przykłady, a potem wymieszaj zawarte w nich składniki…
„Tolerancja to nie pusty znak, nie odwracaj się, po prostu żyj
obok nas”
- Kiedy zaczynaliśmy grać z tą tolerancją w naszym kraju nie
było najlepiej – mówi Arkadiusz Wolny, lider zespołu „Tolerancja”
ze Świętochłowic. - Czasami napotykaliśmy na zdziwienie
publiczności. Ludzie zaczęli się do nas przekonywać, dopiero, gdy
usłyszeli, że gramy na poziomie. Udało się to osiągnąć dzięki
współpracy profesjonalnych i niepełnosprawnych muzyków –
dodaje.
W „Tolerancji” grają cztery niepełnosprawne osoby, wspomagane przez
zawodowych artystów. Niepełnosprawni są także oświetleniowiec i
specjalista od efektów.
– Niektórzy członkowie zespołu to osoby mające trudności z
wysławianiem się. Kiedy jednak biorą mikrofon do ręki, okazuje się,
że nie mają żadnych problemów i świetnie sobie radzą – zapewnia
Arkadiusz Wolny.
A dlaczego nazwali się „Tolerancja”? - Chcemy nieść przesłanie
tolerancji w świat. Nie ma lepszej formy przekazu niż muzyka i niż
piosenka – dodaje lider zespołu.
Optymizm
Zwykle na jeden z wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego Justynę
podwozi bus. To samo z powrotem. Zdarza się, że na transport
Justyna musi czekać kilka godzin po zajęciach. Warszawskie Biuro
ds. Osób Niepełnosprawnych dysponuje dwoma wysłużonymi busami.
– Czasem, kiedy bus się zepsuje, jadę komunikacją miejską. Zawsze
ktoś mi pomoże – mówi Justyna z uśmiechem. - Ja tam sobie poradzę!
Szkoda innych. Są przecież ludzie, którzy mają gorzej –
dodaje.
Patrzę na tą drobniutką blondynkę, dla której pokonanie kilku
stopni, czy samodzielne poruszanie się po mieście stanowi nie lada
wyczyn. Zastanawiam się, jak ona może myśleć o innych, kiedy sama
jest w bardzo trudnej sytuacji. Ale nie współczuję jej. Bo Justyna
nie jest bezbronna. Jej optymizm wypełnia sto procent kruchego
ciała. – Może wybierzemy się kiedyś razem na dyskotekę? – pyta mnie
na odchodnym.
Luz
Mariusz też bywa na dyskotekach. Zastanawia się nawet, czy nie
wystartować w konkursie tańca. – Kiedyś kolega, który zajmuje się
tańcem profesjonalnie powiedział, że nie jest w stanie dorównać mi
na parkiecie. Bo ja całą noc potrafię przetańczyć – chwali
się.
Poza tym, że Mariusz chodzi na dyskoteki, żadna impreza w akademiku
nie ujdzie jego uwadze. Przychodzi na luzie, bez kompleksów. Po
godzinie już wszyscy go znają. Podobnie na wydziale, gdzie
studiuje. Skupia na sobie uwagę, udziela się w dyskusjach, na każdy
temat ma swoje zdanie. Często widuję go jak uśmiechnięty idzie w
stronę uniwersytetu, pod rękę z co raz to ładniejszą koleżanką z
roku. Pytam znajomą czy zna Mariusza. – Oczywiście. Pewnie chodzi
ci o tego niewidomego, wyluzowanego kolesia? - odpowiada.
Energia
Martę poznałam przy okazji wywiadu na Dzień Matki. Na rozmowę ze
mną udało jej się wygospodarować tylko kilkanaście minut między
karmieniem córeczki. Marta jest dość zajętą osobą. Studiuje
architekturę wnętrz, wychowuje dwójkę małych dzieci, stara się jak
najwięcej ruszać, żeby trenować swoje chore stawy. Choć zdarza się,
że noszenia synka na rękach musi odchorować, kolejnego dnia wstaje
z energią i wielką siłą. Pytam czy nie jest jej ciężko?
- Kiedy nie mam sił i prawie padam, wystarczy jeden uśmiech albo
słówko „mama” i już wiesz że ktoś cię potrzebuje. Dzięki
macierzyństwu, obowiązkom i radościom z nim związanym, mam dużo
więcej energii - zapewnia Marta.
Rozsądek
Magda też ma sporo energii. Zawsze pożytkuje ją w jak
najrozsądniejszy sposób. Pamiętam jej pokój. Wypucowana podłoga,
kolorowe zasłony, piękny zapach. Podpisane płyty, sztućce i garnki
na swoim miejscu. Kto by pomyślał, że tak można dbać o obskurny,
ciasny pokój w akademiku. A dla Magdy to był punkt honoru.
Oprócz porządku wokół, Magda jest także niezwykle uporządkowana
wewnętrznie. Zawsze była stuprocentowo przygotowana do egzaminów na
studia, rzetelna.
