Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Jak połączyć demokrację, aktywność społeczną i prawo obywatela do dysponowania własnymi pieniędzmi? Węgrzy znaleźli sposób. Może by przenieść go do Polski?
Jak połączyć demokrację, aktywność społeczną i prawo obywatela do dysponowania własnymi pieniędzmi? Węgrzy znaleźli sposób. Może by przenieść go do Polski?
Na billboardzie zdjęcie rozjechanych psów z podpisem: „Pomóż, aby inne psy nie spotkał ten sam los”; poniżej numer identyfikatora podatkowego. W radiowym spocie reklamowym poważny głos wylicza sfery działalności Kościoła luterańskiego, apelując o wsparcie. E-mailem nadchodzi prośba od fundacji zajmującej się młodym chłopakiem, który uległ wypadkowi na lotni. Pocztą - apel o pomoc dla szkoły w małej wiosce. W teatrze przed spektaklem aktorzy zachęcają do wsparcia fundacji teatralnej - karteczki z numerem indentyfikatora podatkowego rozłożone są w foyer.
Na Węgrzech rozpoczął się okres rozliczeń podatkowych, a wraz z nim walka „o jeden procent”.
Istotą ustawy zwanej popularnie „ustawą o jednym procencie” jest przekazanie w ręce podatników prawa do decydowania o przeznaczeniu części swoich podatków. Na Węgrzech istnieją trzy progi podatkowe - 20, 30 i 40 proc. W ich ramach podatnicy dysponują - wbrew potocznej nazwie ustawy - nie jednym, lecz dwoma procentami podatku. Jeden mogą przekazać na dowolną organizację społeczną, spełniającą określone warunki formalne (najważniejszy z nich to zakaz działalności politycznej). Drugi - na jeden z blisko 90 zarejestrowanych na Węgrzech Kościołów, których lista rozsyłana jest wraz z formularzem zeznania podatkowego. Podatnik wpisuje na jeden kartonik numer identyfikatora podatkowego organizacji, na którą zdecydował się scedować 1 proc. podatku, na drugi - numer wspieranego związku wyznaniowego.
Pomysł liberałów
Ustawa weszła w życie w 1997 r. Jej koncepcja pojawiła się w roku 1991, w trakcie dyskusji parlamentarnej nad zwrotem majątku kościelnego. Głównym pomysłodawcą był Tamas Bauer z liberalnego Związku Wolnych Demokratów. Będący wówczas w opozycji ZWD zaproponował, by zamiast zwrotu majątku wprowadzić system, w ramach którego obywatele sami decydowaliby, jaki związek wyznaniowy chcą wesprzeć częścią swego podatku. Trzeba tu dodać, że na Węgrzech tradycyjnie uprzywilejowaną pozycję mają cztery Kościoły, nazywane tu „historycznymi”: katolicki, ewangelicko-augsburski, ewangelicko-reformowany oraz wspólnota żydowska. Nowy system, poza pełnym rozdziałem Kościołów od państwa, miał też doprowadzić do jednakowego traktowania wszystkich wspólnot wyznaniowych - także nowo powstałych i dynamicznie się rozwijających. Miał także pomóc w ustaleniu faktycznego poparcia, jakim cieszą się one w społeczeństwie.
W tym samym czasie pojawił się pomysł, by analogicznie rozdzielać subwencje państwowe dla organizacji społecznych. W tym czasie pieniądze te rozdzielała specjalna komisja parlamentarna - nietrudno zgadnąć, że jej decyzje zwykle okazywały się przychylne dla organizacji bliskich większości rządowej. Projektodawcom chodziło o uniezależnienie subwencji od bieżącej polityki. Liczyli też, że nowy system będzie służył kształtowaniu bliższych więzi między organizacjami społecznymi a obywatelami i wzrostowi samoświadomości podatników.
Jednak pogoda dla reformatorów nastała dopiero w 1994 r., gdy po wyborach ZWD wszedł do koalicji rządowej. Ustawę, związaną z nazwiskiem ówczesnego ministra oświaty i kultury Gabora Fodora, przyjęto dopiero w 1996 r., kiedy na skutek kryzysu finansów państwa nie dało się już dalej odwlekać reformy systemu finansowania kultury i organizacji społecznych. Początkowo proponowano, by w gestii podatników pozostawić tylko jeden procent podatków, który mogliby przeznaczyć na jakiś Kościół lub organizację społeczną. Jednak na skutek protestów ze strony Kościołów, które nie chciały konkurować z różnymi, nie zawsze szacownymi organizacjami, zdecydowano się w końcu na oddanie w ręce podatników dwa razy po jednym procencie.
