W dużych miastach słowo NGO stało się już niemalże modne. – Znacznie trudniej działa się organizacjom w małych, wiejskich społecznościach – twierdzi Dorota Pieńkowska z Funduszu PAFPIO, wspierającego trzeci sektor. Czym może zajmować się organizacja w zaledwie stuosobowej wsi? Bardzo ciekawymi projektami! Przyglądamy się Stowarzyszeniu Dla Ziemi.
Powiat lubartowski (woj. lubelskie) to miejsce z klimatem, w którym mieszka wielu artystów, rzemieślników, osób wychowanych w dużych miastach lub nawet za granicą. Jedna z nich, Francuzka Nicole Grospierre-Słomińska, jest obecnie sekretarzem Stowarzyszenia Dla Ziemi. – Tu zapuściłam korzenie, urodziłam dzieci, a mój mąż zbudował dom. Kocham to miejsce – opowiada o swojej okolicy.
Stowarzyszenie powstało w 1995 roku. – W formalny sposób chcieliśmy realizować nasze pomysły i idee – opowiada założycielka i dzisiejsza prezeska, Ewa Kozdraj. Pierwsze, dość niskobudżetowe projekty, polegały na akcjach zbierania śmieci w lesie czy blokowaniu dzikiego wywozu odpadów do starego wyrobiska po kopalni. Przymiotnik „ekologiczne” widniał wtedy nawet w nazwie Stowarzyszenia. Wciąż rozszerzało ono jednak swoją działalność.
– Dziś trudno wyobrazić sobie sensowność takiego działania, ale kolejnym większym projektem było połączenie ludzi z okolicy siecią CB radio. Nawet telefony na korbkę były wtedy dostępne tylko u sołtysów – śmieje się Kozdraj.
Przełomem był rok 2003, kiedy Stowarzyszenie przystąpiło do programu „Europa bez granic”, finansowanego z funduszy przedakcesyjnych PHARE z 2003 roku. Jednym z jego elementów były konkursy dla dzieci. – W wiejskiej szkole to było coś zupełnie nowego. Dziewczynce, która zajęła pierwsze miejsce, drżały ręce i głos uwiązł w gardle, gdy odbierała od nas rower górski – wspomina Ewa Kozdraj.
– Rzeczywiście, Fundusz PAFPIO wspierał nas od samego początku – potwierdza Ewa Kozdraj. – Bez ich pomocy nie udźwignęlibyśmy teoretycznie niewielkich kosztów, np. drugiej transzy projektu młodzieżowego w wysokości 4000 zł. Właśnie z takimi problemami stykają się małe, wiejskie organizacje – dodaje.
Organizacja zatrudnia trzy osoby i pracuje z wolontariuszami, posiada też już własne biuro. – Mamy komputery, biurka, krzesła obrotowe, a nawet dużą drukarkę – wymienia z dumą prezeska. To, co tak naturalne w wielkich organizacjach, traktowane jest jako osiągniecie przez te działające lokalnie. – Właśnie dlatego lubimy wspierać małe, lokalne organizacje i do tego też zachęcamy. To efekty ich działań możemy obserwować w najbliższym otoczeniu, z nimi możemy się spotkać, porozmawiać – podkreśla Pieńkowska z Funduszu PAFPIO.
Czy prezeska Stowarzyszenia, wspominając jego skromne początki, czegokolwiek żałuje? – Naiwność nie jest wadą, ale zaletą. Nie zmieniłabym niczego! – deklaruje.
Źródło: Fundusz PAFPIO