Porno w bibliotece, czyli jak biblioteki radzą sobie z niechcianymi treściami w Internecie
Kilka miesięcy temu dostaliśmy od oburzonego czytelnika mrożącą krew w panoptykonowych żyłach wiadomość: za unijne pieniądze cenzuruje się Internet! Ten dramatyczny wstęp prowadził do rzeczywiście niepokojącej informacji, że w bibliotece publicznej czytelnicy nie mają dostępu do wybranych serwisów internetowych, w tym m. in. strony Fundacji Panoptykon. Winę za to ponosi zainstalowany na bibliotecznych komputerach tzw. filtr rodzinny – tak wynika z odpowiedzi, którą otrzymaliśmy z biblioteki na pytanie o zasady, na jakich dostęp do wybranych treści jest blokowany. Zainspirowani tym przypadkiem, postanowiliśmy zbadać, jak inne biblioteki w Polsce podchodzą do stosowania oprogramowania filtrującego.
Do bibliotek publicznych z miast wojewódzkich i powiatowych wysłaliśmy krótką ankietę z pytaniem, czy w praktyce funkcjonowania biblioteki pojawiały się problemy związane z korzystaniem przez czytelników ze stron internetowych i treści, z których, zdaniem bibliotekarzy, nie powinni korzystać w bibliotece. Zapytaliśmy też, czy na bibliotecznych komputerach zainstalowane jest oprogramowanie filtrujące treści, a jeśli tak, to jakie kategorie treści są blokowane, a także, czy pojawiały się przypadki błędnego zablokowania strony przez filtr. Na ankietę odpowiedziało 59 bibliotek, co nie pozwala na formułowanie uniwersalnych wniosków, ale stanowi źródło ciekawych przypadków.
Większość bibliotek próbuje sobie z radzić z „niechcianymi treściami” poprzez instalowanie oprogramowania filtrującego.
Okazało się, że naczelnym problemem, z którym zmagają się biblioteki, jest zaglądanie przez czytelników na strony pornograficzne. Zdecydowanie rzadziej jako problem postrzegane jest korzystanie przez czytelników z gier online, stron umożliwiających wymianę plików, stron z hazardem i innych. Większość bibliotek próbuje sobie z radzić z „niechcianymi treściami” poprzez instalowanie oprogramowania filtrującego. W każdym przypadku filtr jest ustawiony na blokowanie stron o treści pornograficznej, jednakże większość bibliotek ogranicza dostęp do zdecydowanie szerszego katalogu treści, od stron o tematyce rasistowskiej i ksenofobicznej, przez witryny z hazardem i o materiałach wybuchowych, po portale społecznościowe. Jako że filtry opierają się zazwyczaj na prostym mechanizmie rozpoznawania słów kluczowych, ich „ofiarą” padają strony zupełnie niewinne: nie tylko serwis Fundacji Panoptykon, ale też portale informacyjne, Wikipedia czy – jak odnotowała jedna z bibliotek – wyszukiwarka połączeń kolejowych. Różnią się też zasady na jakich blokowane są treści i dopuszczane wyjątki – w niektórych bibliotekach decyzje podejmuje dyrektor, w innej informatyk, a w jeszcze innej dyżurny bibliotekarz. Nie wszędzie czytelnik ma prawo złożyć wniosek o odblokowanie wybranej strony.
Czy oprogramowanie filtrujące to sposób na walkę z niechcianymi treściami, czy też naruszający prawa podstawowe sposób na ograniczanie dostępu informacji?
Pojawia się pytanie, czy oprogramowanie filtrujące to sposób na walkę z niechcianymi treściami, czy też naruszający prawa podstawowe sposób na ograniczanie dostępu do informacji? Wiele osób zgodzi się, że biblioteka nie jest najwłaściwszym miejscem do oglądania pornografii, ale jej zadaniem powinno być przede wszystkim umożliwianie dostępu do wiedzy, a nie jego ograniczanie.
Jedna z bibliotek zgłosiła problem z graczami, którzy zajmując komputery na zbyt długo, blokowali dostęp innym użytkownikom. Poradzono sobie z tym, instalując czasowo filtry. Jednak jeżeli celem jest zapobieżenie temu, by jedna osoba nie zajmowała zbyt długo komputera, albo żeby ktoś, kto sobie tego nie życzy, nie natknął się na treści pornograficzne, to nietrudno o alternatywne rozwiązania.
Ktoś może powiedzieć, że polskich bibliotek nie stać na takie rozwiązania, a limity czasowe trudno egzekwować. Czy takie argumenty wystarczą, żeby trzymać się pełnej niedoskonałości technologii? Pozostaje trzymać kciuki, żeby przykłady lepszych rozwiązań nie padły ofiarą filtrów rodzinnych. Choć na szczęście te - jak wiadomo - zawsze można obejść.
Źródło: Fundacja Panoptykon