Koniec roku niebawem, a więc to dobry moment na przekrojowe rzucenie okiem na świat technologii. Wiele osób zapewne zechce wkroczyć w nowy rok z nowym urządzeniem mobilnym, przygotowaliśmy zatem materiał pomocniczy.
Na rynku urządzeń mobilnych znajdziemy trzy główne, najważniejsze systemy operacyjne: Android (Google), iOS (Apple) oraz Windows Phone (Microsoft). Wszystkie mają wspólne cechy, ale zdecydowanie więcej je różni – co ciekawe, głównie w oczach użytkowników. W rzeczywistości różnice nie są aż tak drastyczne, aczkolwiek kiedy już się pojawiają, mogą sprawiać problemy.
Przede wszystkim, gołym okiem widać, jak bardzo różni się polityka dystrybucji poszczególnych systemów. Android to system otwarty, dostępny dla producentów nawet bez komunikowania się z Google. I chociaż w ostatnim czasie zarząd w Mountain View sukcesywnie ukróca możliwości producentów związane z ingerowaniem w sam system, Android wciąż uchodzi za najbardziej przyjazny dla „majsterkowiczów” produkt.
Dlatego też na Androida powstaje najwięcej aplikacji, tworzonych amatorsko przez fanów i profesjonalnie przez firmy zajmujące się technologiami. Odwiedzając sklep Google Play można znaleźć niemalże wszystko, od gier, przez multum programów do zarządzania urządzeniem, aż do złożonych aplikacji skierowanych do profesjonalistów.
Łatwe jest również łączenie Androida z PC. Wystarczy podpiąć urządzenie kablem USB lub Bluetoothem, a nawet przez Wi-Fi, aby wygodnie przeglądać jego zawartość, zarządzać zasobami na karcie SD czy przerzucać pliki. W tej materii system z Mountain View rzeczywiście działa prosto, szybko i sprawnie.
Niestety, otwartość pociąga za sobą wiele problemów. Po pierwsze, aktualizacje systemowe nie są przydzielane równomiernie, co sprowadza się do tego, że wiele osób nigdy nie otrzyma najnowszych wersji Androida. Wszystko zależy zarówno od producentów, jak i chociażby operatorów komórkowych, a zazwyczaj ani jedni, ani drudzy nie przywiązują zbyt wielkiej uwagi do takich kwestii. Oczywiście najnowsze, topowe modele smartfonów otrzymują je w miarę szybko, natomiast jeśli jesteśmy posiadaczem modelu z niższej półki, możemy mieć z tym nie lada problem.
Po drugie, w przypadku Androida mamy do czynienia z tzw. defragmentacją. Chodzi o to, że system, który ma działać na tak dużej liczbie urządzeń, w rzeczywistości nie działa dobrze na żadnym z nich. Oprócz, oczywiście, najmocniejszych modeli. To też jest jedna z wad systemu Google - jest niewyobrażalnie zasobożerny. W porównaniu do takiego Windows Phone, Android to wygłodniały potwór, który połknie nawet ostatni fragment wolnej pamięci operacyjnej, doprowadzając urządzenie do stanu niemalże katatonicznego. Pod tym względem wypada najgorzej ze wszystkich.
Dla równowagi, Apple od lat produkuje system zamknięty tak bardzo, że popularnie nazywany jest „rezerwatem”. Dopiero niedawna premiera iOS 8 przyniosła ze sobą nieco większe otwarcie na ingerencje firm trzecich w software, co zaowocowało chociażby tym, że teraz użytkownicy mogą zainstalować inną, niż firmowa, klawiaturę ekranową. Wiele wody upłynęło, ale musiało to nastąpić. A życie w rezerwacie ma oczywiście swoje plusy i minusy.
Do plusów bez wątpienia można zaliczyć zdecydowanie większy poziom bezpieczeństwa (chociaż wpadki się zdarzają), niż ten oferowany przez Androida. System Google jest dziurawy, łatwo go złamać i stanowi łakomy kąsek dla cyber-przestępców. Konstrukcja iOS-a chroni go przed tego typu problemami, a i napisać na niego złośliwe oprogramowanie nie jest rzeczą łatwą. Jeżeli do kompletu posiadamy inne urządzenia sygnowane nadgryzionym jabłkiem, ich połączenie jest bajecznie proste i sprowadza się właściwie to włączenia 1-2 opcji.
A możliwości oferowane po sparowaniu poszczególnych urządzeń są całkiem rozbudowane i wygodne. Przykładowo, połączenia przychodzące oraz wiadomości SMS z iPhone’a możemy odbierać na MacBooku. Co ciekawe, do działania funkcja ta nie potrzebuje obecności urządzeń w tej samej sieci Wi-Fi, jak ma to zwyczaj w przypadku innych systemów. Przydatny jest również tzw. Handoff - dzięki temu np. tekst zaczęty na iPadzie możemy dokończyć na MacBooku, a maila, którego rozpoczęliśmy pisać na MacBooku sfinalizujemy w iPhonie. Niby nic wielkiego, ale właśnie na niewielkich, ale działających funkcjach opiera się siła Apple.