Zarazem jednak za „organizacje społeczne” uznano państwowe instytucje kulturalne - nie tylko takie jak opera czy teatr narodowy, lecz także muzeum transportu czy rolnictwa oraz fundacje działające przy szkołach czy placówki służby zdrowia. Osobom, które nie chciały przekazywać procentu „kościelnego” na żaden związek wyznaniowy, umożliwiono oferowanie go na specjalny cel, corocznie ustalany przez parlament - w zeszłym roku była to budowa wałów powodziowych.
Wprowadzając ustawę, państwo nie zrezygnowało ani z finansowania Kościołów w tradycyjny sposób, ani z rozdzielania środków dla organizacji społecznych przez komisję parlamentarną.
Społecznicy na afiszu
Po czterech latach widać, że ustawa spełniła przynajmniej część pokładanych w niej nadziei. Po pierwsze, społeczeństwo akceptuje ją i wykorzystuje w coraz większym stopniu. Liczba podatników składających oświadczenia o wykorzystaniu części swego podatku - a jest to zawsze indywidualna decyzja, jako że ustawa daje możliwość, a nie nakłada obowiązku złożenia takich deklaracji - z roku na rok rośnie. W 1997 złożono nieco ponad milion oświadczeń, w zeszłym roku - niemal dwa razy tyle.
Co więcej, okazuje się, że popularniejszy jest „jeden procent” na organizacje społeczne: w roku 2000 wykorzystało go 1,4 mln podatników, podczas gdy procent „kościelny” - ok. 500 tys. osób.
Po drugie, ustawa zmobilizowała organizacje pozarządowe do walki o popularność. W okresie przygotowywania zeznań podatkowych prowadzą one rozmaite akcje informacyjne - bywa, że z pomocą agencji reklamowych. Prezentują się w telewizji i radiu, na billboardach, w Internecie. Kampanię promocyjną na rzecz aktywnego wykorzystania „jednego procentu” prowadzi też Ośrodek Informacyjny i Szkoleniowy Organizacji Pozarządowych.
Organizacje, które otrzymały część podatków, mają obowiązek publicznie ogłaszać, jak wykorzystały te pieniądze. Prasa zamieszcza mniej czy bardziej szczegółowe rozliczenia, publikowane w formie podziękowań dla ofiarodawców. Przeglądając te ogłoszenia, widzimy, jak wielkie jest bogactwo i różnorodność form aktywności obywatelskiej. Możemy np. przeczytać, że Węgierskie Stowarzyszenie Hodowców Kaktusów otrzymało 54 tys. 40 forintów (ok. 800 zł) i przeznaczyło je na działalność wydawniczą.
Jednak największymi beneficjentami „ustawy o jednym procencie” są w kolejności stowarzyszenia działające w obszarze: oświaty, służby zdrowia, opieki społecznej, kultury, nauki i religii. Socjolog Julia Szalai zauważyła, że ta hierarchia celów zasługujących na wsparcie odpowiada dziedzinom, w których już w latach 60. istniały tradycje pracy społecznikowskiej, a jednocześnie upowszechnił się obyczaj dofinansowywania owych dziedzin przez osoby korzystające z ich usług.
Blisko połowa stowarzyszeń otrzymujących wpływy „z jednego procentu” nie dostaje żadnych dotacji państwowych. Część z nich - np. stowarzyszenia przyjaciół różnych małych miejscowości - wręcz powstała dzięki ustawie. W globalnym rachunku „z jednego procentu” więcej otrzymują stowarzyszenia działające na prowincji, silnie zakorzenione w społecznościach lokalnych - co do pewnego stopnia równoważy dysproporcję w rozdziale dotacji państwowych, które w lwiej części trafiają do organizacji z większych miast, przede wszystkim Budapesztu.
Nowa demokracja
Nie brak też głosów krytycznych związanych z funkcjonowaniem ustawy. Organizacje społeczne skarżą się na tempo, w jakim urząd podatkowy opracowuje oświadczenia „o jednym procencie”. Pieniądze z danego roku podatkowego fiskus przekazuje organizacjom dopiero jesienią roku następnego.
Organizacje chciałyby też otrzymywać imienną listę ofiarodawców, by utrzymywać bardziej bezpośrednie kontakty z darczyńcami. Urząd podatkowy odmawia tej informacji, powołując się na ustawę o ochronie danych osobowych.
Organizacje krytykują wreszcie to, że w przypadku, gdy 1 proc. podatku wynosi mniej niż 100 forintów (1,50 zł), to - ze względu na koszty administracyjne - ofiarowana suma nie jest przekazywana do wskazanej instytucji, lecz „przepada” w skarbcu państwa.
Natomiast Kościoły - niezbyt entuzjastycznie nastawione do ustawy (zwłaszcza gmina żydowska) - podkreślają niebezpieczeństwo związane z gromadzeniem przez państwo danych na temat wyznania podatników. Uważają też, że ustawa je dyskryminuje, gdyż emeryci - często liczni, jeśli nie dominujący wśród wiernych - na Węgrzech nie płacą podatków, nie mogą zatem ofiarować swojego jednego procentu.
