Przywoływana już wcześniej Andrea Dworkin, autorka wydanej w 1981 roku - Pornography. Men Possesing Women - zajmowała się głównie działaniami skierowanymi przeciwko pornografii. Stała ona na stanowisku, że „kobiety to klasa uciskana, a źródłem ich udręki jest seks. Męska dominacja opiera się na tym, że mężczyźni mają prawo uprzedmiotawiać kobiety w relacjach seksualnych”. Ten stan rzeczy należało jej zdaniem natychmiast i raz na zawsze zmienić. Metodą, która miała do tego doprowadzić było zmuszenie mężczyzn do zrewidowania zachowań seksualnych, w tym poprzez zmianę przepisów prawnych.
Pomimo protestów feministek o bardziej
liberalnych poglądach, argumentujących, że koncepcja Dworkin
zmierza w kierunku wprowadzania cenzury i ograniczania swobody
seksualnej, udało jej się – wspólnie z najbardziej konserwatywnymi
grupami – doprowadzić do przegłosowania w 1983 i 1984 roku w
Minneapolis i Indianapolis ustawy antypornograficznej.
Argumentów zarówno przeciwników pornografii,
jak i jej zwolenników jest bez liku. Trudno jest jednak zderzyć je
ze sobą jeśli z jednej strony przywoływana jest racja wolności (nie
tylko słowa) z drugiej uprzedmiotowienie ciała, komercjalizacja
seksu (a także – za przykładem Dworkin – dowód na męską dominację i
ucisk). Sprawa jest bez wątpienia delikatna i wymagająca
wprowadzenia wielu rozróżnień – nawet jeśli nie w celu
usprawiedliwienia czegoś, co jest wątpliwe, to choćby po to, aby
wyraźnie rozgraniczyć sytuacje, w których uczestnikami prezentacji
pornograficznych są dzieci lub dorośli. Bez żadnych wątpliwości
można przyjąć, że powszechna ocena rozpowszechniania pornografii
dziecięcej jest negatywna (co więcej karana na podstawie stosownych
zapisów). Tak jednoznacznej oceny nie dałoby się jednak
prawdopodobnie uzyskać co do - nazwijmy –tradycyjnej pornografii. I
choć znalezienie kogoś, kto przyznałby się (choćby prywatnie) do
oglądania pism pornograficznych graniczy z cudem, a korzystanie z
tego typu wydawnictw (czy filmów) traktowane jest jako jeden z
bardziej wstydliwych postępków, pamiętać warto, że popularność
pornografii (mierzona liczbą sprzedanych lub wypożyczanych
egzemplarzy) raczej nie spada.
Próby wprowadzenia zakazu rozpowszechniania
pornografii natrafiają co i raz na różnego rodzaju przeszkody.
Wspomniane wyżej argumenty to tylko niektóre z przywoływanych w
takich debatach. Dodać należałoby tutaj chociażby głos seksuologów
czy na przykład spory definicyjne. Ostatnio temat znowu wrócił do
polskiej debaty – jeśli stosowanie tego słowa nie jest już
nadużyciem. Temat wrócił za sprawą posła Prawa i Sprawiedliwości –
Mariana Piłki, który jest autorem projektu zmian kodeksu karnego.
Zdaniem posła pornografia negatywnie wpływa na emocje i wzmaga
przemoc. Co więcej, działa antywychowawczo, zwłaszcza na młodzież w
okresie dojrzewania. Według projektu M. Piłki przestępstwem byłoby
rozpowszechnianie każdej pornografii. Za jej (pism, fotografii,
filmów i innych przedmiotów zawierających zakazane treści)
sprzedawanie, przewożenie czy przechowywanie groziłaby kara do
dwóch lat więzienia. W tej chwili pornografia w Polsce jest
legalna, ale z wyjątkami. Dotyczą one zmuszania do oglądania lub
pokazywanie jej treści osobom poniżej piętnastego roku życia oraz
produkcji, sprowadzania lub rozpowszechniania (także posiadania)
pornografii z udziałem osób poniżej 18 lat.
Problem z projektem posła – stojącego twardo na
stanowisku szkodliwości wszelkich treści pornograficznych – polega
na tym, że nie precyzuje on co jest, a co nie jest pornografią. Sam
poseł jednak ma pogląd jednoznaczny: pornografią jest wszystko, co
pobudza seksualnie. Przy tym ujęciu ustawa, której orędowniczką
była wspomniana wyżej Andrea Dworkin, to szczyt łagodności i
liberalizmu. A projekt posła Piłki może łatwo przeistoczyć się w
obowiązujące prawo. Kto bowiem z posłanek i posłów będzie chciał
wystąpić przeciwko niemu, narażając się na podejrzenia koleżanek i
kolegów z ław sejmowych, że oto ujawnił się użytkownik takich
paskudnych produkcji? Argumenty przeciwników wprowadzenia tak
niejasnego zakazu, dotyczące obrony wolności obywateli i ich prawa
do decydowania co chcą oglądać w zaciszu domowym, bardzo łatwo mogą
zostać zakwestionowane jako mydlące oczy i usprawiedliwiające
„niezdrowe” zainteresowania. Konia z rzędem jednak temu, kto będzie
w stanie zaproponować definicję pornografii, choćby trochę bardziej
precyzyjną niż przyjęta przez posła. Co bowiem pobudza seksualnie
indywidualnego człowieka (czy jestem kobietą, czy mężczyzną) jest
wielką tajemnicą. W sumie lepiej, żeby tak zostało. Bez względu na
to, jaki jest stosunek do pism, filmów i fotografii
pornograficznych jednej czy drugiej osoby, uchowaj Bóg, żeby
najintymniejsze sprawy, dotyczące tego, co dzieje się w alkowie
między jednym a drugim dorosłym człowiekiem, rozsądzał to ten czy
inny poseł. W zakresie pornografii, ale także jeszcze paru
innych.
Tekst będzie fragmentem nowego numeru Pisma krytycznie myślących Obywateli.