Dziś jest już po studiach. Pracuje w dwóch miejscach. Ma czas dla
siebie, wypielęgnowane paznokcie, na stole własnoręcznie
przyrządzony obiad. Magda wyznaje zasadę, że osoba niewidoma musi
mieć porządek wokół siebie. To nie jest wielka filozofia. Po prostu
żyje się łatwiej.
Angażowanie się
„Serce masz kochane, więc daj je innym jako symbol
człowieczeństwa” – takie hasło znalazłam na stronie jednego ze
stowarzyszeń osób niepełnosprawnych. Angażowanie się w pomoc może
być sposobem stawienia czoła swojej niepełnosprawności. Jest także
szansą na pomoc sobie. Dziś nie ma problemu, by osoby
niepełnosprawne angażowały się w życie. Po pierwsze mogą realizować
się w ramach swojej grupy odniesienia. I tak niesłyszący dyskutują
na forach o sensie nauki języka migowego, niewidomi wymieniają się
nowinkami dotyczącymi najnowszych technologii. Wielu korzysta z
takich jak nasza, stron internetowych, gdzie zamieszczają
ogłoszenia, szukają pracy, znajomych. Bo z ludźmi zawsze raźniej.
Dlatego niektórzy spotykają się w ramach zinstytucjonalizowanych
grup wsparcia, a inni na niwie czysto towarzyskiej. Ktoś należy do
START-u, ktoś co weekend chodzi z przyjaciółmi na basen, a
niepełnosprawna intelektualnie młodzież z Warszawy opiekuje się
pacjentami domu opieki społecznej. Ważne, by angażować się w życie,
by wychodzić do ludzi.
Czekolada
Julita sama nie lubi wychodzić z domu. W zasadzie nie musi. Ma
przecież kochanego chłopaka. Julita ma jeszcze drugą wielką miłość
– czekoladę. Uwielbia czekoladę i doskonale zna historię tego
przysmaku. Chłopak Julity wie, że najlepszym prezentem dla
ukochanej będzie tabliczka najwykwintniejszej czekolady.
– Kotek aż tak bardzo nie lubił słodyczy, ale przy mnie mu się
zmieniło - mówi Julita z radością.
On masuje jej stopy, przytakuje. Zaraz wybierają się na kolejne
zakupowe szaleństwo. Zatrzymają się przy regale ze słodyczami. On
znajdzie na półce nowy wyrób firmy Lindt, bo te Julita lubi
najbardziej. Potem Ona dokładnie pomaca pudełko, wyczuje bakalie,
po kształcie pudełka pozna markę. Jeszcze tylko nur w te
cieniutkie, eleganckie czekolady. Byle słodkie, Julita nie lubi
gorzkich. Może jeszcze kupią pralinki. Zapas na tydzień. Potem
obładowani słodkościami, wrócą spacerkiem, trzymając się za ręce.
Mają słodkie życie.
Ja
Paweł ze swojego życia też jest bardzo zadowolony. - Póki nie
zaakceptujesz siebie, nie będziesz w stanie zaakceptować innych –
to zdanie w ustach Pawła brzmi niezwykle prawdziwie. On nie tylko
tak twierdzi, ale żyje w zgodzie z tą filozofią. Choć
niepełnosprawny jest od zawsze, miał także czas buntu przeciw
swojej inności.
– Każdy, zwłaszcza w okresie dojrzewania ma taki czas, że nie
akceptuje siebie. Zdarza się, że ludzie niepełnosprawni przez całe
życie nie mogą osiągnąć równowagi. Żyją złudzeniami, marzeniami, że
może kiedyś zostanie wynaleziony lek na ich przypadłość.
Ale Paweł od dawna twierdzi, że nie ma co się użalać nad sobą. -
Nie chciałbym, żeby przy życiu trzymało mnie marzenie, że kiedyś
wynajdą lek na moją jaskrę. Jeśli to się zdarzy, świetnie. Jeśli
nie, nie ma tragedii. Ja naprawdę lubię siebie!- zapewnia.
Tolerancja, po łacinie znaczy: „cierpliwość”, „wytrzymałość”.
Jednak chyba lepszą definicję tolerancji można stworzyć po
zapoznaniu się z przykładami wszystkich wyżej opisanych osób.
Przecież tolerancja wcale nie musi polegać na tym, że jesteśmy
szczególnie wyrozumiali dla osób niepełnosprawnych, albo że dajemy
im nasze przyzwolenie na życie obok!
Oni są obok i - jak widać - potrafią całkiem dobrze sobie radzić.
Mają swoje zainteresowania, umieją się śmiać i tryskać optymizmem,
potrafią się bawić, mają zapał i energię do życia. Czasem
uruchomiają rozsądek, czasem zatracają się w działaniu albo w
miłości. Jak inni budują swoje „ja”. Wystarczy to uszanować.
Źródło: www.niepelnosprawni.pl