Praca w NGO – odpowiedzialność również po naszej stronie!
Praca w organizacjach to obszar sprekaryzowania. Można narzekać na systemy grantowe i niestabilność przychodów, ale należy też bardziej skutecznie zabiegać o poprawę sytuacji pracownic i pracowników NGO – zarówno na poziomie systemowym, jak i w naszych własnych organizacjach. Nie jest to łatwe, ale da się.
Choć w organizacjach pozarządowych pracuje około 200 tys. osób, Główny Urząd Statystyczny nie poświęca zbyt często uwagi trzeciemu sektorowi. Nie śpieszy się też z obróbką danych na jego temat. W najnowszej publikacji p.t. „Trzeci sektor w Polsce”, opublikowanej w grudniu 2014 roku, znaleźć można dane za rok 2012. Można tam znaleźć informację, że pośród stowarzyszeń i podobnych organizacji społecznych z pracy etatowej korzystało 12,2% tworząc przeliczeniowo (nie zawsze są to całe etaty) 62,4 tys. miejsc pracy, a 31,4% – czyli trzykrotnie więcej – korzystało z umów cywilnoprawnych, tworząc 36,3 tys. przeliczeniowych miejsc pracy.
W przypadku fundacji dane wyglądały podobnie: 28,1% organizacji korzystało z pracy etatowej, tworząc 18,1 tys. miejsc pracy, a z pracy na umowy cywilnoprawne – 52,3% organizacji, tworząc 10,8 tys. miejsc pracy. GUS podaje, że w całym trzecim sektorze przeciętne wynagrodzenie oscylowało wokół kwoty 3100 zł brutto (w przeliczeniu na pełen etat), przy czym w fundacjach wynosiło 3300 zł brutto (nie podaje informacji o pensjach w stowarzyszeniach), co było kwotą o 300 zł niższą niż przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej i nieco ponad dwukrotnie większą niż wynagrodzenie minimalne w 2012 roku (1500 zł).
Bardzo podobne informacje na temat wynagrodzeń w pozarządówce podał Sedlak & Sedlak, który w tym samym roku przeprowadził badania sytuacji pracowników fundacji, stowarzyszeń i innych organizacji (to najnowsza edycja badań wynagrodzeń w trzecim sektorze przeprowadzona przez tę firmę). Mediana wynagrodzeń miała wynosić 3000 zł brutto, co pasuje do polskiego modelu rozkładu wynagrodzeń, w którym mediana niemal w każdej grupie socjoekonomicznej wypada od 100 zł do kilku tysięcy złotych poniżej średniej.
Sedlak & Sedlak zauważył, że najlepiej zarabiający pracownicy sektora mają od 31 do 40 lat (3500 zł brutto), długi, ale nie najdłuższy staż (11–15 lat: 3500 zł), pełnią stanowiska dyrektorskie lub zasiadają w zarządzie (5000 zł – dla porównania mediana zarobków szeregowych pracowników to 2145 zł) i pracują na Mazowszu (4159 zł – dla porównania na Dolnym Śląsku mediana to 2500 zł). Zróżnicowanie geograficzne płac jest więc w trzecim sektorze zbliżone do tego w przypadku całej gospodarki, a nawet większe – na co jednak wpływ ma zapewne ogromna nadreprezentacja podmiotów działających w stolicy, w której zarejestrowana jest 1/5 wszystkich polskich organizacji pozarządowych.
Z powyższych danych wypływa kilka zasadniczych wniosków.
Po pierwsze: w pozarządówce zarabia się mniej niż w ogóle gospodarki i mniej niż w sektorze prywatnym. Po drugie: zróżnicowanie wynagrodzeń w zależności od stażu czy nawet stanowiska nie jest duże – członkowie zarządu zarabiają statystycznie tylko dwukrotnie więcej niż szeregowi pracownicy (w sektorze prywatnym zróżnicowanie jest o rząd wielkości większe). Po trzecie i najważniejsze: fundacje i stowarzyszenia korzystają trzykrotnie chętniej z umów cywilnoprawnych niż z umów o pracę. Oznacza to, że sektor pozarządowy to typowy obszar sprekaryzowany: nie dość, że wynagrodzenia są tu niższe niż w ogóle gospodarki, to jeszcze bez porównania popularniejsze są tu umowy, które – biorąc pod uwagę zarówno kwoty, jak i preferencje pracowników – możemy odtąd nazwać umowami śmieciowymi.
Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych od chwili założenia 25 lat temu nieprzerwanie stara się systemowo działać na rzecz wzrostu zatrudnienia. Od kilkunastu lat FISE obserwuje, jak przyniesiona z Zachodu koncepcja flexicurity, czyli uelastycznionego rynku pracy połączonego z poprawą bezpieczeństwa pracowników, nie przyjęła się. Wprawdzie prawo pracy jest coraz bardziej elastyczne (poprzez rosnące znaczenie niekodeksowych form zatrudnienia), jednak nie idzie to w parze z tworzeniem instrumentów poprawiających bezpieczeństwo ekonomiczne tych, którzy pracę stracili i szukają kolejnej, albo których rynek pracy – przy ich obecnych kompetencjach zawodowych i społecznych – nie chce. Elastyczny model rynku pracy miał być odpowiedzią na bezrobocie, generując DODATKOWE miejsca pracy tam, gdzie pracodawcy nie mieli pewności co do przyszłości zamówień i perspektyw zakładu pracy. Tymczasem miejsca dodatkowe stały się miejscami standardowymi, całe branże stały się obszarem zdominowanym przez umowy cywilnoprawne, a podobną ścieżką patologii podążył sensowny skądinąd pomysł z agencjami pracy tymczasowej, które dla większości z pół miliona w nich zatrudnionych stały się raczej miejscem stałego wyzysku niż szansy na ciekawą, rozwijającą pracę w zmiennym środowisku.