Jeśli chodzi o negatywne strony, tych również trochę się znajdzie. Większość aplikacji, które są darmowe na Androida i WP, tutaj kosztuje kilkanaście eurocentów lub kilka euro, w zależności od programu. To koszt, jaki trzeba ponieść za dostęp do aplikacji sprawdzonych tak pod kątem kompatybilności, jak i działania oraz bezpieczeństwa. Nie jest to system dla tych, którzy lubią dostosować pod siebie każdy zakamarek smartfona - tutaj większość elementów jest narzucona z góry i niemożliwa do edytowania. Z jednej strony ogranicza to pole manewru, z drugiej o wiele łatwiej utrzymać wszystko w ryzach.
Najpoważniejszą wadą urządzeń działających pod kontrolą iOS jest niestety ich cena. Tam, gdzie urządzenia z Androidem wkraczają już cenowo w klasę premium, produkty Apple mają swój początek. Nawet kilkuletnie iPhone’y potrafią kosztować ponad 2 tysiące złotych, a więc tyle, ile flagowe, nowe modele dużej części producentów korzystających z systemu Google. No i połączenie ich ze smartfonem czy komputerem innego producenta często graniczy z cudem…
W Windows Phone ścierają się dwie idee – z jednej strony, system cechuje się funkcjonalnością na poziomie Androida, z drugiej natomiast, jest to system zamknięty. Teraz część z Was pewnie zdziwi się, że Microsoft i Apple mają wspólną cechę, ale tak – Windows Phone jest ściśle nadzorowany przez Redmond. Polega to m.in. na tym, że urządzenia, na których producenci chcą zainstalować system, muszą spełniać restrykcyjne wymagania: procesor Qualcomm Snapdragon S4, minimum 512 mb / 1 GB pamięci RAM oraz wyświetlacza o rozdzielczości 480x800, 720x1280 oraz 768x1280. Ściśle przestrzegana jest również kwestia aplikacji, których nie zainstalujemy ze źródła innego, niż Sklep Windows.
Obecnie smartfony z Windows Phone produkują Samsung, HTC, Huawei i oczywiście Microsoft. Ten ostatni dba o to, by wszystkie urządzenia otrzymywały regularne aktualizacje nie odbiegające terminami od ogólnoświatowych premier nowych wersji systemu. To polityka niezwykle korzystna dla użytkowników, za co niewątpliwie należy się Microsoftowi duży plus.
Sam system opiera się na słynnych już kafelkach pełniących rolę mniejszych lub większych widżetów. Każdy z kafelków może być aktywny, jeśli pozwala mu na to aplikacja, którą obsługuje. To wygodne rozwiązanie, przypominające ciekawy miks iOS-a z Androidem – z jednej strony mamy aktywny pulpit z ciągle zmieniającymi się, bieżącymi informacjami, ale z drugiej niewiele na nim pola do manewru dla użytkowników.
Na mobilnym Windowsie skorzystamy z wielu programów, których nie znajdziemy ani na iOS, ani na Androidzie, żeby wymienić chociażby AutoCad-a czy 3D Studio Max. Oczywiście to oprogramowanie dla profesjonalistów i będziemy potrzebowali czegoś więcej, niż smartfona z serii Lumia, żeby je uruchomić, ale już tablety Microsoftu na to pozwolą.
Niewątpliwą zaletą odróżniającą WP od innych systemów jest obecność pełnego mobilnego pakietu Microsoft Office. Co prawda nie pozwala on na zaawansowaną edycję czy tworzenie nowych dokumentów, ale jest w pełni kompatybilny z desktopową wersją Office’a oraz umożliwia szybką edycję dokumentów „w ruchu”. O wiele łatwiejsze jest również parowanie urządzenia mobilnego z PC-tem, aczkolwiek do poziomu, na jakim funkcjonuje to w ekosystemie Apple Microsoftowi daleko.
Pora na wady. Te może nie są poważne, ale mogą denerwować. Podobnie, jak Google, także Microsoft pokusił się o defragmentację systemu, jednak tutaj zależy to od urządzenia. I tak na smartfonach otrzymujemy Windows Phone, na tabletach Windows RT albo x86, a na PC-tach Windows 8.1. Co prawda nie stanowi to wielkiego problemu, ale jednolity ekosystem znacząco poprawia jakość pracy.
Dobre urządzenia od Microsoftu słono kosztują. Za tablet, który po podłączeniu myszki i klawiatury mógłby pełnić rolę pełnoprawnego desktopa musielibyśmy zapłacić przynajmniej kilka tysięcy złotych (seria Surface, oczywiście). Niektórzy użytkownicy Lumii narzekają na to, że początkowo system jest absolutnie nieprzejrzysty. Ja sam testowałem swojego czasu deweloperską wersję Lumii 625 i szczerze mówiąc, przyłączam się do tych zarzutów.
Każdy z tych systemów ma swoje plusy i minusy. Jeśli miałbym wybierać ten, który sprawdzi się najlepiej dla „przeciętnego” użytkownika, postawiłbym na Windows Phone. Jest wydajny, po jego opanowaniu właściwie nic nie trzeba zmieniać i oferuje szeroką gamę budżetowych smartfonów. Android to zdecydowanie oprogramowanie dla tych, którzy potrzebują dużych możliwości personalizacji oraz uwielbiają najróżniejsze aplikacje, widżety i tego typu elementy. Natomiast iOS… Cóż, iOS jest dla ludzi, którzy dokładnie wiedzą, czego chcą i gotowi są poświęcić kilka funkcjonalności na rzecz wygodny i prostoty.
Źródło: Technologie.ngo.pl