Edukacja kulturalna powinna skupić się na dotarciu nie do młodego odbiorcy, tylko do olbrzymiej grupy ludzi, którzy nie mogą otworzyć się na nową rzeczywistość, bo nie są w stanie pozbyć się starych kompetencji.
Gdy pod koniec XIX wieku Fryderyk Nietzsche wieścił nadejście epoki nihilizmu, przywołał obraz człowieka, który całkowicie stracił grunt pod nogami, człowieka spadającego w otchłań. Te proroctwa stały się dzisiaj szczególnie aktualne – zagubienie jest naszym stanem normalnym. Od kiedy kultura, podobnie jak i sztuka, stała się towarem i straciła realną autonomię – wszystko jest dozwolone… Kryteria smaku tworzące dotychczas rdzeń kultury zmieniają się tak szybko, że nikt nie jest w stanie im sprostać. Bombardowani tysiącem obrazów, tekstów i dźwięków cierpimy na, jak to określił Milan Kundera, „nieznośną lekkość bytu”. Człowiek, który przeżywa dzień bez dostępu do mediów, ma poczucie, że nie istnieje. Paradoksalnie, takie samo poczucie nierzeczywistości towarzyszy mu, jeśli spędzi cały dzień, przeglądając strony internetowe lub kanały telewizyjne. Ale czy poczucie rzeczywistości jest nam jeszcze do czegoś potrzebne?
My, dzieci późnej nowoczesności
Nie wierzymy już w naturę inną niż medialna. Kultura masowa stała się naszym wspólnym dziedzictwem i głównym medium demokratyzacji. Każdy z nas ma prawo (i obowiązek) brać udział w powszechnej komunikacji, nawet jeśli jest ona pozorna i polega tylko na oglądaniu kanału Planete lub wiadomości BBC. Każdy też praktycznie może zostać twórcą (pod warunkiem, że ma dostęp do internetu i potrafi posługiwać się nowymi technologiami) – nakręcić film i umieścić go na YouTube, pisać bloga, robić zdjęcia. Choć nie oznacza to, że kultura popularna zdominowała sztukę całkowicie. Sztuka krytyczna tak samo korzysta z nowych technologii. Z ich pomocą nadal stawia prowokacyjne pytania, poszerza horyzonty myślowe, tworzące nasze poznawcze, estetyczne i polityczne spektrum. Udaje jej się to mniej lub bardziej, ale zawsze w obrębie systemu, który krytykuje czy podważa. Najsilniej widać to w działaniach, jakie towarzyszą słynnej wystawie „documenta” w Kassel, takich jak słynna interwencja ekologiczna Josepha Beuysa. W 1982 roku w ramach „documenta 7” artysta z pomocą wolontariuszy zasadził na terenie Kassel 7.000 dębów, ujawniając partycypacyjny wymiar rzeźby społecznej. Projekt ten do dzisiaj jest kontynuowany przez Dia Art Foundation i ma olbrzymi wpływ na środowisko Kassel. Od połowy lat 70. na „documenta” padają ważkie pytania dotyczące istoty demokracji czy nowoczesności, a mimo to w 2007 roku wystawę obejrzało ponad 700.000 widzów, jej budżet zaś przekroczył 25 milionów euro. Kultura i sztuka stają się powoli polem wytwarzania nowego kapitału, nowych idei, słów, obrazów, które później posłużą jako paliwo dla machiny ekonomicznej. Sztuka krytyczna stara się zachować dystans i odzyskać autonomię – ale rozwija się dzięki instytucjonalnemu wsparciu i ekspansji rynku sztuki, za którym stoją duże pieniądze. Dzieła wybitnych artystów – Warhola, Picassa, Duchampa – wykorzystywane były i są w reklamie na równi z wizerunkami celebrytów, kierujących się zasadą „najpierw się stań – potem się sprzedaj”. Kulturowa logika systemu sprawia, że każdy opór jest natychmiast wchłaniany i wykorzystywany. Pytanie, które towarzyszy dziś twórcom, to nie „być czy nie być?”, ale jak to sprzedać i kogo to zainteresuje.
Bóg umarł. Niech żyje Facebook!