Popularyzowanie umów śmieciowych przebiegało dwutorowo – poprzez naturalne mechanizmy rynkowe, ale też poprzez bierność administracji publicznej, która dopiero w roku 2014 po raz pierwszy zaczęła stosować w zamówieniach publicznych klauzule odnoszące się do formy zatrudnienia pracowników w firmach wykonujących zlecenie realizowane za środki publiczne. W trzecim sektorze znamy to dobrze – nie brakuje konkursów adresowanych do organizacji pozarządowych, w których literalnie napisane jest, że pewne zadania (często ewidentnie o charakterze kodeksowej pracy) mają zostać wykonane pracownikami zatrudnionymi np. na umowę zlecenie.
Urzędnicy też często kwestionują wysokość wynagrodzenia czy formę zatrudnienia pracowników organizacji pozarządowych realizujących zadania publiczne. Znane są przypadki, gdy urzędnik odpowiedzialny za rozliczenie projektu dziwił się, że pewne zadania rzeczywiście wykonywane są przez etatowych pracowników organizacji, a nie przez zleconą na zewnątrz firmę.
Praktyki – zarówno na poziomie decyzji urzędniczych, jak na poziomie systemowym – wskazują na to, że administracja publiczna rękami organizacji pozarządowych chciałaby po prostu wykonać jakieś zadanie publiczne taniej. A taniej prawie zawsze oznaczać ma: bez respektowania prawa pracy.
Ale nie można przerzucać odpowiedzialności wyłącznie na administrację. Za prekaryzację pozarządowego rynku pracy odpowiadamy również my – osoby które pracują w organizacjach pozarządowych i nimi kierują. I czasem zbyt łatwo, z różnych powodów, akceptujemy elastyczność bez zabezpieczeń.
Przykład z ostatnich tygodni: pewna organizacja, zajmująca się m.in. kwestiami integracji społecznej i zawodowej, podczas wypracowywania standardów, które powinny spełniać stowarzyszenia i fundacje jednej z branżowych sieci, zaproponowała konieczność zatrudnienia pracowników w standardowej, kodeksowej formule. Propozycja ta napotkała na duży opór innych organizacji o podobnym profilu, z którymi FISE próbuje budować sieć pozarządowych instytucji rynku pracy. Można zadać pytanie, jak organizacje pozarządowe mają tworzyć lepszy świat, skoro nie są w stanie tworzyć lepszego swojego podwórka?
Silne uzależnienie sektora pozarządowego od środków publicznych, a więc od kultury i mechanizmów ich przyznawania, nie tylko zdaje się sprzyjać wykorzystaniu umów śmieciowych, ale i spycha wysokość wynagrodzeń w dół. Wielu pracowników NGOsów nie widziało podwyżki od lat, mimo, że pracuje już w czwartym kolejnym projekcie, więc nie można tego stanu uzasadnić „przyklepaną” we wniosku projektowym kwotą na wynagrodzenie. Osoby, które pojawiły się pozarządówce niedawno, słyszały legendy o wpisywaniu do projektów wzrostu wynagrodzeń w kolejnych latach realizacji. Dziś można jedynie powzdychać do dawnych, złotych czasów, a to oznacza, że choć inflacja jest niska, to realna wartość wynagrodzeń dla wielu pracowników sektora pozarządowego spada.
Tymczasem nie da się mówić o stałej profesjonalizacji sektora i poprawie jego efektywności, jeśli jednocześnie model zakłada spadek realnych wynagrodzeń czy ich zamrożenie.
Jak to zmienić? Oczywiście zbiorowe, gremialne, zorganizowane zabieganie o więcej cywilizacji na polskim rynku pracy, a w szczególności o zdrowsze reguły w projektach dla NGO, są niezbędne. Jeśli nie będziemy walczyć, to nie tylko nic się nie zmieni, ale sytuacja może się jeszcze pogarszać. Ale to tylko jeden front, nieco abstrakcyjny. Znacznie bliżej jest ten front dnia codziennego, codziennej pracy organizacji. To także na naszym małym podwórku ustalamy jaka jest jakość zatrudnienia w pozarządówce. To od tego jakie my osobiście wyznajemy wartości i jak je realizujemy na poziomie grupek kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu pracujących razem ludzi, zależy nawet więcej, niż od pospolitego ruszenia w starciu z administracją, normą i kulturą taniości.
To nie jest łatwe. Żyjemy od projektu do projektu, nie mamy rezerw, etat wystawia nas na większe ryzyko. Ale to kwestia odpowiedzialności. Są przykłady organizacji, które starają się tej odpowiedzialności sprostać – FISE stara się być jedną z nich. Wiąże się to m.in. z koniecznością twardych negocjacji z grantodawcą, unikania projektów, w które wpisany jest socjalny dumping, podejmowania ryzyka działalności gospodarczej czy trudu innych form dywersyfikacji przychodów. Jeśli jednak chcemy, by sektor pozarządowy przestał dużej liczbie naszych współobywateli. Musimy w końcu wziąć odpowiedzialność za nasz fragment rynku pracy, za nasz fragment rzeczywistości tego kraju. I sprawić, by nie trzeba go się było wstydzić.
Łukasz Komuda, Krzysztof Cibor Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych
Źródło: FISE