Skutki tej ustawy nie ograniczają się do finansowania organizacji społecznych i Kościołów. Sięgają znacznie głębiej. W gruncie rzeczy na Węgrzech mamy do czynienia z przekazaniem części władzy organów państwowych w ręce obywateli (podatników). W przyszłości - kiedy, być może z pomocą Internetu, powstaną techniczne możliwości bezpośredniego udziału obywateli w podejmowaniu decyzji dotyczących wydawania ich podatków - węgierskie doświadczenie może być nader przydatne.
JERZY CELICHOWSKI *
* Jerzy Celichowski pracuje w budapeszteńskim Instytucie Społeczeństwa Otwartego
Anna Rozicka, dyrektor Fundacji im. Stefana Batorego
Węgierska ustawa jest próbą systemowego rozwiązania problemu finansowania organizacji pozarządowych. Ma tę niezaprzeczalną zaletę, że w sposób bezpośredni wiąże osobę, która przekazuje swój podatek, z jego odbiorcą. Sam podatnik, a nie urzędnik, decyduje, na co wydana będzie część jego pieniędzy. W ten sposób wprowadzono mechanizm oceny organizacji przez społeczności, którym te organizacje służą.
Druga zaleta to zobowiązanie organizacji do publicznego ogłaszania, jak wykorzystały pieniądze od obywateli.
Węgierska ustawa nie jest jedynym możliwym rozwiązaniem. Czesi np. wprowadzili system finansowania fundacji z dochodów z prywatyzacji. Nie przesądzając, które z rozwiązań jest lepsze, trzeba powiedzieć, że w tej kwestii Polska pozostaje daleko w tyle.
Kuba Wygnański, Forum Inicjatyw Pozarządowych
„Jeden procent” to rozwiązanie stosowane nie tylko na Węgrzech, ale także we Włoszech i w Izraelu. Na pewno wprowadzenie go w Polsce powiększyłoby grupę osób, które chcą wspierać organizacje pozarządowe.
Inną konsekwencją byłoby powstanie swoistego rynku inicjatyw społecznych. By dotrzeć do podatników i zebrać więcej środków, społecznicy musieliby organizować duże kampanie, sporo wydawać na reklamę.
Na razie możemy tylko pomarzyć o systemowych rozwiązaniach dla wspierania organizacji pozarządowych, które - w różnych wariantach - już dawno wprowadzono w wielu krajach, np. w Czechach, Rumunii, Bułgarii czy na Węgrzech. W Polsce od pięciu lat nie możemy się doczekać uchwalenia podstawowej dla nas ustawy o instytucjach pożytku społecznego, bez której mnóstwo nowych pomysłów nie ma sensu.
Paweł Łukasiak, stowarzyszenie Akademia Rozwoju Filantropii
Na Węgrzech wprowadzono tę ustawę, bo brakowało tam pieniędzy na wspieranie organizacji pozarządowych. Dzisiaj w Polsce jest podobnie. Większość programów prowadzonych jest na zasadzie „grosz do grosza” - udaje się pomóc tylko wtedy, gdy ktoś potrafi zebrać duże pieniądze. Przykład? W pewnej miejscowości organizowany jest coroczny bal charytatywny. Ale w tym roku sytuacja finansowa mieszkańców była tak zła, że tylko kilka osób kupiło bilety. Balu nie było, pomocy też nie.
Pomysł węgierski załatwia jeszcze jeden problem - często nie wiemy, na jaki cel idą nasze pieniądze. W tym wypadku, żeby wpisać darowiznę do PIT, sami musimy wybrać i poznać organizację, której chcemy pomóc. My mamy poczucie, że pomagamy, urząd skarbowy załatwia sprawę za nas, a pieniądze mogą zostać w miejscu naszego zamieszkania.
NOT. PEN
Na Węgrzech jest prawie 4,5 mln podatników. W zeszłym roku rozdzielili oni 5,86 mld forintów (86,5 mln zł) pomiędzy ponad 18 tys. instytucji, w tym:
- 10 389 fundacji,
- 5604 organizacji pozarządowych,
- 876 fundacji publicznych (działających np. przy państwowych szkołach i szpitalach),
- 1369 teatrów, muzeów i innych placówek kulturalnych.
Z Kościołów największą popularnością cieszył się Kościół katolicki, z ponad 300 tys. podatników przekazujących mu swój „jeden procent”. Za nim znalazły się Kościoły ewangelicko-augsburski i ewangelicko-reformowany. Czwarte miejsce od lat zajmuje charyzmatyczna Wspólnota Wiary, co w swoim czasie wywołało szok wśród Kościołów tradycyjnych.
Jerzy Celichowski not.PEN
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.