Krążący po sieci dowcip, który nawiązuje do słynnego zdania Nietzschego, dobrze oddaje ducha czasów. Rządzą indywidualne gusta, nieuformowane smaki, dominuje brak autonomicznego sądu. Różne grupy odbiorców kierują się różnymi upodobaniami i strategiami w odbiorze kultury. To rozproszenie i brak określonego kryterium oceny powodują konkurencyjność, konfrontacje idei czy dzieł, zmuszając twórców do coraz to bardziej intensywnych poszukiwań formalnych, ale też treściowych. Efektem – łatwym do przewidzenia – są eksperymenty z tradycyjnymi formami ekspresji i działania podważające społeczne tabu, takie jak prace Damiena Hirsta, który umieścił wypreparowane martwe zwierzęta (krowę, rekina) w akwariach wypełnionym formaliną, czy instalacja Doroty Nieznalskiej „Pasja”. Artystkę oskarżono o obrazę uczuć religijnych, wytoczono jej proces, który po wielu latach zakończył się uniewinnieniem. Mamy więc i dążenie do wizji totalnej w teatrze Roberta Wilsona, łączącej wszystkie dziedziny sztuki od tańca po malarstwo czy rzeźbę, i carnal art francuskiej artystki Orlan, która uczyniła swoje ciało materiałem wieloletniego performance’u opartego na operacjach plastycznych.
Interdyscyplinarność jest trendy
Klasyczny podział na dziedziny sztuki jest nie do utrzymania. Przekraczanie granic określonych dyscyplin, wieczna mobilność i elastyczność, łączenie wielu perspektyw jest synonimem tego, co aktualne. Wiedza nie rozwija się już liniowo, ale poprzez zmiany perspektyw i tworzenie całkiem nowych dziedzin, takich jak memetyka. Od czasu, gdy upadły wyraźne podziały polityczne, mieszanie różnych perspektyw i języków jest najbardziej płodną strategią zarówno w nauce, jak i na polu kultury. Zwłaszcza na skrzyżowaniu sztuki, nauki i polityki widać, jak bardzo inspirujące mogą być wzajemne zapożyczenia, sposoby stawiania pytań czy eksperymenty na pograniczu różnych dyscyplin. Artyści coraz częściej pragną wkroczyć na teren laboratorium. Przykładem jest choćby niezwykle intensywna twórczość Zbigniewa Oksiuty, który od lat prowadzi w Kolonii badania na pograniczu sztuki, nauk biologicznych i architektury. W projekcie „Spatium Gelatum” [zamrożona przestrzeń] zajmuje się tworzeniem habitatu przyszłości i przestrzeni biologicznej, która byłaby jadalna. Dzięki współpracy z instytucjami naukowymi i przemysłem artysta może eksperymentować, wykorzystując fenomeny stanu mikrograwitacji w warunkach ziemskich i zjawiska molekularne zachodzące w zwykłej kuchni. Wyniki, prezentowane w galeriach sztuki jako obiekty i instalacje filmowe, powstają przy współpracy z muzykami, designerami i twórcami animacji komputerowych.
