Organizacje na rzecz dzieci i młodzieży w znakomitej większości utrzymują się z dotacji. Nieliczne podmioty jako receptę na sprawne funkcjonowanie wybrały prowadzenie działalności gospodarczej, zapewniającej finansowanie realizacji celów statutowych. O takich przykładach dla rynekpracy.org pisze Angelina Kussy.
Chcąc zapewnić najmłodszym m.in. pomoc psychologiczną, szeroko pojęte usługi edukacyjne czy twórcze sposoby na spędzanie wolnego czasu, zdecydowana większość fundacji i stowarzyszeń sięga po środki ze składek członkowskich, dotacje od samorządów, unijne i zagraniczne granty, darowizny od sponsorów oraz 1%, który odpisują na ich rzecz podatnicy. Ponadto prowadzą różne akcje charytatywne.
Pomagać niewidzialnym
Wspierać niekonwencjonalnych
Jera prowadzi również warsztaty dla najmłodszych dzieci i akcje związane z „etyką Indian”, popularyzujące wykorzystywanie rzeczy, które zakwalifikowane są jako śmieci. Dzieci podpowiadają, co i z czego można zrobić, żeby przywrócić danemu przedmiotowi użyteczność.
Założycielki fundacji potrzebowały przestrzeni na działanie, dlatego zorganizowały zbiórkę za pośrednictwem portalu Polakpotrafi.pl. Na remont willi, która stała się ich siedzibą i przygotowanie dwóch pomieszczeń warsztatowych brakowało 13 tys.; hojność internautów pozwoliła na uzbieranie aż 15 437 zł.
Kształtować zawiedzionych
Siemacha pozyskuje środki na działalność głównie z samorządów, a dzięki zorganizowanym kampaniom promocyjnym na terenach, na których działa jego 30 ośrodków, skutecznie pozyskuje środki z 1% podatku od osób fizycznych. W 2013 r. zastrzyk gotówki z tego źródła wyniósł dla nich 361 415 zł, lecz w zestawieniu ze wszystkimi wpływami liczba ta stanowiła niecały 1% wszystkich przychodów; w ubiegłym roku udało im się zebrać 280 000 zł.
Działać gospodarczo dla statutowych korzyści
Wszystkie trzy organizacje, jako podstawę finansowania swojej aktywności na rzecz dzieci, zdecydowały się na własną działalność na rynku. Nie odżegnują się od działalności gospodarczej, nie ukrywają tej oferty, z obawy przed zmniejszeniem wpływów z 1%. Jasnym jest dla nich samych i ich otoczenia, że całość wypracowanych zysków przeznaczona jest na prowadzenie działalności statutowej. Jedni planują działalność, drudzy niedawno debiutowali na wolnym rynku, inni prowadzą biznes społeczny już od bardzo dawna.
Dzisiaj przychody fundacji Jera w całości pochodzą z dotacji edukacyjnej, opłat wnoszonych przez rodziców i niewielkich darowizn. Animatorki mają w planach rozwój działalności gospodarczej. Chcą wydawać książki dla dzieci i prowadzić catering promujący świadome odżywianie, którego uczą swoich podopiecznych. Za kilka miesięcy otwierają świetlicę, która zapewni przestrzeń dla spotkań lokalnej społeczności. W wakacje chcą sprowadzić dzieci z warszawskich grup unschoolingowych na płatne warsztaty. – Chcemy być niezależne, kreować rzeczywistość i mieć poczucie wpływu na nią. Nie ma innego wyjścia, jak brać sprawy we własne ręce, zamiast oczekiwać czegoś od państwa. Czasem się coś dostaje i to jest fajne, a czasem sprawy nie idą po naszej myśli. Mamy świetny zespół, sami sobie poradzimy – podkreśla Maria Falkowska z fundacji Jera.
Przedsiębiorczość społeczna staje się coraz częściej częścią planu rozwoju przedsiębiorstwa i narzędziem, po które sięgają organizacje pozarządowe. Nie można bowiem udawać, że wolny rynek nie istnieje. Wiedza i umiejętności – zasoby organizacji pozarządowych z powodzeniem znajdą klientów wśród osób, które mogą za ich wykorzystanie zapłacić. Wartości tego popytu nie warto lekceważyć, szczególnie w sytuacji, gdy środki publiczne stają się niepewne, a granty budowane są schematycznie i modułowo. W świecie innowacji dywersyfikacja źródeł finansowania staje się nieodzowna dla organizacji pozarządowych, które szczególnie nie mogą zawieść. Odpowiadają bowiem na potrzeby grup wykluczonych i wrażliwych. Dzieci.
Źródło: Portal Ekonomiaspoleczna.pl