Komiks o Chrystusie
Nasza aktywność to surfowanie, dryfowanie od rzeczy znanych do nieznanych. W pewnym sensie podróż. Jej specyfika polega na przemieszczaniu się bez wiedzy, gdzie się znajdujemy i dokąd zmierzamy. Zagubienie realizuje się na poziomie miejsca (nie wiemy, gdzie jesteśmy, bo nie ogarniamy całości sieci – jesteśmy w labiryncie i każdy ruch pogłębia nasze zagubienie) i na poziomie znaczenia – nie wiemy, po co idziemy tam czy gdziekolwiek, nie znamy ostatecznego celu. Kondycję przeciętnego odbiorcy kultury można więc porównać do zagubienia w sieci. Tylko kim jest tzw. przeciętny odbiorca? Poczucie zagubienia mogą mieć jedynie ludzie, którzy mają świadomość utraty wyraźnych kryteriów, czyli żyją na tyle długo, że są świadkami erozji kanonu. Wraz z zanikiem uniwersalnie obowiązującego kanonu znika jasny podział na kulturą wysoką i niską, elitarną i egalitarną. Zamiast niego pojawiają się nowe podziały na kulturę mainstreamową i niszową. Filmy Almodóvara i performance Lady Gagi opierają się na kiczu i pastiszu kultury popularnej, a jednak można wskazać między nimi różnicę. Tylko że nie dla wszystkich jest ona istotna. Młodzi ludzie nie będą sobie zawracać nią głowy. Osoby poniżej 20 roku życia nie mają problemów z przyswajaniem kultury, wielość kodów nie przytłacza ich umysłów i nie powoduje metafizycznego zagubienia z bardzo prostego powodu – po prostu go nie widzą. Dla nich interdyscyplinarność jest normą. Młode oczy nie widzą chaosu, a usieciowiony świat, w którym wszystko jest możliwe – uzasadniony jest zarówno komiks o Jezusie Chrystusie, jak i obozach zagłady. Nie ma tematów tabu, nie ma form, które byłyby przypisane do jednej formuły, nie potrzebują też uniwersalnych kryteriów podziału na dobre/złe dzieło. W słynnym japońskim anime „Neon Genesis Evangelion” można znaleźć wątki biblijne pomieszane z psychoanalizą. Dla ludzi o wyrobionym smaku to prawdziwy Armagedon ducha! Młodzież na całym świecie karmi się taką newage’owską mieszanką. Nie przejmuje się, jeśli nie odczytuje filozoficznej głębi filmu „Matrix”.
Czas się odnaleźć
W polu kultury interdyscyplinarność pojawia się w trzech wymiarach. Na poziomie twórcy (gdzie staje się ona materią twórczości, a często jednym z głównych tematów dzieła), na poziomie odbiorcy, który musi wykazywać się coraz większą elastycznością i kreatywnością odbioru, co z kolei zaciera granicę między twórcą a odbiorcą. Trzecim wymiarem, który jest punktem zapalnym pogłębiającym kryzys, są instytucje promujące kulturę oraz odpowiedzialne za edukację. Instytucje, które zajmują się wytwarzaniem wzorów nadal kultywują podział na dziedziny sztuki – literaturę, malarstwo, poezję, teatr, muzykę, operę itd. Tradycyjna edukacja odtwarza granice, kawałkuje wiedzę, uczy rzeczy, które utrudniają konsumpcję współczesnej kultury i powodują u „przeciętnego odbiorcy” stres i niezrozumienie. Poczucie dyskomfortu rodzi się nie tylko z nadmiaru propozycji, ale też z braku przygotowania do odbioru i selekcji tysiąca czasopism, kanałów filmowych, festiwali i wydarzeń. Edukacja kulturalna w najbliższej przyszłości powinna skupić się na dotarciu nie do młodego odbiorcy, który świetnie sobie radzi z otaczającą magmą, tylko do owej olbrzymiej grupy ludzi, którzy nie mogą otworzyć się na nową rzeczywistość, bo nie są w stanie pozbyć się starych kompetencji. Zżera ich nostalgia za jasno wyznaczonymi hierarchiami, przez co tracą dostęp do kapitału kulturowego. Aby móc świadomie z niego korzystać – muszą się odnaleźć. Czas wytworzyć klasę kreatywną, która bierność przekuje na aktywne wytwarzanie wartości i znaczeń, której działanie będzie stanowiło bezdyskusyjnie część kultury „glokalnej” – globalnej w formie, ale lokalnej w treści. Kultura pozbawiona mocy autorytetów nadal będzie wpływać na nasz sposób postrzegania rzeczywistości i naszego własnego życia. Może nawet bardziej niż kiedykolwiek, bo nie do końca jawnie i świadomie.
Barbara Markowska zajmuje się filozofią, socjologią i teatrologią. Jest adiunktem w Katedrze Socjologii Collegium Civitas. Uczestniczyła w projektach związanych z kulturami lokalnymi i wielokulturowością. Była recenzentem programu wspomagania rozwoju kultur lokalnych w Fundacji im. Stefana Batorego (2000 r.). Koordynowała projekt Collegium Civitas „Wzmocnienie społeczno/obywatelskich umiejętności starszych kobiet w wioskach wielokulturowych w Północno-Wschodniej Polsce” (2008–2010). Głównym jego celem było tworzenie pamięci zbiorowej i odbudowa społecznych, także międzypokoleniowych, więzi poprzez opowiadanie o przeszłości i działania teatralne.